Najpierw kilka słów niezwiązanych z tą wycieczką. Planowaliśmy "wypad" w Beskid Żywiecki. Niestety, z braku dojazdu, zwłaszcza w soboty i niedziele, nie można było tego zrealizować. W powiecie żywieckim doskonale funkcjonuje transport w dni powszednie. Zastanawiam się, dlaczego władzom Starostwa Powiatowego w Żywcu nie zależy na turystyce??? Gdyby zależało im, to "podkręciliby śrubę" przewoźnikom, albo jeździsz, albo do widzenia. Argument, że turyści jeżdżą prywatnymi samochodami jest nietrafiony, bo jeżdżą dlatego, że w tych dniach nie funkcjonuje transport publiczny, bo to, że busik w niedzielę z Żywca wyjeżdża najwcześniej koło 10-tej, jest kpiną z turystów.
Tyle słów wstępu. Jak na razie (odpukać) w Beskidzie Śląskim nie ma tego problemu, stąd zmiana planów i tak nasza grupa bielsko-cieszyńsko-ustrońska rozpoczyna trasę w Istebnej Buczniku o 9.24 szlakiem zielonym w stronę Stożka. Trochę się wahałem, bo już raz w tym miesiącu szedłem tym szlakiem, ale przecież po prawie 3 tygodniach wszystko się zmieniło. Poza tym cieszę się z faktu, że po raz pierwszy w moich dreptaniach towarzyszy mi bliski członek rodziny, moja siostrzenica. Serce z tej radości bije ze zdwojonym rytmem (hahaha).
Dziś nie ma widoków dalekich, w przeciwieństwie do 423 trasy, ale widać po pasmo Baraniej Góry.
Bardzo lubię, kiedy wędrują ze mną młodzi rezolutni ludzie i cieszę, bo w nich nasza przyszłość. Uważam, że należy pokazywać młodym to co wartościowe i chwała, rodzicom, dziadkom, za to, że potrafią dotrzeć argumentami do ich umysłów. Mądrość tego młodzieńca, dzisiejszego współwędrowca zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, choć ze wcześniejszych wędrówek już też podobnego spotkałem i to też dzięki jego babci. Babcie, jesteście wspaniałe!
Już wiem, że napisy przy kapliczce nie są chińskie tylko japońskie i to dzięki temu, że w pobliżu mieszka misjonarz, który święcenia kapłańskie przyjął z rąk Jana Pawła II w Nagasaki, gdzie tamten był na misji.
Młodą Górę mijamy o 10.30, tam oczywiście dołącza do nas szlak żółty z Jasnowic.
Potem spotykamy na drodze resztki śniegu i lód, który akurat tutaj można pokonać w dreptaniu.
Kiczory, szczyt o 11.36. Potem trzeba trochę zejść w dół po oblodzonym szlaku. Skałki na Kiczorach, robimy zdjęcia i idziemy do schroniska na Stożku, gdzie przybywamy o 12.13.
Miło spędzamy czas w środku i dalej w drogę żółtym szlakiem w stronę Małego Stożku(12.40). Niestety ślizgawica taka, że przejść w dół nie można, więc trzeba było iść bokami, granicą z Czechami, bo tam gdzie wydeptane, to mogą jeździć bobsleje, ale nie może iść piechur.
Najmniej zdjęć z tego odcinka między Stożkiem a Małym Stożkiem. Trzeba było dbać o swoje bezpieczeństwo. Gimnastyka, gimnastyka i jeszcze raz gimnastyka... a to służy ciału i duchowi, hahaha.
Mijamy Mały Stożek, ale dalej idziemy starym żółtym, bo znów pozmieniali jego bieg. Było wiadomo, że stary z nowym i tak się połączy. W Kobyli opuszczamy żółty szlak (13.30) i odtąd pójdziemy niebieskim.
Nad skałkami koleżanka Ela zaproponowała, żebyśmy eksperymentalnie weszli na czerwony szlak spacerowy w kierunku Łabajowa, byłem jedynym, który próbował to podważyć ze względu na niedzielne korki samochodowe z Wisły. Jednak wczesna godzina przekonała mnie, że zdążymy przed nimi i tak o 14.25 rozpoczęliśmy (debiut dla wszystkich) schodzenie właśnie tym szlakiem.
Blisko stacji kolejowej na Kopydle minął nas pociąg serdecznie pozdrawiając gwizdem, a potem już było dojście do głównej drogi w Wiśle. Autobus nam pierzchnął 8 minut temu, a następny za ponad godzinę, więc idziemy w stronę centrum Wisły. Ubawiła mnie sroka na szczycie krzyża u Ojców Salezjanów. Nie napisałem, że wcześniej spotkaliśmy lutowy podbiał, a teraz w ogrodzie przebiśniegi. Ludzie , jest końcówka lutego, a my mamy wiosnę ... i to na całego.
Byłem zaskoczony, że tak szybko można przejść z Głębiec do centrum. Tylko pół godziny...
Po przyjściu na teren byłego dworca autobusowego okazało się, że podjechał busik do Katowic. Nasi współdreptacze z Bielska-Białej odjechali nim do Skoczowa, a ja ze swoją siostrzenicą poszliśmy na kawę (espresso oczywiście) i ciasto drożdżowe do kawiarni w Pałacyku Myśliwskim Habsburgów, będącym dziś siedzibą wiślańskiego PTTK. Niesamowite, ile osób z tego znamienitego rodu w tym budynku kiedyś przebywało, oczywiście, kiedy był on postawiony na Przysłopie pod Baranią Górą.
Potem powrót na były dworzec autobusowy i okazuje się, że po kawie urosła mi 3 noga, hahaha, ale na ostatnim zdjęciu już jest wszystko w porządku. Meta o 16.30.
Autobus opóźniony z powodu niedzielnego wiślańskiego korku, ale tylko 13 minut.
Piękna trasa, do zapamiętania z różnych względów.
Witaj Stasiu! Z taką ekipą jak na Twoich zdjęciach- można powędrować na koniec świata!
OdpowiedzUsuńPrzejście ze Stożka na Mały Stożek po oblodzonym szlaku to naprawdę wyczyn. Ale co to dla takich Piechurów jak Wy! Przejście eksperymentalne nowymi ścieżkami – wspaniała sprawa. Warto czasem zreformować plan wycieczki.
Chłonę Stasiu Twoje opisy i podziwiam zdjęcia. Piękne widoki i wiosnę w powietrzu i ... trawie.
Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo zdrowia i kolejnych fantastycznych tras :-)
Rzeczywiście z nimi można wędrować wszędzie... i dobrze, że rośnie narybek, hahaha
UsuńDziękuję za wizytę i pozdrawiam serdecznie.
tu Was troszkę dreptało...piękna trasa:)))
OdpowiedzUsuńGromadnie raźniej.
OdpowiedzUsuń