środa, 9 września 2020

871 trasa - 05/06.09.2020

Kozłówka - Nałęczów - Wąwóz Korzeniowy Dół - Kazimierz Dolny - Jacentów - Sandomierz - Baranów Sandomierski.

Kozłówka. Wielkie moje odkrycie, bowiem dotąd wiedziałem, że znajduje się tutaj Galeria Sztuki Socrealizmu, a o tym, że jest wspaniały zamek nie miałem pojęcia. Tymczasem zamek jest a w nim Muzeum Zamoyskich i już teraz wyjawię, że z wszystkich odwiedzanych zespołów zamkowo-parkowych, ten najbardziej spodobał się mojemu sercu.
Tutaj też zaczynamy sobotnie zwiedzanie o 9.40 po przyjeździe autokarem z Lublina. Uważam to za początek tej trasy. Znowu grupa podzielona na mniejsze podgrupy, ale już 10-osobowe. Jestem w pierwszej zmianie i to dobrze, bo będzie potem więcej czasu na zwiedzanie indywidualne.
Być może, że na moją opinię o zamku ma wpływ śliczna i bardzo miła przewodniczka, która nie ograniczyła się do tego co mówiły nagrania, ale bardzo dużo informacji podawała od siebie.
Zachwyt nad wnętrzami, eksponatami. Jest gramofon z płytą. Podobno to "Mały biały domek". Jest to możliwe, przecież to przedwojenna piosenka.
Ostatnia właścicielka zamku uciekła przed zbliżającą się Armią Czerwoną do Warszawy zabierając najcenniejsze rzeczy i właśnie to wszystko utraciła w Powstaniu Warszawskim, a to co zostało tutaj, przetrwało i to są oryginalne eksponaty.
Myślę, że więcej nie powinienem pisać, bowiem tu i wszędzie indziej pozwolono robić zdjęcia, które może kogoś skłonią do odwiedzin tych miejsc. Niech każdy zobaczy osobiście, bo to zupełnie inny odbiór niż fotki, czy filmy. Jeśli wspomniałem o filmach, to tych tutaj sporo było nakręcanych.
Poza tym blog ten nie ma za zadanie powielać wiadomości dostępnych w necie, czy w książkach, ale ma pokazywać dany moment wycieczki.
Tutaj znajduje się pokój Prymasa Tysiąclecia, w którym ukrywał się podczas II Wojny Światowej. Pokój ten jest przy zamkowej kaplicy.
Spore wrażenie robi także Galeria Sztuki Socrealizmu. Z głośników płyną dźwięki będące przestrogą przed ewentualnym powrotem tamtych czasów, co przekłada się na to, żeby dzisiejszym politykom patrzeć na ręce, zwłaszcza tym, którzy mają zapędy dyktatorskie.
Powozownia w porównaniu z tą z Łańcuta jest maleńka ale też ciekawa.
Po wypiciu kawy w restauracji przy parkingu o 12.45 opuszczamy to bardzo polubione przeze mnie miejsce.
Kolejny punkt to Nałęczów z Pijalnią Wód. Będziemy tam między 13.30 a 14.50. Słońce mocno grzeje, dlatego szukam cienia w parku uzdrowiskowym i podziwiam ptactwo wodne, głównie łabędzie i kaczki.
O 15.30 jesteśmy już w Kazimierzu Dolnym, ale przy wąwozie Korzeniowy Dół. To prawie półkilometrowy odcinek wąwozu o glinianym podłożu i tylko w taki dzień jak dziś, czyli słoneczny, można w miarę bezpiecznie nim się poruszać... a wydeptany jest solidnie. Ciekawe i piękne miejsce.
Sam Kazimierz Dolny przywita nas o 16.12. Od razu na drodze kocie łby i trzeba uważać, żeby nogi nie skręcić. Wspinamy się na Wzgórze Zamkowe do ruin, skąd widać rzekę Wisłę i okolicę. Potem baszta, a z niej z kolei zaglądam do Puław, gdyż w latach 80-tych współpracowałem z Zakładami Azotowymi.
Potem przejście na Górę Trzech Krzyży, skąd przepiękny widok na okolicę.
Po zejściu przechodzimy przez rynek w stronę klasztoru ojców Reformatorów. Do środka nie wchodzimy, bo akurat rozpoczęła się msza święta, więc podziwiamy widoki... i tutaj stąd widać jaka to maleńka miejscowość, ale bardzo pięknie położona.
Potem trochę czasu wolnego, część z nas kupuje tutejsze koguty z ciasta, część inne bardziej trwałe pamiątki, a ja podziwiam życie na rynku. Ciągle wszystko w ruchu. Tak jak kwiatek pasuje do kożucha, tak tutaj pasuje Indianin ze szczepu "Tatamajaja".
Przechodząc w stronę Małego Rynku mijamy pracownię Jana Wołka, który jest także znakomitym tekściarzem i jedna z Jego piosenek także tutaj będzie.
Odjeżdżamy z Kazimierza Dolnego o 19.15 na nocleg do hotelu Magnat w Jacentowie, gdzie meldujemy się o 20.45. Obiadokolacja, zakwaterowanie i potem dzięki właścicielowi mogliśmy jeszcze spotkać się przy piwku, ale niezbyt długo, gdyż oni też chcą spać.
Z Jacentowa jest tylko jedna fotka i to pierwsza z niedzieli, a jest z nią zapłakana deszczem szyba autokaru, bo zaczęło lać, choć w nocy też padało. Opuszczamy hotel o 7.57, by o 8.25 dotrzeć do Sandomierza.
Trochę pada, więcej niż trochę nie pada. Różnie to było jeśli chodzi o korzystanie z parasola.
Od Nałęczowa nasza pani Wiktoria będąc pilotką jest jednocześnie przewodniczką. Czyni to bardzo profesjonalnie i czuć, że kocha to co robi. Uważamy ją z racji wieku za naszą córkę, bądź wnuczkę i na takich relacjach to się odbywa.
W Sandomierzu zaczynamy od Wzgórza Zamkowego, potem przechodzimy do centrum by pokonać Podziemną Trasę Turystyczną. To jest twór wykonany przez górników podczas prac związanych z zabezpieczeniem miasta przed zawalaniem się domów, gdyż w dawnych wiekach pod domami były piwnice, magazyny towarów nawet na głębokości 12 metrów.
Tutejsza przewodniczka w bardzo dowcipny sposób prowadziła nas podziemiami i tym nas ujęła, ale już po czasie dowiedziałem się, że właśnie tam na dole jest pokazana historia Sandomierza, nawet jedno zdjęcie pokaże flisaków. Niestety ta pani na ten temat nawet się nie zająknęła, a powinna, bo po to wykonano sceny historyczne.
Czas wolny to jest zawsze czas, który najbardziej cenię na zorganizowanych wycieczkach, tym razem dłuższy i z tego się cieszę. Nie wychodzę na Wieżę Opatowską, bo już ostatnimi czasy mam w nogach kilka wież, a ten czas przeznaczam na modlitwę w Kościele św. Ducha, w którym jest obraz Jezusa Miłosiernego słynący z Łask.
Wspólne zwiedzanie rynku, przejście do sandomierskiej Katedry i potem pożegnanie z tym miastem.
Do tej pory tak w relacjach rozdzielałem jedną miejscowość od drugiej, że pokazywałem obrazki zza szyb autokaru. Tutaj po Sandomierzu, który opuścimy o 12-tej są sandomierskie pieczątki.
Przejazd do Baranowa Sandomierskiego, którego mury zamkowe są autentyczne, natomiast wnętrza urządzone w latach 60-tych XX wieku na potrzeby Siarkopolu, który tutaj miał biura.
Przyjeżdżamy o 12.40 i troszkę musimy poczekać na swoją kolejkę do zwiedzania. Tym razem możemy iść całą grupą. Zamek w Baranowie Sandomierskim sam na siebie pracuje, dlatego jest spora część hotelowa, gastronomiczna. Odbywają się tutaj wesela i inne uroczystości. Ceny nie są wysokie, bowiem w najdroższym apartamencie doba wynosi 400 zł na 2 osoby. Poza tym są różnego rodzaju promocje i może być taniej. Miejsce naprawdę dobre do wypoczynku i jako baza wypadowa w okolice.
Jako, że wcześniej wszyscy wyraziliśmy ochotę na zjedzenie obiadu, który już jest poza programem i nie wliczony w cenę wycieczki, właśnie tutaj mieliśmy sposobność poznania zamkowej kuchni.
Trasa i wycieczka zarazem kończy się o 14.50 odjazdem z parkingu. Ostatnia fotka, to pieczątki trasy z wszystkich miejsc oprócz Sandomierza.
Kończąc relację będę teraz dziękował. Mojemu Kołu "Twardziele" a zwłaszcza Jance, za to, że znowu po wielu latach mogłem z koleżankami i kolegami wędrować.
BP z Ustronia "Mea Travel" za organizację, a przede wszystkim za panią Wiktorię, z którą chciałoby się częściej wyjeżdżać. Ja życzę Jej, ale myślę, że każdy z uczestników wycieczki podzieli to - życzę wiele radości z pracy pilota i przewodnika... a krówki opatowskie są najlepsze!
Dziękuję kierowcy, który zabrał mnie z Ustronia i potem do niego przywiózł, a przez cały czas wycieczki sprawnie i bezpiecznie nas woził.
Sumując - to, że mam w Ustroniu ciekawe Biuro Podróży; to, że mamy piękne na wschodzie kraju tereny i zabytki, nasuwa na myśl powiedzenie, które usłyszeliśmy w Lublinie "cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie".
Trzeba tak dzielić życie, żeby swoje i cudze łączyć w odpowiednich proporcjach.






4 komentarze:

  1. Hai ragione. Kozlowka è la più bella, ma anche Kazimierz Dolny è bellissima. Vit

    OdpowiedzUsuń
  2. Kapitalne miejsca do zwiedzania. Szczególnie Kazimierz Dolny mi się podoba. Trzeba będzie się tam wybrać kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie miejsca są warte zwiedzenia. Mnie najbardziej ujęła Kozłówka. Wszystkiego dobrego.

      Usuń