Kaplica węgierska w bazylice Sanktuarium Miłosierdzia Bożego i św. Siostry Faustyny Kowalskiej w Krakowie Łagiewnikach.
To miała być zupełnie inna trasa, bo mieliśmy być ponownie w Beskidzie Małym, ale załamanie pogodowe wymusiło na nas zmianę planów. Kiedy deszcz, to najlepiej zwiedzać miasto. Różne były pomysły, ale w końcu zwyciężyło niespodziewane pragnienie odwiedzenia św. Faustyny.
Myślę, że to było podpowiedziane "z góry", gdyż nadarzyła się okazja, by w świętym miejscu poprosić o uzdrowienie pewnej znajomej, która nagle znalazła się w szpitalu z bardzo nieciekawą diagnozą.
Każde z nas miało swoje potrzeby, żeby tu dotrzeć i zostawić bagaż problemów.
Zaczynamy na przystanku kolejowym Kraków Łagiewniki o 9.38 mimo, że przyjechaliśmy tutaj z dworca głównego tramwajem linii "19".
Najpierw cela Świętej, a potem już Sanktuarium. Ucałowanie relikwii i przygotowywanie się do modlitw... a tymczasem przybywają tutaj dzieci pierwszokumunijne (nie zapytałem z jakiej parafii) i będzie msza święta w ich intencji, ale starszy, bardzo sympatyczny ksiądz zaproponował włączenie także innych intencji. Tego mi było potrzeba... i tak została włączona intencja o uzdrowienie znajomej (i czy nie jest to podpowiedź "z góry"?)
Jakże piękna homilia starszego już wiekiem kapłana, do dzieci, ale nas także dotycząca, w której przedstawił drogi wyboru, czy jesteś i będziesz z Panem, czy Go zostawisz.
Potem idziemy na śniadanie do restauracji pobliskiej i przy okazji oglądamy fotogramy z minionych lat.
Bazylika. Tutaj trwa msza innej grupy dzieci po pierwszej komunii św. Nie przeszkadzamy i schodzimy w dół do kaplic. Najpierw wschodnia, potem kolejno węgierska, słowacka i Matki Bolesnej. U św. Faustyny także msza w języku hiszpańskim.
Patrzymy na nie tak dalekie Centrum Jana Pawła II. Obie koleżanki tam jeszcze nie były, a mają pragnienie tam się udać, a tu tymczasem przejście dalej zablokowane, bo trwa budowa drogi.
Koniec języka za przewodnika i dowiadujemy się, że z przystanku autobusowego na niedalekiej ulicy Fredry zajedziemy tam linią "735" i dowiezie nas bezpośrednio na miejsce. Skrótem tam przechodzimy i o 11.44 odjeżdżamy, by 6 minut później być na miejscu. Okolice rozkopane, toteż okazuje, że autobus tędy nie jeździ w drodze powrotnej. No cóż, idziemy zwiedzać, a "z góry" nadejdzie rozwiązanie, w co wierzymy.
Zaczynamy od kaplic wokół Dolnego Kościoła, od św. Kingi z soli, aż do św. Jakuba. W kościele rozpoczyna się msza, a my odwiedzamy Jana Pawła II, czyli Jego relikwie na pierwszej nagrobnej płycie z Watykanu.
Potem Górny Kościół i przepiękne mozaiki. Każdy, kto tu przychodzi pierwszy raz doznaje zachwytu estetycznego. Tu chce się być.
W muzeum miła pani objaśnia nam, jak stąd wrócić do centrum miasta... a to takie proste, trzeba przejść przez kładkę, z której wchodzi się także na perony tutejszego przystanku kolejowego... i iść prosto między marketami do Solvay'a, a stamtąd odjeżdżają tramwaje... i właściwie wchodząc na przystanek akurat podjeżdża ten linii "78" i z marszu o 12.34 odjeżdżamy do Poczty Głównej przy ulicy Westerplatte.
Stąd już tylko kawałek na rynek, kiedy byliśmy przy Sukiennicach, to spadły pierwsze krople deszczu.
Idziemy w takim razie na obiad do Kompanii Kuflowej i będziemy tam od 13.05 do 14.15. W tym czasie mocno poleje na zewnątrz, ale kiedy mamy wychodzić to przestaje.
Ponownie rynek, wchodzimy do św. Wojciecha (pierwszy raz tu jestem w środku), potem na ulicy Franciszkańskiej patrzymy na "papieskie okno" i wchodzimy na planty.
Z plantów już tylko kawałek do Galerii Krakowskiej, bo musimy nią przejść, by dostać się na dworzec autobusowy. I ten odcinek końcowy mamy w deszczu, dosłownie 5 minut.
Zadowolony, że ta niespodziewana ale radosna pielgrzymka obyła się bezdeszczowo, informuję o tym sms-ami znajomych, a jedna z nich odpisuje mi "bo mieliście nad sobą parasol Świętej"... i tak pewnie było.
Druga znajoma, ta, w której intencji tutaj przyjechałem i w której intencji msza święta została odprawiona, podziękowała mi serdecznie za pamięć, co zaskoczyło mnie, gdyż wcześniej otrzymałem wiadomość telefoniczną od innej osoby, że nie jest zadowolona z mojego wpisu na fb, żeby za nią się modlić. Tak to bywa, że ten "rogaty" czasem próbuje namieszać.
Kończymy w galerii o 15.15. Potem już tylko przejście na dworzec i oczekiwanie na autobus.
Brawa za pomysł i za wykonanie!
OdpowiedzUsuńBrawa dla Ciebie Maćku za szczere kibicowanie. Dzięki.
Usuń