"Dostałam orzeszka to muszę go schować". Urocze rudaski z Łazienek Królewskich są zawsze dla mnie radością kiedy podchodzą, kiedy po ubraniu wychodzą na mnie i kiedy cieszą się z otrzymanych orzeszków.
Niezmienny element moich pobytów w stolicy, tak jak niezmienne są odwiedziny na Powązkach tych, którzy już przeszli do Pana.
Zaczynam w galerii Arkadia o 11.37, ale szybko stamtąd idę na Stare Powązki do Krzysia i Kaliny. Po drodze mijam "Czarnego Kota", który miał być rozebrany, ale jak piszą na banerach, zostaje... i bardzo dobrze. To taki ciekawy budynek z mieszanką stylów.
Jak to bywa na Powązkach i tym razem trafiam na jakiś pogrzeb, ale idę do Krzysia, a tuż przed nim zatrzymuję się przed grobem Tadeusza Nalepy. Zanim w przeszłości zacząłem jeździć z Krzysiem i za Krzysiem na Jego monodramy po Polsce, to wcześniej jeździłem za zespołem Breakout.
U Krzysia tradycyjne sprawozdanie z życia, tym razem więcej niż rok, modlitwy, w tym Anioł Pański, bo akurat w tym czasie tam byłem... a potem do Kaliny, po drodze focąc miejsca spoczynku pisarzy, Bogusława Kaczyńskiego i Wojciecha Młynarskiego.
Wracam do Krzysia i z zebranych wokół grobu kasztanów układam krzyż na murku.
Potem przejazd autobusem na Wojskowe Powązki do Kory, przecież to Jej pogrzeb ponad rok temu był powodem przyjazdu do stolicy. Niestety zagubiłem się i skorzystałem z pomocy pewnej nieznajomej, która mnie tam zaprowadziła. Kolorowy grób Kory jest tuż za Pomnikiem Katyńskim po lewej stronie.
Wcześniej po wejściu zatrzymałem się przy grobie Ryszarda Kuklińskiego i tak zrobiło mi się Go żal, gdyż został uznany za zdrajcę kiedy przekazał Amerykanom tajne rosyjskie plany. Wynikało z nich, że konflikt światowy Rosjanie wywołają atakiem na Danię, a Polska zostanie zmieciona z powierzchni Ziemi atakami nuklearnymi. U nas miał być główny front uderzeń z obu zwalczających się stron. Po ujawnieniu plany te musiały zostać zmienione. Żyliśmy kilka dziesiątek lat w spokoju... do teraz. Do teraz, kiedy nasi politycy dążą do zbudowania u nas baz amerykańskich, do sprowadzenia do nas ich broni. I co?! Rosjanie tylko odświeżą i zmodyfikują stary plan i znowu na nas skierowane będą rakiety.
Kukliński zapłacił wielką cenę za nasz spokój, niestety Jego zasługi teraz wydają się niepotrzebne w świetle tego do czego dążymy. Żal mi Ciebie i smutno mi z tego powodu.
Autobus linii 180 jest dziś moim sprzymierzeńcem, bo sprzed cmentarza zawiezie mnie na Plac Zamkowy, a później do Łazienek Królewskich. Spacer po Starym Mieście, odwiedzam Zamek, Muzeum Warszawskie, Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, ale wszędzie bez zwiedzania. Na to dziś, nie mam czasu, bo plan mam zbyt napięty. Wbrew temu co czytam w internecie, nie czuję żadnego przykrego zapachu od strony Wisły.
Jeszcze nie wiem, że dziś będę na Pradze, ale o tym dowiem się później.
Teraz przejazd do Łazienek Królewskich, gdzie pawie tracą swoje dumne ogony (tak jest o tej porze roku), gdzie panuje cisza mimo wielu wycieczek i gdzie jest królestwo wiewiórek.
Podchodziły, dostawały orzeszki, trochę zjadły, trochę schowały w ziemi i było pięknie, gdyby nie trzasnął w pobliżu piorun. Nagła zmiana pogody. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w momencie, wszystkie pochowały się w dziuplach. Zatem pora iść dalej. Burza przeszła bokiem i nie musiałem wyciągać parasola i tak przy Belwederze, obok pomnika Marszałka Piłsudskiego wejdę w ulicę Bagatela, gdzie mieści się szwedzka ambasada i właśnie pod jej podcieniami przeczekałem chwilowy deszcz, który tutaj nadciągnął.
Potem Plac Unii Lubelskiej, a stamtąd początek Rakowieckiej i nią pójdę aż do Sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Sanktuarium posiada kawiarnię, która jednocześnie wydaje obiady. Obiady smaczne i tanie, z czego skwapliwie korzystam.
Zbliża się już 17-ta, a więc pora kiedy kolega wróci z pracy i melduję się u niego na Kieleckiej. Mieliśmy razem pojechać na spotkanie z Przyjaciółką Anią na Pragę, ale niestety kontuzja jego nogi wykluczyła to.
Jadę sam, najpierw na Plac Konstytucji. Teraz parasol jest przydatny. Przechodzę obok Szwejka, gdzie spora kolejka oczekuje na zewnątrz na możliwość wejścia. Tu miał być finał tej trasy, ale nie będzie, bo sam tam nie pójdę, choć to dopiero miało nastąpić za kilka godzin.
Kolejny tramwaj zawozi mnie na Pragę, na Rondo Starzyńskiego, a tam już czeka Ania, która specjalnie na to spotkanie do Warszawy przyjechała. Idziemy do pobliskiego lokalu i przy ciastku i kawie, herbacie czas nam szybko upłynął.
Pora wracać. Odkrywam, że stąd aż na Kielecką odwiezie mnie tramwaj linii 41, bez żadnej przesiadki, z czego korzystam. Dobrze, bo za szybami prawdziwa pompa deszczowa i tak o 21.00 wracam na Kielecką, tam oczywiście wielką radość okazuje Do-Re-Mi i już mnie nie opuści do rana.
Kolega zapoznaje mnie z twórczością młodego kazachskiego Artysty, Dimasza Kudajbergenowa i przysłowiowa szczęka mi opadła. Coś niesamowitego! Dlaczego dotąd o nim nie słyszałem.
Pora spać, oczywiście w kudłatym towarzystwie i pamiętam, że przed zaśnięciem zegar pokazał 23.45 i to uważam za koniec tej pięknej trasy, choć żal, że to tylko 1 dzień, ale rano muszę wracać do domu.
Piękna relacja i wiesz całkowicie się zgadzam z takim ujęciem kwestii Kuklińskiego. Myślę że ten jeden człowiek uchronił nas przed wojną nuklearną.
OdpowiedzUsuńA teraz... też się zgadzam w 100%! Ta garstka żołnierzy US Army nas nie ochroni, ale zmusi Rosjan do zmasowanego uderzenia, a nawet użycia broni nuklearnej na naszym terytorium (nie ma sentmentów).
W zasadzie albo mamy do czynienia z niewiarygodną głupotą. Ja wiem że obecny rząd kombinuje iż sojusz z USA stanowił będzie przeciwwagę dla wpływów niemieckichi że rosjanie też to wiedzą że poza retoryką nie są to posunięcia wymierzone przeciw nim. Tyle że nie znamy zamierzeń amerykańskich i może się okazać iż staniemy się ofiarami polityki prowadzonej wysoko ponad naszymi głowami.
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że podzielasz moje zdanie i jeszcze uzupełniasz to o swoje przemyślenia. Jestem Ci wdzięczny.
UsuńTakże pozdrawiam!
Zgadzam się z Wami całkowicie co do Kuklińskiego i obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Wspaniałe jest to, że odwiedzasz tych wspaniałych ludzi na cmentarzach. Niewielu jest takich ludzi którzy poświęcają swój czas i pamiętają o tych Wielkich Artystach, których niestety już z nami nie ma. Ciekawie pokazujesz też Warszawę. Piesek na zdjęciach jest taki sam jak mój! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPamięć o tych, którzy już od nas odeszli powinna być pielęgnowana stale, bo tylko pierwsze dni listopada to za mało... a Powązki to takie miejsce dla nauki historii.
UsuńPiesek a właściwie sunia należy do kolegi i jest ona wyjątkowo gościnna.
To miał być kilkudniowy pobyt w stolicy, ale niestety tuż przed wyjazdem dowiedziałem się, że na drugi dzień muszę być ponownie w domu. Z konieczności ten pobyt odbywał się "po łebkach", ale ważne, że był. Hejka!