Zapowiadane wreszcie gorące dni mają to do siebie, że na "dole" tworzą patelnię i dlatego trzeba wyjechać do "góry", żeby podreptać w pięknym krajobrazie, z naturalnym wietrznym schładzaniem. Poza tym po takiej wędrówce człowiek staje się zdrowszym, bo ruch to najlepsze lekarstwo. Nie trzeba wówczas stosować tabletek poza tymi najbardziej koniecznymi.
Umówiłem się z koleżanką, że powtórzymy 596 trasę z 21 września ubiegłego roku. Wtedy w deszczu, przemoczeni do cna, a teraz zapowiada się zupełnie coś innego.
Przyjeżdżam autobusem na Salmopol wcześniej niż koleżanka, bo już o 8.50 i to uważam za godzinę startu tej trasy. Ze mną przyjechali ludzie z psami, które trudno byłoby mi ominąć i nie poczochrać się z nimi.
Przyjechała też bardzo sympatyczna mama z synem i spotkamy ich później na trasie i wtedy dowiem się, że też jechali tym samym autobusem. Oni poszli na szlak od razu, ja jednak musiałem zaczekać na koleżankę, która przyjechała od strony Bielska-Białej 20 minut później. Wykorzystałem czas oczekiwania na rewelacyjne espresso jak zawsze w restauracji Biały Krzyż.
Dojechała i od razu zaczynamy wychodzenie na Malinów. Po drodze widzimy całe połacie borówek i choć zbieranie kusi, to my jednak idziemy przed siebie bo to nasz cel. Pogoda przepiękna. Dmucha wiatr, a temperatura odczuwalna jest pewnie o połowę mniejsza niż na "dole".
Malinów spacerowo zdobyty o 9.48. Widzimy, że na jakiś czas został zamknięty zielony szlak a to w związku z budową obiektów sportowych.
Widoki, widoki, widoki. Trzeba było momentami nieść czapki w rękach, bo wiatr je zrywał z głów i to nadawało uroku trasie. Mamy widoki na góry począwszy od Skrzycznego po Baranią Górę. Schodzimy na Przełęcz Malinowską (10.30) i tam skręcamy w prawo za szlakiem niebieskim i nim pójdziemy przez 10 minut, a potem kolejna zmiana koloru na zielony i nim będziemy podchodzić na Zielony Kopiec. Tam też spotkamy wcześniej wymienionych mamę z synem.
Początkowo sami idziemy dalej, ale potem doszedł nas syn, a później i mama. Syn dostał wskazówki ważne, że po górach trzeba iść takim krokiem, by móc oddychać nosem. Jeśli zaczyna się oddychać ustami to znaczy, że trzeba zwolnić tempo. Należy mieć ze sobą gorzką czekoladę, bo ona powoduje wzmocnienie organizmu zwłaszcza przy podejściach pod górę. Trzeba też dużo pić płynów, zwłaszcza w takie gorące dni jak ten dzisiejszy.
Zaimponował nam młody, a my chyba jemu. Wspólnie mijamy Zielony Kopiec o 11.10... a potem na zboczu robimy sobie pamiątkowe fotki. Mam nadzieję, że się jeszcze na szlaku spotkamy. Przy okazji pozdrawiam serdecznie mamę i syna, bo będą tę relację czytali i oglądali.
Gawlasi (11.31). Tutaj nasze drogi rozchodzą się. Z koleżanką idziemy dalej żółtym przez Cienkowy. Tylko 2 grzyby dziś uzbierałem, bo akurat rosły na chodniku.
Po czasie zaczęła mnie męczyć piosenka, a właściwie jej pierwsze słowa: "Kogut na wieży, na wieży kogut zapiał i kury uśpiły się..." i dalej ani rusz, lecz z upływem czasu ku wielkiej radości koleżanki, coraz więcej słów przypominałem sobie i to tak, że zanim znaleźliśmy się w Malince, całą zaśpiewałem.
Spotykamy znakarza szlaków, potem widoki na Beskid Śląski, także na Malinów i Zielony Kopiec gdzie byliśmy. Jest jezioro i Zameczek Prezydencki w Czarnem.
Tak o 13.20 wchodzimy (ponownie było pod górkę) na Cienków Niżni i tam zatrzymujemy się na uzupełnienie płynów w Karczmie Jedlowo. Pierwszy raz w niej byłem, podobnie jak pierwszy raz zjeżdżałem stamtąd kolejką (14.00 - 14.15). Tym samym, przejazdem kolejką zmieniliśmy końcówkę trasy w porównaniu do ubiegłorocznej. Trochę przyśpieszyliśmy kroku, by dojść w Malince do przystanku autobusowego w pobliżu skoczni. Jest gorąco, ale to nic w porównaniu z tym co czekało mnie po powrocie do Ustronia. Patelnia do kwadratu.
Kończymy radośni na wspomnianym przystanku o 14.25. Tylko 10 minut czekania i do domu. Szkoda, że nie mogliśmy ze sobą zabrać wiatru. To była tak urocza trasa, że będzie na pewno kandydować do miana trasy roku.
Fajna trasa, onegdaj chadzałem tam z Wujkiem z Cieszyna, a potem z nauczycielem historii (zapalony wędrowiec). Ale wiele się zmieniło, pewnie dziś szedł bym tamtędy jak po ziemi calkiem nieznanej.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i serdeczności.
Sam mam problemy z orientacją, gdyż kilkanaście lat temu były tam zupełnie inne warunki. Jako przykład - Zielony Kopiec, który był porośnięty bardzo gęsto świerkami i tam zawsze była ciemność jak w jakimś tunelu. To było tak specyficzne miejsce, że lubiałem tam wracać... aż do czasu, gdy pewnego roku zostały zwalone wszystkie drzewa i zrobiło się łyso. Zielony Kopiec był pierwszą górą, którą do zera ogołociło z drzew. W tym samym czasie spokojne leśne ścieżki wiodące na niego przez Cienkowy zamieniły się w leśne arterie. Wszystko to sprawiło, że zacząłem to miejsce omijać... ale przyroda sama potrafi się odradzać i tak się to dzieje. Dziś ponownie zielono na szlaku, szlak omija szczyt i aktualnie wiedzie zboczem, ale ważne, że to znowu wart nazwy Zielony Kopiec. Odwzajemniam serdeczności.
UsuńUpały dały mi się we znaki. Siedziałam w pozasłanianym od słońca domu i czekałam na chłodniejsze chwile i się doczekałam. Za to mogłam cieszyć oczy słońcem będącym na twoich zdjęciach i słońcem jakie bije z opisu. To faktycznie jedna z najciekawszych tegorocznych twoich tras. AC
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle upały, co tegoroczna huśtawka temperatur, jednego dnia na termometrze za oknem w słońcu miałem + 64 stopnie C o godzinie 16-tej, a za kilka dni o tej samej godzinie było + 12 stopni C.
UsuńNo cóż, im wyżej tym lepiej, dlatego warto chodzić po górach bo jednak chłodniej. Dzięki AC za wizytę.