czwartek, 12 kwietnia 2018

703 trasa - 12.04.2018

Nýdek - Brandys - Hluchová - Polední - Loučka - Chata Filipka - Filipka - Návsí.

Na tej mapie, mimo, że nowa, wyraźnie widać rozbieżność pomiędzy tym jak od kilku już lat biegnie czerwony szlak z Nydka po Filipkę, a tym jak przebiegał kiedyś. Warto naprawdę przejść ten nowy odcinek, bo jest zdecydowanie bardziej przyjazny dla turysty niż poprzedni. Tamten pozostał ale jako rowerowy.
Traktujemy dzisiejszą wędrówkę jako rozgrzewkę przed rozpoczęciem przejścia Małego Szlaku Beskidzkiego, do którego przymierzamy się niebawem, z tym, że będzie pokonywany w odcinkach.
To dopiero przed nami, a dziś na gościnnej czeskiej ziemi, na Zaolziu, u moich sąsiadów zza Czantorii, czyli w Nydku rozpoczynamy 703 trasę o 9.12, po przywiezieniu nas tutaj autobusem z Bystrzycy.
Zaczynamy wejściem na pocztę i do Urzędu Gminy, po widokówki, znaczki, pieczątkę i znaczek turystyczny. Dziewczyny nie mogą się nadziwić serdeczności urzędniczek, ale w tym kraju, podobnie jak na Słowacji tak jest. Urzędnik jest partnerem, bowiem wie, że pracuje dla dobra współmieszkańców. Było trochę wesołości, bo jakoś zawsze znajdujemy wspólny język z rozmówcami... a potem czerwonym szlakiem już wcześniej wspomnianym będziemy się wspinać na Łączkę (Loučka). Focę murowaną kaplicę ewangelicką, drewniany zabytkowy kościółek katolicki, okwiecone krzewy i... w górę, bo aż do Łączki to będzie cały czas w górę.
Widoki na pasmo Czantorii, po drugiej stronie Ostrego z Jaworowym aż po Praszywę, a te są na terenie Beskidu Śląsko-Morawskiego.
O 10.18 meldujemy się na Polední, tutaj powiewa czeska flaga, miejsce pamięci Jana Husa, a ja na mównicy serdecznie witam wiosnę i te gorące temperatury.  Potem szlak prowadzi w miarę statecznie, ale i tak ciągle w górę. Po lewej mamy pasmo graniczne z Soszowem, Cieślarem i Stożkiem, którym wędrowałem w Poniedziałek Wielkanocny.
Na szczycie Łączki mamy widok na dolinę do Trzyńca, po lewej ograniczoną Kozubową, Ostrym i Jaworowym. Tam też kłaniają nam się czescy leśnicy, którzy akurat tam dojechali, a mnie bardziej zainteresował ich pies. Szczyt mijamy o 11.27. Teraz schodzimy w dół, by dojść do Chaty Filipka. Po drodze mija nas rowerzysta, którego na smyczy prowadzi piesek, czyli odwrotność do tego co mamy zazwyczaj.
Konik przed chatą zajęty był skubaniem trawki, więc nie pozował, a my tam doszliśmy o 11.40. Piweczko zimniutkie tym razem, bo ciepło... i to na zewnątrz, a dzięki temu mogliśmy zaobserwować gody będących pod ochroną zielonych ropuszek. Toż to była orgia, bowiem nawet po 5 sztuk w grupie w takich uciechach uczestniczyło, a ja skromnie zrobiłem tylko te fotki z punktu widzenia człowieka, czyli w parach.
Równo w południe zaczynamy podchodzić na szczyt Filipki. Patrzymy jak daleko została Czantoria, a przecież tak niedawno byliśmy pod nią. Szczyt zdobyty o 12.08 i zmiana koloru szlaku z czerwonego na żółty. Schodzimy do Nawsia.
Przy agroturystyce tym razem nie ma krów na zewnątrz brnących w błocie, bo błota nie ma. W górach jest bardzo sucho, już teraz i jak nie zacznie padać deszcz, to może latem być bardzo ciężko. Krów nie ma także, bo akurat przyszła wycieczka dzieciaków i trudno byłoby im pokazywać to co my zazwyczaj widzimy. Słyszymy z obory błagalne beczenie baranków... ale co my możemy zrobić?! Możemy jedynie poczochrać się z pilnującymi tego obiektu pieskami.
Wkrótce potem leśną dróżkę zastąpi asfalt i nim schodzić będziemy do mety. Widzimy poletka ze świeżo posadzonymi ziemniakami na naturalnym nawozie (pozazdrościć) ... i w pobliżu stacji kolejowej w Nawsiu orientuję się, że zamiast czekać kolejną godzinę, to śmiało w 4 minuty dolecimy na peron. Tym razem Seniorka stwiedziła ".... czy my zawsze musimy dolatywać?" i bardzo mnie tym rozśmieszyła.
Na peronie okazało się, że teraz pociągi odjeżdżają o 5 minut później niż w starym rozkładzie, więc i tak spokojnie zdążylibyśmy. ... ale co to jest 3 minuty truchtania w stosunku do półgodzinnego doganiania autobusu???!
Szczęśliwi pozujemy pani, która okazała się świetną fotografką i przynajmniej ostatnie zdjęcie nie jest dziwaczne (często tak bywa).
Meta na peronie dworca kolejowego w Nawsiu o 13.08.
Następna trasa, to już będzie ta przygotowawcza do Małego Szlaku Beskidzkiego.




8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa wycieczka. Zazdroszczę możliwości tak częstego wędrowania. Powodzenia na Małym Szlaku Beskidzkim. Z niecierpliwością czekam na ciekawe wpisy na blogu i na piękne widoczki na zdjęciach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy się pracowało zawodowo to faktycznie można było dreptać w niedziele ewentualnie w soboty... ale teraz na emeryturze hulaj dusza... i ja osobiście staram się teraz omijać i soboty i niedziele. Lepsze dojazdy są w tygodniu.
      Dziękujemy za życzenie na przyszłość. Na pewno się przyda... a czy widoczki będą piękne, to się okaże.
      Serdeczności.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Właściwie takie malownicze tereny są wszędzie i tylko trzeba to dostrzec. Dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  3. I teraz koleją do Nydka?
    Bardzo fajna wycieczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolej do Nydka nie dociera. W Bystrzycy trzeba przesiąść się do autobusu.
      Dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  4. super mieliście wędrowanie...pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zajrzałaś, bardzo, bardzo, bardzo mi miło.

      Usuń