Wisła Głębce - Mraźnica - Stożek - Mały Stożek - Cieślar - Wielki Soszów - Lepiarzówka - Przełęcz Beskidek - Wielka Czantoria - Chata Čantoryje - Poniwiec - Ustroń 3 Maja - Partyzantów - Ustroń Manhatan.
Tradycyjne dreptanie w Poniedziałek Wielkanocny. Wychodząc z domu pogoda była zupełnie zniechęcająca, ale to wszystko w ciągu kilku godzin ma się zmienić.
Dzięki Kolejom Śląskim mogłem w ten nieznany przewoźnikom dzień dojechać do Wisły Głębce i tam o 8.28 rozpocząć spokojną wędrówkę szlakiem niebieskim.
Idę sam i ten fakt wykorzystuję jako możliwość swoistego rachunku sumienia, bowiem miniony tydzień nie należał do zbyt ciekawych. Wszystko przez zwalającą z nóg wiadomość, trudno powiedzieć gdzie został popełniony błąd. To spowodowało u mnie wielki stres i przez to niepotrzebnie wdawałem się w pyskówki. Kiedy ochłonąłem to poczułem żal do siebie, że dałem się sprowokować, a przecież nie taki jest mój charakter. Poza tym nie wolno wątpić w Dobro, a tego ostatnio bardzo dużo otrzymywałem. Wiadomo, że jeżeli jest dobro to musi być i zło. W moim monologu do Pana prosiłem też o to, żebym w przyszłości mógł umiejętnie te dwie rzeczy zasadniczo oddzielać od siebie.
Poczułem ulgę i nawet nie wiem, kiedy w zimowej szacie doszedłem do Mraźnicy o 9.35. Niebo coraz bardziej błękitne, choć tam gdzie akurat idę jeszcze są ciemne chmury, a idę na Stożek.
Im wyżej tym więcej słońca w scenerii zimowej. Widoki są bliższe i trochę dalsze. O 10.35 przychodzę do schroniska na Stożku. Odtąd już będę spotykał ludzi na szlaku, którzy są, ale w małych grupkach. Podziwiam psa, który jest turystą górskim i był w miejscach gdzie ja dotąd nie byłem. Podziwiam kwitnące kwiatki a nawet muchę, która wybudziła się po zimie i przez szybę podziwia krajobrazy.
W oczekiwaniu na grzane piwo dostaję wiadomość, że Pan zgasił Basi świeczkę życia w Wielkanoc. Basia to Przyjaciółka od lat, która chodziła ze mną po górach jeszcze zanim zacząłem numerować trasy. Ostatni raz była ze mną w grudniu w Budapeszcie. Pomyślałem sobie, że dzięki Zmartwychwstaniu Pana będzie mogła od teraz dreptać po Połoninach Niebieskich.
Dziwne, ale przyjąłem to jako "ulgę", że już nie będzie musiała się dłużej męczyć, gdyż na uratowanie życia nie było najmniejszych szans, a czas "schodzenia z tego świata" miała wyjątkowo krótki.
To dzięki Basi na początku lat 90-tych zacząłem poznawać pasmo od Czantorii po Stożek, gdyż wcześniej nie chodziłem tam, bo jakoś nie lubiłem szlaków granicznych. Postanawiam zmodyfikować dzisiejszą trasę i z Wielkiej Czantorii zejść niebieskim szlakiem do Poniwca. To nim 2 maja 1992 przy +32 stopni C w cieniu mozolnie wychodziliśmy na górę do czeskiego schroniska na knedliczki. Ja oczywiście wtedy po raz pierwszy wchodziłem na tę górę. Szlak, który wyjątkowo mi nie leży przy wchodzeniu, bo cały czas w górę bez żadnych widoków, za to do schodzenia jest wręcz idealny. Opuszczam schronisko szlakiem czerwonym o 11.15.
Teraz będą widoki zimowe i wiosenne, w zależności od tego gdzie mocniej słoneczko przygrzewa. I tak o 11.39 minę Mały Stożek, o 12.03 Cieślara, o 12.25 Soszów Wielki i o 12.32 wstąpię do Lepiarzówki na kolejne grzane złociste. Bardzo miła atmosfera aż nie chce się iść dalej, ale trzeba i czynię to o 12.49.
Następnie przechodzą obok schroniska na Soszowie i wyciągu narciarskiego tamże. Zaczynam schodzenie na Przełęcz Beskidek gdzie jestem o 13.20. Teraz rozpocznie się mozolne podchodzenie wyrypem na Wielką Czantorię i z wielką radością o 14.30 melduję się na szczycie, gdyż nie byłem pewien wcześniej czy dziś dam tam radę wyjść.
Zmiana koloru na niebieski i nim będę schodził do Poniwca. Wcześniej wstąpię do Chaty Czantoryje (14.40 - 15.03), tam gdzie po raz pierwszy przyszedłem przed laty z Basią i tam po raz pierwszy zobaczyliśmy zegar z odwrotnym cyferblatem. Schodzenie na początku utrudnia lód pod śniegiem, ale potem już ślad po nim zniknął.
Na dole w Poniwcu jestem o 16-tej. Tutaj Basia dorastała i wyrosła na piękną dziewczynę, zanim przeprowadziła się na Manhatan. Minę drogę szybkiego ruchu i na ulicy 3 Maja zejdę z niebieskiego szlaku i odtąd bezszlakowo pójdę do domu, przez ulicę Partyzantów na Manhatan.
Meta w domu (16.53), a na mecie zadowolona i kicająca Perełka. Jak dobrze, że cię mam.
Ja też samotne marsze wykorzystuję na rachunek sumienia albo cichą modlitwę.
OdpowiedzUsuń... bowiem to najlepsze miejsce i czas na takie rzeczy w otoczeniu piękna jakie Pan kiedyś stworzył. Dzięki.
Usuńzapamiętasz trasę już zawsze ze smutną wiadomością...ładna trasa...miłego dalszego dreptania 😊
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że wolałbym ją zapamiętać inaczej i to zdecydowanie. Dziękuję za odwiedziny i przesyłam serdeczności z serca płynące.
UsuńNie wiem dlaczego, ale przy kliknięciu :opublikuj"- wszystko mi się kasuje ipo raz kolejny próbuję dokonać wpisu ...
OdpowiedzUsuńIN MEMMORIAM... Twoje wspominanie Basi podczas wędrówki jest bardzo symboliczne. Osoby zmarłe żyją dopóki są w naszej pamięci i sercach...
Szlak przez Ciebie opisywany jest naszym ulubionym i cieszymy się, że można podglądać budzącą się wiosnę, bo oglądając zdjęcia widzimy Twoje przejście z krainy sniegu do terenów coraz bardziej zielonych.
Wędrowanie w samotności wycisza. Znam to ...
i jeszcze jedno :
Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.
Jesteśmy przy Tobie Stachu i pozdrawiamy!
Stało się to o czym pisałaś, właśnie skasowało mi moją odpowiedź. Nie będę się upierał i odpowiem później, niech się łajza internetowa chociaż przez chwilę nacieszy.
UsuńTak, daj mi cierpliwość i odwagę...
UsuńCo do Basi, to skompletuję fotki z kilku dekad, z naszych wspólnych wędrówek z okresu zanim zacząłem numerować trasy aż do tej ostatniej w Budapeszcie i powstanie historyczna trasa Jej poświęcona. To potrwa ale to się tutaj pokaże.
Wiele nie brakowało a szlibyśmy razem, jednak rodzina to podstawa i dobrze, że spotkaliście się, a my jeszcze spotkamy się by razem wędrować.
Wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że żadna łajza teraz mi tego nie skasuje.
Błąd na serwerze. Jest przeciążony i nie ma miejsca w buforze. Wy wysyłacie a on nie jest w stranie zapisać, ani nawet odpowiedzieć waszym komputerom że ma problemy. Więc u Was wpis się kasuje, bo został wysłany, a tam się nie zapisuje bo nie ma gdzie. Teoretycznie można by go odzyskać z serwera proxy, ale nie wiem czy ma to sens, bo robotymz tym multum i nie wiem czy operatorzy by się zgodzili na ingerencję w ic sprzęt bez nakazu stosownych służb i instyutrucji.
UsuńProściej jest odczekać kilka godzin i na nowo napisać. Dzięki.
UsuńTrasa cudowna. Szkoda tylko że taka smutna wiadomość. Widzę że nie tylko ja wykorzystuję górskie wędrówki do modlitwy i wyciszenia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSamotne wędrówki po to właśnie są, z modlitwą i wyciszeniem.
UsuńWiadomość smutna, ale ta przerodziła się w radosną, że Basieńka z Aniołami wędruje Niebieskimi Szlakami.
Serdeczności.