piątek, 20 maja 2016

577 trasa - 19/20.05.2016

Katowice Rynek - Muzeum Śląskie - Plac Andrzeja - Mikołowska - Plac Miarki - Kochanowskiego - Katowice PKP.

Moja obecność w Katowicach związana była z 15-tą edycją net.worldsong'u. To akurat nie miejsce na opis tego, ale skrót. Przed laty, nasz kolega z Oslo szukał w internecie ludzi pasjonujących się piosenką. Chodziło mu o stworzenie zamkniętej grupy z wszystkich możliwych krajów świata. Tak dotarł do mnie i praktycznie od samego początku jestem z nim. Bawimy się piosenką organizując kilka razy w roku konkurs na piosenkę. Poprzednią edycję wygrała Polska, konkretnie "Tęcza" Zdzisławy Sośnickiej. Jako,że to była moja propozycja teraz muszę zorganizować kolejną edycję. Wybór padł na Katowice i to odbędzie się w czerwcu, ale wcześniej musiałem zorganizować grupę 21 osób, którzy spośród zgłoszeń z całego świata wybiorą stawkę finałową. Pomógł mi w tym mój kolega z Katowic, który to wszystko spiął i termin przesłuchania wyznaczył właśnie na 19 maja. Moja rola ograniczyła się tylko do przywiezienia kandydatek. Nie mogłem brać udziału, bo na to mi nie pozwala regulamin. Moja rola zaczyna się dopiero podczas finału, czyli w czerwcu. Uzgodniliśmy, że do 5 godzin powinno być po wszystkim i mam czas wolny.
Jadąc do Katowic myślałem przede wszystkim o Muzeum Śląskim tak bardzo zachwalanym przez różnych ludzi. Dziś tam mogę się udać. Zaczynam dreptanie na katowickim rynku o 14.50. Już niebawem jestem w starym budynku Muzeum i tam mogę napatrzyć się do fotoplastykonu i na wystawę plakatów filmowych (15.20). Potem trzeba przejść do nowego budynku na terenie dawnej Kopalni Katowice.
Po drodze zatrzymuję się przy Pomniku Powstańców Śląskich, potem obok nowej siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia przechodzę do Muzeum. Niespodzianka na początek, bo myślałem, że szybem zjadę w dół, a tymczasem winda bez pardonu wywiozła mnie na wieżę widokową i o mało serce nie wyskoczyło ze mnie... odezwał się lęk przestrzeni... ale na krótko. Zamknąłem oczy, a potem widoki na Katowice. Szkoda, że się zachmurzyło, byłoby lepiej.
Potem już na dole wchodzę do głównego wejścia, muszę przejść przez bramkę jak na lotnisku. Jedyny mankament taki, że obsługa nie pyta się czy ktoś nie ma wstawionego rozrusznika. Może po pierwszym kłopocie tego się nauczą.
Obsługa profesjonalna, wszystko objaśni, przyjaźnie nastawiona... nic tylko zwiedzać. Na to czekałem i tak na początek malarstwo, potem na niższym poziomie - śląska sztuka sakralna, następnie "światło historii", laboratorium przestrzeni teatralnych.
Zwiedzam z zapałem, korzystam sporo z wiadomości personelu i w końcu o 17.40 wychodzę na zewnątrz. Wrócę kiedyś, bo wiele jeszcze do zobaczenia pozostało. Jestem zauroczony!
Obok Centrum Kongresowego i Spodka (akurat trwa Europejski Kongres Gospodarczy) przechodzę w stronę rynku. Focę sporo fontann, gdyż rzadko wiosną i latem spaceruję miastami i potem ciągle mi ich brakuje. Teraz trochę wody baraszkującej będzie.
Zdobywam cały szereg pieczątek i udaję się do hotelu, na krótko, bo zaraz potem Plac Andrzeja (18.40) i Mikołowska. Ta ostatnia ulica po to, żeby zobaczyć okno pokoju, w którym w latach 50-tych i 60-tych mieszkała moja siostra, a ja czasami tam bywałem... i to będzie ostatnia fotka czwartku. Powrót do hotelu (19.40) i zaraz potem wyjście na spotkanie w sprawie net.worldsong'u. Tego oczywiście w relacji nie będzie zobrazowanej (idę bez aparatu). Niestety, tak jak myślałem, będą dalej przesłuchiwać i obradować. Umówiliśmy się, że jak tylko wszystko zakończą, to kolega przyjdzie do mnie do hotelu i to stało się dokładnie o 2.30 w nocy. Przedtem nie spałem, potem dopiero nie spałem, więc postanowiłem o szybkim powrocie do domu.
Opuszczam hotel o 6.24 i przez Kościół Garnizonowy (modlitwa), Plac Miarki, ulicę Kochanowskiego kieruję się do dworca PKP, gdzie na to niewyspanie na koniec łykam silne espresso. Jest 7.15 i jest to koniec katowickiego dreptania. Najważniejsze, że zostawiam cząstkę siebie, czyli część moich myśli w Muzeum Śląskim.


6 komentarzy:

  1. Problem z Katowicami jest tego rodzaju, że najpierw się doprowadza o upadku, dewastuje albo wyburza czy likwiduje coś prawdziwego żeby potem w miejscu tego dać (mocno upraszczam oczywiście) jakąś makietę z 1/10 tego co było i ładnymi opisami. Zburzono dworzec, przestronny, piękny, symbolizujący nasze miasto i postawiono KORYTARZ za marketem nazywając go dworcem nowym. Zburzono dworzec autobusowy - ogromny plac z którego odjeżdżały autobusy miejskie, pekaesy, busiki i taksówki a zrobiono wysepkę w tunelu pod wspomnianym marketem głosząc że to postęp! Rozebrano kopalnię Katowice i zrobiono muzeum. Super. Ale gdyby zostawić przynajmniej naziemną część w stanie "przemysłowym", to byłoby to coś znacznie moim zdaniem ciekawszego dla turystów, w niczym nie ujmując racji bytu muzeum sensu stricto. Śląskie ZOO - brudne, pełne handlarzy i budek z hot dogami z oazy spokoju dla ludzi i zwierząt zamienia się w kolejna "galerię". I jeszcze Dolina Trzech Stawów, która z płuc naszego miasta przekształciła się w ciągu ostatnich 20 lat w ciasną i brudną działkę dogryzaną zewsząd przez nowe osiedla...

    Mieszkam tu od urodzenia, znam większość kątów. Patrząc na Pana zdjęcia widzę, że poza muzeum i odnowionym, ale przecież tylko odnowionym, nie nowym, urzędem miasta, wszystko co ładne jest stare. Dworca takiego jaki jest dziś, nowego Supersamu w kształcie sarkofagu z Czarnobyla :)) czy innych szklano aluminiowych cudeniek raczej nikt za lat pięćdziesiąt nie będzie uznawał za warte uwagi. I to jest smutne, bo będzie takich potworków coraz więcej...

    Proszę spojrzeć na trzy dworce, zapominając, że to kolej, po prostu patrząc na zachowanie ciekawej architektury. W Bielsku dworzec jest taki jak na początku ubiegłego wieku tylko natkany elektroniką, która pomaga, ale jej nie widać. W Żywcu piękny budynek oklejono styropianem i tandetnym tynkiem jakby był domkiem z czasów Gierka i tym samym zabito jego urok, choć denat pozostał jakoś tam znośny dla oka. W Katowicach natomiast do obiektu o dziesiątki lat młodszego przecież (stary dworzec też niszczeje, tuz obok) wpuszczono spychacze... Ot i sedno. I taka właśnie polityka mniej lub bardziej wyraźnie widoczna jest także w innych miejscach.

    Nie, nie, stanowczo Katowice można lubić, ale kochać ich się nie da.

    Z pozdrowieniami - mieszkaniec wyżej wspomnianych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze ciekawy głos, za który dziękuję. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. A ja muszę odwiedzić tak turystycznie o wszystko zobaczyć...a ciekawe czy jest jeszcze Kryształowa kawiarnia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, naprawdę warto pospacerować po Katowicach. Dzięki, że zajrzałaś. Pozdrawiam Cię.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy pomysł łączenia przyjemnego z pożytecznym. Dzięki tej relacji będę mogła zobaczyć muzeum bo jak widzę jest przyjazne wózkowcom. Jest jedno ale, muszę tak jakoś dotrzeć i znowu muszę liczyć na rodzinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne jest to, że na rodzinę możesz liczyć, bo nie wszyscy mają to szczęście. Pozdrawiam.

      Usuń