środa, 16 września 2020

872 trasa - 15.09.2020

Hrádek - Chata Hrádek - Chata Filipka - Filipka - Návsí.

Piękność z oczka wodnego przy Chacie Filipka. Idąc w jej kierunku usłyszeliśmy od starszego małżeństwa, że nie doszli tam, gdyż ktoś im powiedział, że jest zamknięta. Dla nas to nie ma znaczenia, bo i tak idziemy jeszcze dalej... i okazało się, że mimo, iż jest zamknięta to dla nas była otwarta.
Aktualnie Chata Filipka zamknięta jest przez 2 dni w tygodniu, mianowicie we wtorki i w środy.
Tak do końca nie było to pewne czy ta dzisiejsza wędrówka będzie, bo tak chciałem iść i nie chciałem... i decyzja o pójściu powstała spontanicznie. Idziemy w trójkę i ma to przypomnieć pierwszą naszą wspólną wędrówkę jeszcze z tamtego wieku. Wtedy z koleżanką zaczynaliśmy w Nawsiu a kończyliśmy w Gródku, czyli odwrotnie niż dziś. Dziś idzie także siostra koleżanki.
Przez ten tydzień prowadzone są prace na torach kolejowych od Bystrzycy i pociągi mogą jeździć różnie (spóźnienia), ale nam to wcale nie przeszkadza. Rano z dojazdem do Gródka problemów nie było i mogliśmy o 8.45 rozpocząć trasę zielonym szlakiem. Wiadomo, że żeby wyjść na jakiś szczyt, to trzeba iść pod górę i tak mamy właściwie od samego początku, raz bardziej stromo, raz mniej.
Widoki na Beskid Śląsko-Morawski o tej porze dnia są dobre, a i Trzyniec po raz pierwszy z tych miejsc dobrze jest widoczny.
Przy Zborze Kościoła Braterskiego mijamy pomnik Wincentego Witosa, który jakby przechylił się w prawo.
Pierwsze grzybki jednorazowego użytku spotykamy w lesie. Nie wchodzimy w las za jadalnymi mimo, że rosną. Grzybiarze są. Poszczęściło się, bo później przed Filipką była cała kolonia kur a nie kurek... potem jeszcze rydze, maślak, gniewuski i zajączki... i wszystko to bez schodzenia ze szlaku.
Cieszymy się, bo trafiamy na otwartą Chatę Hrádek i będziemy tam od 9.50 więcej niż pół godziny. Delektujemy się ciemnym Bernardem. Stwierdzamy, że to dobre miejsce na choćby tygodniowy pobyt. Wszystko jest, nawet basen na zewnątrz.
Trzeba znowu iść mocniej pod górę, ale widoki dodają animuszu. Pierwsze stado krów, bo dziś będzie ich kilka, tak jak kilka będzie stad owiec.  Jeden bysio ma wiele loków na byczej twarzy i kiedy zapytałem, czy lokówkę nocą do tego wykorzystuje, to zaczął się paść. Potem dzwonnica św. Izydora wraz z kamieniami ze znakami zodiaku.
O tym, że mimo zamknięcia zastaliśmy otwartą Chatę Filipka już pisałem. Równą godzinę w niej, a raczej na zewnątrz spędziliśmy od 11.30.
Następnie zmieniamy kolor szlaku z zielonego na żółty i nim przejdziemy obok starej pięknej chaty, w której dziś ktoś był, o czym świadczy otwarte okno i samochód przy niej. Teraz mamy widoki na pasmo Skrzycznego po Czantorię, która na zbliżeniu pokazuje nawet dach schroniska.
Szczyt Filipki osiągamy o 12.40 i teraz już tylko w dół. Do tej pory przy tym szlaku był tylko jeden krzyż kogoś, kto stąd odszedł do Pana. Tym razem niżej mamy świeży, bo z kwietnia tego roku.
Dziewięćsiły w tym roku znowu duże i piękne, bo rok temu były mizerne. Tam gdzie to możliwe to spoglądamy na przeciwległą odnogę z Chatą Hrádek.
Mówiłem dziewczynom, że zbliżamy się do wanny, w której przed laty brałem kąpiel, a tu niespodzianka, bo wanna teraz służy owieczkom i to stado całe oznaczone jest pomarańczową kreską na grzbiecie.
Trochę dalej pod lasem jest inne stado z czarnymi głowami.
Po wyjściu z lasu oglądamy się wstecz na Filipkę, na Stożek i zaraz potem zastajemy przy drodze młodą parę strachów. Oczywiście wpraszamy się w gościnę, tak jak chwilkę później w gościnę do innej zagrodowej pary. Widzimy też bardzo wielkie pieczarki w trawie, ale na ogrodzonym terenie, tak, że zbieractwa tegoż nie będzie.
Jakże wielka zmiana jeśli chodzi o widoki, teraz już są niewyraźne i sporo mgiełki w powietrzu, a dodatkowo idziemy pod ostre słońce. Kolejne stado krów nas żegna w milczeniu i szukające cienia.
Będąc blisko stacji kolejowej w Nawsiu widzimy wjeżdżający pociąg, ale nas to nie rusza. Dziś nic nas nie goni i możemy poczekać na następny, bo nie będziemy lecieć przez drogę pełną samochodów.
Dla mnie późniejszy wyjazd stąd jest opłacalny, gdyż po przyjeździe do Cieszyna nie będzie już tyle uczniów wracać ze szkół. Rano mogłem się przekonać, że kierowcy zabierają tylko tyle osób ile miejsc siedzących, reszta została na przystankach. Co prawda wsiadam na pierwszym przystanku zaraz za granicą państwową, ale młodzież już w ubiegłym roku nauczyła się tutaj schodzić, by usiąść w autobusie.
Meta trasy na terenie stacji kolejowej w Nawsiu o 14.20, za pół godziny następny pociąg do Czeskiego Cieszyna.
To była bardzo lajtowa trasa, bo nie byliśmy związani żadnym terminem, żadną godziną, żeby gdzieś zdążyć, a taka sytuacja rzadko się zdarza.





2 komentarze:

  1. Świetna wycieczka. Jakim cudem znajdujesz te grzyby? Ja nigdy nic nie umiem znaleźć nawet jak idę specjalnie na grzyby do lasu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzę i nie widzę, a czasem patrzę i są... taka prosta recepta. Miałem wielką ochotę na kanie, ale nie było. Kurki i rydze też smakowały.
      Wycieczka na luzie ma swoje wielkie plusy i tym razem tak było. Wszystkiego dobrego.

      Usuń