Miałem dylemat, co zrobić z czasem pozostającym po wizycie u lekarza w Cieszynie. Prognoza pogody nie była zbyt ciekawa, ale na wszelki wypadek zaplanowałem sobie dojście do Żermanic nad zaporę.
Rano wszystko poszło sprawnie, więc opuszczam na kilka godzin kraj i udaję się do Republiki Czeskiej.
Z Czeskiego Cieszyna autobusem przyjechałem do Cierlicka. Musiałem trochę podejść i już o 9.35 mogłem wyruszyć na dzisiejszą trasę sprzed Urzędu Gminy Cierlicko (Těrlicko) początkowo bezszlakowo, w stronę głównej drogi.
Zauważam jednakowe domy wzdłuż drogi i okazało się, że powstały w czasie kiedy budowali zaporę. Ludzi z zalanych terenów osiedlono właśnie w tych domach.
Zaglądam im do ogródków i focę kwitnące krzewy i inne kwiaty. Wczoraj na 372 trasie dominowała fauna, a dziś będzie flora.
Zatrzymuję się na kwadrans U Milušky na czopowanego radegasta. Potem dalej drogą i mam tylko jedno zdjęcie w kierunku jeziora w Cierlicku.Ale dziś nie pora na pokazywanie jego uroków, tylko w pewnym momencie wejdę na szlak niebieski w stronę zapory w Żermanicach. I ten odcinek trasy jest już mi znany z ubiegłego roku.
Wczoraj w Leśnym Parku Niespodzianek nie było zająca, za to dziś jeden przede mną kicał, choć daleko.
Sobieszowice, z daleka widoczny kościół i obok wieża ciśnień. Jestem tam na rozdrożu o 10.53.
Potem spotykam sympatyczną mamę ze swoją córką. Nie może obejść się bez zdjęcia.
W końcu widać jezioro. Focę go z różnych stron. Sama zapora jest w remoncie, głównie nawierzchnia.
W miejscu zmiany szlaku na czerwony jestem o 11.20. I od tej pory do mety ten odcinek to mój debiut.
Potem miejscowość Luczina. Wchodzę do niej o 11.35. Zaczyna padać deszczyk, majowy to przyjemny. I tak przez całą miejscowość będzie padał i przestawał kilka razy.
Za końcówką jeziora, pokażą się wyraźniej góry Beskidu Śląsko-Morawskiego z ich najwyższą - Łysą Górą.
Przestanie padać, kiedy dotrę do Górnych Domasławic - o 12.24. Pójdę spory odcinek lasem i to dobrze, bo nie będę musiał nic focić (jakoś dziś nie kręci mnie ta czynność).
Vojkovice - 12.48. Idąc przez tę miejscowość zaczyna się odczuwać mocne działanie promieni słonecznych, a cienia mało. Ale to nic, ważne, że już nie pada i że nie ma burzy.
Wreszcie pojawi się tablica z nazwą Dobratic, a to oznacza, że jestem blisko mety na przystanku kolejowym Dobratice pod Praszywą. Przystanku mi znanego, gdyż już kilka razy wcześniej na nim rozpoczynałem wędrówkę właśnie na Praszywę.
Dziś tutaj jest meta. Jeszcze tylko spojrzenia na pobliską Praszywę i dalszą Łysą Górę i można spokojnie czekać na pociąg do Czeskiego Cieszyna.
Kończę trasę o 13.22, którą nazwałem asfaltową, gdyż cały czas nim szedłem, a o 13.47 już będę miał pociąg.
Specjalnie wybrałem trasę równą, aby ćwiczyć nogę, która jeszcze nie zdałaby egzaminu podczas wędrówki górami. Bardzo w sumie sympatyczna trasa.
pozdrówka...a wycieczka super:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie i tak samo pozdrawiam.
Usuń