Ustroń Polana - Stokłosica - Wielka Czantoria - Pod Chatou Čantoryjí - Dziol - Nýdek - Brandýs - Polední - Loučka - Chata Hrádek - Hrádek.
Beskid Śląski a po czeskiej stronie Beskid Śląsko-Morawski. Trasa zaplanowana po to, żeby przejść zmienionym odcinkiem czerwonego szlaku z Nydku na Louczkę. Przedtem szlak ten omijał tę górę i prowadził drogą asfaltową w stronę Filipki. Dalej wiedzie na Filipkę ale inaczej. Na mapce pokazuję faktyczny jego przebieg, który jest zdecydowanie wydłużony, ale za to wiedzie lasami, polanami, cały czas w górę, choć taki prawdziwy wyryp jest jedynie z początku.
Idę z koleżanką, z którą podczas jednej z wiosennych tras na Louczce zauważyliśmy ze zdziwieniem czerwony szlak do Nydku, którego tu wcześniej nie było i wtedy postanowiliśmy to poznać i dziś następuje realizacja, z tym, że nie będziemy schodzić a wychodzić.
Zaczynamy na przystanku autobusowym w Ustroniu Polanie o 8.45 szlakiem czerwonym. Tak wczesna godzina, a upał już odczuwamy. Jesteśmy zabezpieczeni i wyruszamy w stronę wyciągu na Stokłosicę. Sam przejazd pomiędzy 8.54 a 9.05. Potem ponownie na szlaku i spokojnie pnąc się pod górę osiągamy szczyt Wielkiej Czantorii o 9.35.
Tam zostawiamy czerwony i czeskim żółtym pójdziemy granicą państwową w stronę Chaty Čantoryjé. Podziwiamy dalsze góry Beskidu Śląsko-Morawskiego od Kozubowej po... Praszywę (aż nie chce się wierzyć, że to widać). W chacie tylko pieczątka, kot, koń i georginie... kot w środku, niejeden zresztą.
5 minut później przekraczamy granicę polsko-czeską i zaczynamy schodzenie do Nydka. Na skrzyżowaniu szlaków Pod Chatą Czantoryja o 10.15 zostawiamy żółtego skrótowca i wchodzimy ponownie na czerwony lecz tym razem czeski i nim pójdziemy do skrzyżowania szlaków pod Filipką.
Nydek to sąsiad Ustronia, szlak wielokrotnie przedeptany w obie strony. Trochę wzruszenia przy drzewie, a właściwie dwóch razem. Na fotce będą zaraz za dziewięćsiłem. Drzewo to od 2004 roku nazywam drzewem Anitki albo drzewem odwagi. Już to kilka lat temu pisałem, ale tym razem też przypomnę. Wbrew mojej woli na początku wymienionego roku awansowałem z zastępcy na szefa działu. Boss po części psychopata chciał mnie wypróbować i polecił mi, żebym zwolnił dyscyplinarnie moją koleżankę Anitę. Miałem znaleźć tak zwanego haka. Tego zrobić nie mogłem... wziąłem dzień urlopu na ochłonięcie i powędrowałem jedną z tras majowych 2004 z Nydku do domu. Kiedy byłem blisko wspomnianego drzewa zadzwonił do mnie kolega i przestrzegł mnie, że boss jest zdenerwowany, że jeszcze nie wykonałem jego polecenia.
Pod drzewem doznałem olśnienia, które polegało na tym, że po powrocie napisałem do bossa pismo przedstawiające mrówczą pracę koleżanki i jej zaangażowanie, sugerując, że zamiast zwolnienia powinna za pracę dostać pochwałę. Wiedziałem, że tym samym podpisałem na siebie "wyrok", ale ... dziś sumienie mam czyste. Inni koledzy szefowie działów nie mogli uwierzyć w to co zrobiłem. Powiedziałem im "wy sobie zwalniajcie jak wam każe, ale i tak was to też w przyszłości spotka". I tak było.
Zapłaciłem zdrowiem, ale dzięki szpitalowi nie dostałem dyscyplinarki. Boss był na tyle bezczelny, że posłał 2-osobową delegację (na oddział zamknięty!!!) żeby sprawdzili czy naprawdę tam leżę.
... kiedy jestem pod tym drzewem zawsze się wzruszam i jestem z siebie dumny, mimo, że wiele musiałem przecierpieć. Dziś ja jestem kimś, a boss właśnie likwiduje fabrykę.
O 10.45 mijamy Dziol i dalej w dół na przemian asfaltem i polną drogą.
Będzie też fotka prania przy jednym domu, które zawsze zasłania mi widok na Nydek. Co ciekawe - ile razy idę w dół, tak jak dziś, to pranie zawsze wisi, a jak idę w górę to go nie ma. Ciekawe...
Jest Nydek... o 11.13. Zatrzymujemy się w centrum na picie, tzn. kupujemy picie na miejscu i na wynos. W dzisiejszej słonecznej patelni wszelkie zapasy płynów są niezbędne, zwłaszcza, że za chwilę rozpoczniemy wspinaczkę na Louczkę o czym wyżej wspomniałem.
Dzięki koleżance nie poszliśmy starym utartym szlakiem, gdyż nie przypuszczałem, że zmiana jest gruntowna i że zacznie się już na dole. Zaraz za mostem za zabytkowym kościołem. Poszedłbym tak jak zawsze drogą prosto, a tu trzeba było skręcić ostro w prawo.
Wspinaczka, raz łagodniej, raz stromiej, ale z radością idziemy w ciszy i tylko świerszcze jeszcze nieśmiało próbują koncertować. Od czasu do czasu jakiś ptak zaśpiewa lub zaskrzeczy.
W ten sposób dochodzimy do miejsca zwanego Polední o 12.38. Z daleka na maszcie widać czeską flagę, a przy ziemi uczczono pamięć Jana Husa i jakiegoś generała, o którym jak na razie nie mam pojęcia kto to.
I dalej w górę. Wcześniej było sporo widoków w stronę Czantorii, a teraz ponownie od Kozubowej po Praszywę. Docieramy w końcu o 13.36 na Louczkę. Od tej chwili już tylko w dół. Mijają nas chłopaki na rowerach, a my uzupełniamy płyny w organiźmie. Biały koń na Filipce oznacza, że zbliżamy się do węzła szlaków. Dziś środa więc Chata Filipka zamknięta, toteż nie idziemy w jej stronę, tylko na węźle szlaków opuszczamy czerwony i o 13.54 wchodzimy na zielony do Gródka.
Chcemy napić się kawy w Chacie Hrádek i dlatego nie zatrzymujemy się dziś ani w Alei Dobra ani u św. Izydora. Kawa w chacie o 14.15 i po 20 minutach dalej w dół.
Mimo wolnego kroku szybko drogi nam ubywa. Mijamy pomnik Witosa przed zborem husyckim i już właściwie jesteśmy w Gródku. Idziemy z przekonaniem, że odjedziemy stąd za godzinę i planujemy ten czas wykorzystać na jakieś jedzenie, ale kiedy jesteśmy przy stacyjce, słyszymy przez głośniki, że nadjeżdża pociąg. Jak się okazało, po zmianie rozkładu jazdy odjeżdżają stąd o 5 minut później niż przedtem.
... dlatego też z marszu na peronie o 15.15 kończymy trasę, tym razem bez wspólnego zdjęcia.
Piękna upalna trasa, podczas której można było mimo zmęczenia fizycznego odpocząć psychicznie i stracić kilka kilogramów wagi.
Móc patrzeć bez obrzydzenia w lustro przy goleniu... Bezcenne!
OdpowiedzUsuńTrasa świetna, Czantorię znam sprzed lat, ale terenów po czeskiej stronie nie - świetnie było poznać, traktuję to jako inspirację.
Cieszę się, że mogłem Cię czymś zainspirować.
UsuńCo do bezcenności - bardzo pięknie i mądrze to ująłeś. Pozdrawiam.
Szlachetny rycerzu. Wszelka cześć. Czy Anitka chociażby podziękowała? Straciłeś zdrowie ale zyskałeś w lustrze (jak to Maciej określił przy goleniu) człowieczeństwo.
OdpowiedzUsuńJuż wiem dlaczego tak mocno mnie przyciągasz. To nietylko mi pomagasz duchowo ale widzę że zawsze taki byłeś i jesteś.
Podziwiam waszą kondycję i dziękuję za tak piękną relację. Zawsze wierna AC.
Z rycerza to przeważnie mam zakuty łeb (hahaha). Anitka to samo chodzące dobre, więc trudno, żeby nie podziękowała. Mało tego, mocno przeżywała to jak mnie potraktowano. Jeszcze kilka lat potem popracowała i podobnie jak wszyscy inni musiała firmę opuścić. Do dziś mamy dobre relacje, choć przyznam, że rzadkie ze względu na odległość. Nie mieszkamy blisko siebie, lecz w różnych częściach powiatu. Może trzeba będzie pomyśleć o jakiejś trasie w jej okolicy.
UsuńDzięki za dobre słowo i pozdrawiam jak zawsze z serca.