wtorek, 2 lipca 2013

379 trasa - 02.07.2013

Ustroń Manhatan - Myśliwska - Na Kępie - Mała Czantoria - Wielka Czantoria - Stokłosica - Ustroń Polana.

Beskid Śląski. Okolice domu...
To miała być trasa borówkowa, ale jak potem na Czantorii okazało się, borówki są, ale takie prawdziwe zbieranie będzie możliwe za tydzień. Są już w części dojrzałe, ale w bardzo nasłonecznionych miejscach, a przy dzisiejszym upale wolałem nie ryzykować.
Pora wracać do trasy, którą rozpocząłem wychodząc z domu o 9.30. Jest piękna słoneczna pogoda i dobrze się idzie. Po dojściu do ulicy Myśliwskiej o 9.41 wchodzę na żółty turystyczny szlak i nim pójdę aż na Małą Czantorię. Na Kępie melduję się o 10.15 i potem już mozolna wędrówka zboczem Czantorii.
Jakże radośnie, kiedy widzę schodzące z niej dzieciaki. Dziś takich wycieczek będzie więcej. To oznacza, że dreptanie w narodzie nie zginie i bardzo dobrze, niech nowy narybek uczy się tego, jak w piękny sposób można połączyć sport z innymi dziedzinami.
Na Małej Czantorii o 10.55 zmieniam szlak na czarny (na szczyt nie odbiłem). Teraz widać góry Beskidu Śląskiego , głównie Równicy, pasma Klimczoka i Skrzyczne. Widoki dziś są dalekie, ale niezbyt wyraziste.
Potem napotykam borówkowe miejsce, o którym już pisałem.
Bar Ranczo, zawsze ten sam uśmiechnięty człowiek. Kupuję widokówki i na piwo udaję się do pobliskiego czeskiego schroniska (dziś dowiedziałem się, że schroniskiem już nie będzie; na razie jest bufet, a w dalekiej przyszłości będzie restauracja). Spędzę tutaj czas od 11.45 do 12.05. Beczkowy złoty bażant smakuje nadzwyczaj wybornie na świeżym powietrzu.
Potem dalej na szczyt Wielkiej Czantorii (12.15), a tam z marszu wychodzę na wieżę widokową.
Potem zmieniam czarny szlak na czerwony i o 12.35 rozpoczynam schodzenie do Ustronia Polany.
Na Stokłosicy wstępuję do sokolarni, podziwiam pierzaste drapieżniki, a z jednym z nich, z jastrzębiem na zakończenie pobytu robię sobie zdjęcie. Wyszło mi, że jestem tańczącym z jastrzębiem.
Pora schodzić dalej. Ten szlak do Polany jest stromym i trzeba było iść wolno, ale wszystko było w porządku. Po raz pierwszy schodziłem nim w dół, dotąd zawsze wychodziłem. Myślę o odcinku pomiędzy stacjami wyciągu. Cieszyłem się też z tego, że szlak wiedzie lasem i nie muszę odbierać bezpośrednio mocnego dziś działania promieni słonecznych.
Meta na przystanku autobusowym w Ustroniu Polanie o 13.49, a trzy minuty później już mam autobus. Śpieszno mi do domu, bo tam chora Perełka i muszę znowu zaaplikować jej dawkę lekarstwa, czego ani ona nie lubi, ani ja. Trudno, trzeba się przemóc, bo zdrowie kochanego zwierzątka ważniejsze.

2 komentarze: