środa, 22 lipca 2015

525 trasa - 22.07.2015

Štefanová - Sedlo Vrchpodžiar - Pod Pálenicou - Horné Diery - Podžiar - Dolné Diery - Ostrvné - Biely Potok - Terchová.

... to miała być zupełnie inna wycieczka. Miała być 2-dniowa, szlakami 3 państw UE, ale wszystko wzięło w łeb w Żylinie, gdzie odjechał mi pociąg do Bratysławy, gdyż kolejka po bilety była tak spora, że nie dotarłem na czas do kasy. Jak to w życiu... nie ma nic złego co by na dobre nie wyszło.
Już o 8 rano upał był niezwykły, toteż zastanawiałem się, jak ja przetrzymam to wędrowanie dalej na południu od Bratysławy. Potem, po zakończeniu trasy, kiedy ponownie byłem w Żylinie, zobaczyłem na ekranie TV ostrzeżenie, żeby w rejonie południowo-zachodniej Słowacji nie wychodzić z domu, a jutro czyli w czwartek może tam dojść do niesamowitych wręcz reakcji burzowych.
Jak zawsze, Mateńka ma rację i nie pozwoliła mi pojechać na południe. Toteż widząc co się dzieje galopem popędziłem na dworzec autobusowy, żeby choć dziś liznąć kolejny fragment Małej Fatry. Koleżanka opowiadała mi wcześniej, że Słowacy odnowili Diery...
Mam jeszcze w pamięci ubiegłoroczne nimi wędrowanie, ale dlaczego nie spróbować tego dziś... co zostało zmienione...
Przyjeżdżam niespodziewanie do Sztefanowej o 8.53 i posiłkując się espresso zaczynam tę ciekawą trasę. Po wypiciu zawartości filiżanki żółtym szlakiem idę do Przełęczy Nad Podżarem, gdzie dojdę o 9.30. Stąd mam tylko kilka minut do Podżiaru na dierowski szlak, ale ja postanawiam iść do góry zielonym, aż do miejsca zwanego Pod Pálenicou. Tam o 10.04 wchodzę na szlak niebieski i odtąd będę tylko schodził w dół w klimie wąwozowo-drzewno-potokowej. Tutaj nie czuje się temperatury zewnętrznej, to taka dierowska lodówka.
W miejscu, gdzie wstąpiłem na szlak niebieski, tym samym wstąpiłem w Górne Diery. Ja sam schodzę w dół, a wszyscy inni idą pod górę. I dobrze, ja pod górę szedłem w ubiegłym roku. A w tym roku widać zmiany. Są nowe drabinki, są miejscami linki (!), ale to jest małe piwo w porównaniu do martinowskiej Ferraty.
Wspomniany wcześniej Podżiar osiągam o  10.47. Tam kończą się Górne Diery i zaczynają Dolne Diery. Tutaj zmian nie ma w porównaniu z ubiegłym rokiem, aż do miejsca zwanego Orstvné (11.10).
Jak wyglądał dalszy odcinek Dolnych Dierów rok temu, nie wiem... bo jeszcze nigdy nie wędrowałem do Białego Potoku. Ten odcinek to mój debiut. W Białym Potoku jestem o 11.34 i uciekając przed słoneczną patelnią idę dalej do Terchowej. Idę drogą, a jednocześnie czerwonym szlakiem rowerowym.
W centrum Terchowej jestem o 12.00. Wstępuję do kościoła na modlitwę i na schronienie się przed upałem. O 12.12 przed kościołem kończę trasę i idę na pobliski przystanek autobusowy.
Jedna z koleżanek w odpowiedzi na sms, napisała, jak się wędruje w warunkach, kiedy  nawet powietrze gotuje się...   Dobrze się wędrowało klimą leśno-potokową, a teraz pojedzie się klimatyzowanym autobusem, a potem klimatyzowanym pociągiem... bowiem na Słowacji i w Czechach przewoźnicy dbają o pasażerów w każdej dziedzinie... niestety w polskim Cieszynie musiałem wsiąść do nagrzanego do granic wytrzymałości autobusu Wispolu, bowiem dla polskich przewoźników komfort pasażera nie istnieje. Nie istnieje też tym samym dla kierowców, bowiem  starszy człowiek na przystankach robił długie przerwy, co opóźniało przejazd... i wcale mu się nie dziwię. Polski przewoźnik nie dba o pasażera, ale także o swojego kierowcę. Idźcie się uczyć do kolegów w Czechach i na Słowacji, jak to się robi!!!




2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, niestety po raz pierwszy musiałem usunąć posta czyjegoś i swojego, bo obydwa były złośliwe, mimo, że najpierw pozwoliłem na ich publikacje.

    OdpowiedzUsuń