Drugie w tym roku dreptanie po słowackich Wysokich Tatrach. Według zapowiedzi meteorologicznych, powinny zaistnieć cztery pory roku. Tym razem nie jestem sam, ale z moim koleżeństwem.
Sam sugerowałem w tym czasie tę wędrówkę i jak potem się okazało, Bozia tradycyjnie nad nami otoczyła opiekę. To pierwsza z 2 tras.
Przyjechaliśmy do stacyjki Popradské Pleso o 8.48 i to jest moment startu tej trasy w kierunku schroniska o tej samej nazwie. Idziemy niebieskim szlakiem. Kolega nabawił się wcześniej kontuzji kostki w nodze i teraz dało mu się to we znaki. Postanowił pozostać w schronisku, do którego przyszliśmy o 10.03. Mimo zamówionych wcześniej noclegów, nie moglibyśmy rozgościć się w pokojach schroniska przed 14-tą. Kolega zostaje, a ja z koleżanką wyruszamy dalej o 10.30 w kierunku hincowskich stawów (dalej niebieskim). Pogoda zmienia się (jak to w Tatrach) co kilka minut, więc w różnych tłach przyrody wędrujemy w górę przed siebie. Myślę, że fotki to pokażą. O 11.05 mijamy miejsce, gdzie rozpoczyna swój przebieg czerwony szlak na Rysy. My tam pójdziemy jutro, a dziś dalej niebieskim. W górę, w górę i dochodzimy do miejsca równego (mniej, więcej) i zaraz potem przed nami będzie pierwotny cel wędrówki pierwszego dnia, czyli Wielki Hyncowy Staw (12.31). Ludzi trochę jest na szlaku, zatem decydujemy wspinać się wyżej na Przełęcz Koprowską (13.13). Ten odcinek to same zakosy, ale dzięki nim możemy z coraz wyższego poziomu podziwiać stawy hincowskie pod nami i wierzchołki pasma koprowskiego nad nami. Możemy też podziwiać surowy, ośnieżony majestat Tatr, ale jednocześnie, wesołe chmurki i widoczki daleczko w przestrzeń tatrzańską.
Spotykamy pierwszą w tym roku (w tym nowym sezonie) śniegową bałwaniczkę, bo autor widocznie był spragniony żeńskiej płci.
Kiedy doszliśmy na przełęcz, minęła nas grupa wysportowanych Czechów, którzy poszli na Koprowski Szczyt... to i my za nimi, choć to nie było naszym celem. Po dotarciu do Koprowskich Pleców, czyli na kwadrans przed zdobyciem wspomnianego wcześniej szczytu, nagle pojawiły się złowrogie chmury i tylko słyszeliśmy Czechów z niższego pułapu, jakie mają problemy. Postanawiamy o 13.52 , zawrócić, bo jutro czeka nas wyjście na Rysy. Schodzimy i do schroniska w Popradskim Stawie pójdziemy tym samym szlakiem. Nad stawem hyncowskim czeka nas bajeczna okoliczność powstawania mgiełki nad powierzchnią wody. Zaraz też mocno ochłodziło się i powietrze przeniknęła ujemna temperatura. Śnieg, który potem przerodził się w deszcz. Spotykamy stado kozic, ale szalenie zmieniająca się sytuacja pogodowa , nie pozwala mi dokładnie je sfocoć. O 14.52 wróciliśmy do stawów, o 16.00 wróciliśmy do miejsca skrzyżowania ze szlakiem na Rysy, a o 16.30 wróciliśmy do schroniska w Popradskim Plesie i już w nim, w trójkę , podczas biesiadowania, o 17.00 nastąpiła meta tej trasy, pierwszej z 2.
Jestem zauroczona jesiennymi Tatrami. Gratuluję jakości zdjęć.
OdpowiedzUsuń... a ja wszystkimi czterema porami roku, jakie były na tej i na następnej trasie. Pozdrawiam nieznajomą.
UsuńFajny trening przed ciężkim dreptaniem na księcia Tatr...
OdpowiedzUsuńWłaściwie to określiłaś, podoba mi się. Dzięki.
UsuńAle dobrze, że nie musieliście z bagażem wędrować.... i Zdzich dopilnował....a Wy podziwialiście 4 pory roku....pozdrówka
OdpowiedzUsuńTrochę się naczekał, żeby mógł z tym wszystkim wejść do pokoju, gdyż w tym schronisku przestrzegają godzin, od których zaczyna się doba. Pozostał niedosyt braku wejścia na Koprowski Szczyt (choć nie był w planie) i trzeba będzie powtórzyć. Miłego dnia, papapa
Usuń