"Jak dobrze gdy się nic nie musi" to tytuł piosenki, którą kilkanaście lat temu nagrała Irena Santor. W moim przypadku ten tekst szczęśliwego emeryta spełnił się rzeczywistością w dniu dzisiejszym.
Główny pobyt tutaj spowodowany jest koncertem Grażki Łobaszewskiej z zespołem Ajagore. Nic piękniejszego nie mogło mi się dzisiaj przytrafić jak koncertowe wejście w stan emerytalny w towarzystwie Przyjaciół... ale zanim do koncertu dojdzie, połażę sobie po Bielsku, po Białej i potem rozkopaną ulicą Słowackiego przejdę na Starobielską, na której końcu znajduje się Szkolne Schronisko Młodzieżowe, a tam mam nocleg. W schronisku jestem o 16.50 i po 35 minutach idę do Metrum Jazz Club, gdzie spotykam menago zespołu, któremu bardzo nie podoba się to, że kupiłem bilet, w dodatku vip-owski.
Przecież ja zawsze kupuję bilety, bo uważam, że Artyści swoją pracą na to zasługują i nie zamierzam korzystać z żadnej protekcji. Argument, że chłopaki się pogniewają, spowodował, że bilet schowałem i dopiero teraz go pokazuję, w dodatku wszystkim, hahaha.
Rok nie widzieliśmy się i bardzo cieszymy się ze wspólnego spotkania. Grypa niestety dopadła także ich i w różnej postaci trzyma... ale profesjonaliści mają to do siebie, że widz nawet nie zauważy, bo kto z nich mógłby przypuszczać, że gitarzysta ma 39-stopniową temperaturę ciała.
Koncert rozpoczął się o 19.10... i nie zgadzam się z szefową klubu, która zapowiedziała występ polskiej Arethy Franklin. Nie! Nie! Nie!
Najwyższy czas, żeby uświadomić sobie, że ta Perła Wokalistyki nazywa się Grażyna Łobaszewska i nie ma najmniejszych podstaw do tego, by ciągle Ją do kogoś porównywać. To jest nasza polska Gwiazda!
Koncert w 2 częściach, w przerwie dołączyła do nas moja krajanka, którą mam przyjemność zawsze spotkać na koncertach zespołu... a w Ustroniu jakoś nie możemy się spotkać, hahaha.
Oczarowanie... oczarowanie serca, duszy a nawet ciała. Tak w skrócie wygląda recenzja koncertu.
Zbytnio nie ma ich w mediach, ale ciągle koncertują przy pełnych salach. To potwierdza, że reklama jest zbędna jeśli chodzi o wartościowe rzeczy, w tym przypadku wartościowych Artystów.
Moją emeryturę uczcimy drinkami po koncercie. Po nim także Grażka autografy ludziom rozdawała, mnie też na płycie nagranej w PR Lublin, o której pojęcia nie miałem. Ten wpis bardzo serce i duszę łaskocze.
Otrzymałem ją w prezencie od menago i patrząc w jego oczy nawet nie zapytałem o cenę, mając na uwadze początek naszego dzisiejszego spotkania.
Potem z moją ukochaną Gwiazdą wspólna fotka na scenie, gdzie pół godziny wcześniej czarowała ludzi swoim głosem.
Trzeba wiedzieć kiedy kończyć i mając na uwadze fakt, że chłopaki muszą się spakować przed kolejną jazdą na kolejny koncert, o 22.40 żegnam się i wychodzę do schroniska, gdzie jestem o 23.10.
Rano budzi mnie sąsiad zza ściany pod pretekstem czy nie mam kawy i foci, foci moim aparatem. Tylko kilka zdjęć z tej "sesji" pokażę, bo reszta nie nadaje się do upublicznienia.
Za oknem szaro, buro i ponuro, ale nie pada, więc cały plan pobytu tutaj zrealizuję. Wychodzę ze schroniska, które jednocześnie jest bursą (internatem) o 8.15. Kawa dopiero w piekarni na rynku, a mój cel to oddział Muzeum zwany Starą Fabryką. Przychodzę tam o 9.10 już w deszczu.
Bardzo interesujące miejsce. Ważne jest, żeby na początku obejrzeć 20-minutowy film. Jest też czasowa wystawa, tym razem poświęcona krajanowi ze Śląska Cieszyńskiego, Józefowi Bożkowi, zwanym śląskim Stephensonem. Tak przykro, że o nim nie pamiętamy w przeciwieństwie choćby do Czechów, którzy nawet znaczkiem pocztowym go uhonorowali. Bardzo podoba mi się jego projekt wagonu kolejowego w formie dyliżansu. Chętnie takim pojeździłbym.
Muzeum tutejsze to także oprócz włókiennictwa (bo to główny motyw) pokazuje także inne bielskie firmy jak chociażby FSM... i przy produkcie z tej właśnie firmy o 9.55 kończę trasę.
Wszedłem w emeryturę godnie i taki mam zamiar na niej pozostać.
Pisząc te słowa odczuwam silny nerwoból prawej strony pleców, który powstał skutkiem choroby Przyjaciółki o czym pisałem w pierwszym marcowym poście. Martwiłem się, że to coś poważniejszego, bo żadne tabletki (nawet w uderzeniowej dawce) nie uśmierzają go. Uśmierzył go alkohol z drinków i przynajmniej jedną noc z wtorku na środę miałem spokojną. Nie zamierzam jednak zostać alkoholikiem i nie będę w tym temacie eksperymentował, hahaha.
Stare dobre kochane Bielsko-Biała... Zdecydowanie za dlugo mnie tam nie było, najwyzsza pora wrócić.
OdpowiedzUsuń"Najwyższy czas, żeby uświadomić sobie, że ta Perła Wokalistyki nazywa się Grażyna Łobaszewska i nie ma najmniejszych podstaw do tego, by ciągle Ją do kogoś porównywać. To jest nasza polska Gwiazda!" OTÓŻ TO!!!!!!! Na wet nie wiesz jak bardzo myślę w ten sam sposób!
Bardzo to radosne, że tak samo myślisz. Szczerze mówiąc bardzo mnie denerwuje ciągłe porównywanie różnych ludzi do zagranicznych. My naprawdę mamy zdolnych, ambitnych ludzi i honorujmy to, że to nasze.
UsuńPowrót do Bielska-Białej bardzo wskazany, bowiem dużo się zmieniło i ciągle się zmienia i kilka dni zejdzie. Pozdrawiam.
A ja tylko wpadłam z życzeniami dla EMERYTA... doczekałeś się i by ZUS jak najdłużej wypłacał Twoje wypracowane lata...
OdpowiedzUsuńco do piosenkarki to nie znam...i jakoś muzyka mi nie podchodzi...mam tyko kilka arii operetkowych ulubionych, które lubię czasami posłuchać...
Jeszcze raz emerycie naj...naj...lepszych lat:)))
Jak to nie znasz??? a "wiele lat, wiele dni, czas nas uczy pogody", "całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę więc nie dzwoń do mnie kiedy będę stara", "brzydka ona, brzydki on a taka wielka miłość", "gdybyś rannym ptakiem był" itd. itp.
UsuńZ "operatywnych ratek" uwielbiam te w galarecie, hahaha
Emeryt dziękuję, właśnie wczoraj dostał papiery i aż osiadł na kilkadziesiąt minut z wrażenia... to naprawdę jest GODNA EMERYTURA. Dziękuję za życzenia i odwiedziny. Serdeczności dla Ciebie.
hello...coś mi świta z tym telefonem, kiedy będę stara...co bo ratek to te w galarecie przekładam na 1 miejsce...
OdpowiedzUsuńŻycie jest piękne. Dzięki.
Usuń