środa, 9 sierpnia 2017

655 trasa - 08.08.2017

Radziechowy - Matyska - Jaworzynka - Hala Radziechowska - Glinne - Fort Waligóra - Węgierska Górka.

 Ponownie Beskid Śląski. Tym razem pójdziemy w trójkę a przebieg tej trasy wymyśliła jedna z koleżanek. Zarówno druga koleżanka jak i ja jeszcze nigdy nie byliśmy na Matysce, ani nie szliśmy niebieskim szlakiem z Radziechów (czy Radziechowych - nie wiem jak to się odmienia). Pogoda letnia, czyli upalna, a to oznacza, że trzeba wcześnie rozpocząć dreptanie. Przed ósmą jeszcze jest chłodnawo, więc dokładnie o 7.55 wyruszamy. Kierunek Matyska za niebieskim szlakiem, choć w pewnym momencie trzeba będzie odbić w lewo i wspiąć się na szczyt. Na Matyskę prowadzi szczególna droga krzyżowa i choć dziś nie będziemy się modlić nią wędrując, to będziemy zachwyceni artyzmem dzieł, bo poszczególne stacje takimi są.
Pokazuję wszystkie stacje bez względu na to, czy słońce prześwietla fotkę czy nie, bo są tego warte. W międzyczasie podziwiamy widoki Beskidu Ślaskiego ze Skrzycznem (ta góra ze swoją antenką będzie najczęściej dziś focona z różnych miejsc), Beskidu Małego i Żywieckiego. Podziwiamy jaskółki, które grupują się przed odlotem.
Na Matyskę docieramy o 8.20. Potem powrót do szlaku niebieskiego z ukierunkowaniem na Halę Radziechowską, po drodze miniemy Jaworzynkę. Na tym odcinku sporo ostrężyn, borówek, malin, grzybów jadalnych brak, za sucho.
Po minięciu Jaworzynki pójdziemy, a właściwie "przedzierać" się będziemy przez trawiasty busz. Trawy wyższe od nas i już nabrały brązowego koloru, co oznacza zbliżanie się końca lata. Ciągle w głowie mi brzmi jedna z piosenek Drupiego i przy tej melodii o 10.26 dochodzimy na Halę Radziechowską.
Nie napisałem, że wcześniej wśród tych traw spotkałem leśną modelkę wygrzewającą się na słoneczku i wcale nie miała zamiaru przede mną uciekać.
Na Hali Radziechowskiej przerwa na śniadanie, na uzupełnienie płynów, bo to drugie jest niezbędne przy takiej słonecznej pogodzie, a słonko już daje znak o sobie. Tutaj też zmieniamy kolor szlaku na czerwony i odtąd pójdziemy fragmentem GSB, czyli Głównego Szlaku Beskidzkiego.
Trzeba zejść, żeby ponownie wejść na Glinne (11.05).  Teraz to dopiero są widoki, najbliżej na pasmo Skrzyczne - Barania Góra, ale też na już wcześniej wymienione Beskidy, a także Małą Fatrę, Kysuce. Nad Tatrami operuje słońce, więc choć gołym okiem widzimy ich zarysy, to fotka już tego nie pokaże.
Za szczytem Glinnego spotykamy ojca z 2 dzieci, którzy mają ambitny plan dojścia na Baranią Górę a potem przez Fajkówkę wrócić do Węgierskiej Górki, zahaczając o schronisko na Przysłopie. Tłumaczymy im, że szlak czarny, którym mogą dojść w stronę Fajkówki zaczyna się tuż za szczytem Baraniej Góry. Ojciec nie chce wierzyć, bo ma nawigację w telefonie, który zupełnie co innego pokazuje. Dopiero gdy koleżanka wyciągnęła normalną mapę i mu pokazała, uwierzył nam. W górach technika może być zawodna, dlatego zawsze trzeba się posługiwać papierową mapą. W sumie było to bardzo sympatyczne spotkanie. Okazało się, że za nimi pójdzie jeszcze kilka osób, ale oni podzielili się jeszcze na 2 grupy, gdyż hamulcowym był chłopak, którego chyba zmuszono do tej wspinaczki. Młody, otyły, blado-niebieski na twarzy i w adidasach z miękką podeszwą. Zupełnie nie był przygotowany psychicznie, fizycznie i chyba na zawsze zostanie wrogiem górskich wędrówek. Poza tym ten upał. Okazuje się, że naprawdę są tacy rodzice, którzy zupełnie nie mają wyobraźni. Tempem jakim szedł ten chłopak na Baranią Górę dotrze za 2 dni. Zastanawialiśmy się czy na pewnej wysokości nie będzie do niego wzywany GOPR.
Potem spotykamy 3 bardzo młode dziewczyny z pieskiem. Swój swojego poznał i odbyło się tradycyjnie czochranie. Dziewczyny też w drodze na Baranią Górę, ale dobrze przygotowane, zabezpieczone w picie dla siebie i pieska. Miłej wspinaczki!
Po czasie słyszymy już dźwięki cywilizacji i zaraz natkniemy się przy szlaku na Fort Waligóra, opis tego miejsca będzie widoczny na jednej z fotek. Jest 12.52.
Zejście w dół do Węgierskiej Górki, przejście nad rzeką Sołą i o 13.20 jesteśmy prawie w centrum. Jeszcze tylko pieczątka pamiątkowa, kawy i piwo i możemy udać się na metę trasy, czy na stację kolejową Węgierska Górka. Jest 13.55. Widzimy odbudowany budynek stacyjny z napisem, że pokoje w nim są do wynajęcia. Odbudowali, zarabiać będę, wszelka cześć.
Jeszcze tylko pożegnalne zdjęcie na peronie i zaraz odjedziemy do Bielska-Białej. Patelnia na dole jest nie do zniesienia, ale dobrze, że już wracamy.
 

4 komentarze:

  1. Widzisz tylko ja i Maciej pozostaliśmy ci wierni. Świat się ciągle zmienia.
    Nie wiem dlaczego ale bardzo polubiłam waszą trójkę tę trójkę. Taka radość z was bije i to się udziela. Uważam, że ta trasa także zasługuje na miano najlepszej z dotychczasowych w tym roku. Będziesz miał ciężki wybór. Wręcz niesamowicie piękna większość zdjęć i mam wrażenie że z wami i Drupim wędrowałam. Oby tak dalej. AC

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do wierności pisanej to nie da się tego faktu ukryć, ale zapewniam, że wiele ludzi wiernie zagląda choć nie zostawia tu śladu w formie pisanej. Wiem to z bloggerowej statystyki.
    Cieszy mnie, że nas lubisz, my Ciebie także. Cieszy mnie także to, że tak oceniasz tę relację. Jest mi naprawdę miło. Serdeczności dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Węgierską Górkę znam, mieliśmy tam kiedyś kilkudniową bazę. Nawet w odlewni żeliwa byliśmy! Oczywiście oba forty także poznałem.
    Trasa świetna! I ten psowaty przefajny.
    Nie trzeba gór by GPS "świrował" jestem teraz w Augustowie i wskazania potrafią być o kilkdziesiąt metrów chybione. Tyle že w warunkach nizino leśnych nie stanowi to problemu. W górach gdy grozi to zejściem ze szlakh, albo zgubieniem się, poleganie tylko na elektronice jest niepoważne.
    Pozdrowienia dla koleżanek, a propos czy nie prościej było by mówić o nich po imieniu? Prywatności to raczej nie narusza, a jest mniej bezosobowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak do tej pory... twierdzą, że wystarczy, że ich pokazuję i imion nie powinienem podawać... ale po Twoim wpisie może mi się uda je przekonać.
      Jeśli ktoś prowadzi swój blog, czy ma jakiekolwiek swoje konto gdziekolwiek indziej,to z tym kłopotu nie ma, ale dla ludzi, którzy nazwę to "nigdzie się nie publikują" anonimowość jest rzeczą ważną i dlatego rzadko kiedy w moich opisach znajdziesz imiona. Wyjątek Artyści... bo dla nich każda "reklama" jest ważna.
      Mnie mniej zadziwia fakt polegania na GPS, a bardziej to, że tego dzieciaka ciągli w górę przy takiej temperaturze i bez odpowiedniego stroju i sprzętu. Dziś czytałem, że w tym roku GOPR miał więcej jak dotąd w ciągu 2017 roku akcji, niż w analogicznych okresach przedtem. Uważam, że mimo wszystko, tak jak na Słowacji, płacić z własnej kieszeni za akcję ratowniczą, jeśli jest wynikiem bezmyślności.
      Cieszę się, że mimo wędrówki po kraju, do mnie zajrzałeś. Serdeczności jak zawsze.

      Usuń