czwartek, 16 lipca 2015

524 trasa - 15/16.07.2015

Częstochowa D.A. - Archikatedra - Stare Miasto - Aleja NMP - Park Staszica - Jasna Góra - 7 Kamienic - Waszyngtona - Skwer Solidarności - Kopernika - Częstochowa PKP.

Równo pięćsetne dreptanie pod opieką Królowej i Przewodniczki Moich Tras... a początek tego miał miejsce podczas 25 trasy w dniu 2 sierpnia 1998 roku, kiedy to podczas peregrynacji obrazu Pani Jasnogórskiej, w koniakowskim kościele postanowiłem zawierzyć Jej wszystkie kolejne wędrówki. Tak też  uczyniłem. Świadkiem tego zdarzenia był kolega, który tym razem nie mógł być ze mną, bo musi być w pracy. Wiele się zdarzyło przez te lata, ale jedno jest pewne... jestem chroniony. Dwukrotnie byłem w sytuacji, kiedy powinienem zginąć, a jednak w niewytłumaczalny sposób zostałem ocalony... dla mnie wytłumaczalny, bo wiem, że to ręka Królowej uczyniła. Po tym drugim przypadku stałem się bardzo ostrożny i staram się nie prowokować losu.
Poza tym Królowa podczas ostatniej trasy 2013 roku, na Żywczakowej w cudowny sposób spowodowała zniknięcie guzka, a tym samym uleczenie w środku, organizmu. Jak tu nie być wdzięcznym i nie iść podziękować... Pora zatem po prawie 2 latach przerwy wrócić do serca polskości jakie bije od setek lat na Jasnej Górze.
To już taka moja tradycja, że zanim dojdę na Jasną Górę, wpierw odwiedzam częstochowską Archikatedrę pw. Świętej Rodziny. Początek jednak nastąpił na dworcu autobusowym o 12.50. Potem przez tunel pod dworcem kolejowym (trwa remont budynku stacji) przechodzę na drugą stronę torów i idę na spotkanie ze Świętą Rodziną. Tak jakoś mi raźniej tam przebywać po odwiedzeniu w lutym miejsc w Ziemi Świętej, gdzie żyli przed wiekami. Przychodzę do Archikatedry o 13.25.
W sumie czas przestał się liczyć i teraz ważny jest tylko cel. Przechodzę następnie na Stare Miasto, a konkretnie na rynek i stamtąd wchodzę na Aleję NMP, by prosto iść w kierunku Jasnej Góry, jak pielgrzymi. Spragniony espresso na chwilę zatrzymuję się w miłym miejscu i to się opłaciło, bo jakość kawy z najwyższej półki. Zaczęło kropić więc udałem się do kościoła pw. św. Jakuba, by to przeczekać. W podziemiach kościoła można adorować Najświętszy Sakrament.
Im bliżej Jasnej Góry, tym więcej słyszę śpiewów, okazało się, że przede mną idzie doroczna pielgrzymka z Poznania. Jeszcze w tym czasie nie wiedziałem, że dalszy mój pobyt będzie powiązany z uczestnikami tej pielgrzymki, a w sumie było ich więcej, bo i z Przemyśla, Piotrkowa Trybunalskiego i kilka innych. Były piesze i rowerowe.
Skręcam do Parku Staszica zachęcony widocznymi z daleka fontannami. W końcu mogę na nie popatrzeć, bo kiedy tu bywam, to są nieczynne, gdyż bywam zazwyczaj jesienią, zimą. Dziś jest inaczej.
Na Jasną Górę docieram o 14.55 i od razu idę do Domu Pielgrzyma, gdyż nie chcę chodzić po Sanktuarium z plecakiem... a tam niespodzianka... tłum w recepcji... stoję z pielgrzymami z Poznania, wcześniej już wymienionymi. Godzinę (równą) stałem w kolejce po klucz. To dziwne, że w czasie kiedy są pielgrzymki tylko 1 osoba obsługuje. Pamiętam, że kiedy końcem roku przyjeżdżałem, kiedy nie było ludzi, to w recepcji były zawsze 2 osoby. Jeśli chodzi o mnie, to mogę postać, to tylko we mnie wzmacnia dar cierpliwości, ale dla ludzi, którzy pokonywali setki kilometrów, trzymanie ich potem kolejne godziny pod okienkiem (tylko po klucz) jest wielkim nieporozumieniem.
Wreszcie mam swój pokój (16.15), swoje łóżko, ale nie mogę się położyć (choć pospałoby się), bo przecież muszę iść do Królowej. W kaplicy Cudownego Obrazu zauważam zamontowane telebimy, nie muszę więc pchać się do przodu, by być w kontakcie wzrokowym. Jednak witam się z Mateńką przy stopniach ołtarza, a potem idę do drugiej części kaplicy na odmówienie całego różańca. Niestety nie było mi to dane, bo zaraz zaczęła się msza święta (17.30) z okazji 50-lecia pożycia małżeńskiego Barbary i Benedykta. Piękna uroczystość w tak samo pięknym miejscu.
Po mszy chciałem iść na wały jasnogórskie, ale akurat zamykali bramy, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu - jest 18.30, jest lato, świeci słońce... pielgrzymi są chętni, a tu im się zamyka... niepojęte!
Wcześniej podziwiałem odnowione wnętrze Bazyliki.
Skoro nie mogłem wałami, to obszedłem klasztor wzdłuż murów, ale na zewnątrz.
Kiedy byłem w okolicach Domu Pielgrzyma, usłyszałem dźwięki muzyki i śpiew. Poszedłem w tamtą stronę i zobaczyłem jak grupa poznańska śpiewa i tańczy Panu Jezusowi. Włączyłem się... a jakże. To był jeden z najpiękniejszych momentów tej pielgrzymki.
Teraz już wiem, że tu na Jasnej Górze bije prawdziwe serce Polski. Jestem dumny, że jestem Polakiem, jesteśmy wszyscy cudownym narodem... tylko... tylko polityków mamy do dupy i to z wszystkich opcji politycznych. To dzięki nim patrzymy na siebie wilkiem... a wystarczy tak mało, żebyśmy poczuli się jedną rodziną. Ja w tej rodzinie właśnie śpiewam i tańczę Panu Jezusowi ale Mateńce też.
Przed 20-tą dochodzi do mnie, że mam zaległy różaniec i opuszczam miejsce zabawy i ponownie idę do kaplicy, tym razem zaszywam się w 3 części tuż obok telebimu. Im bliżej wyjścia tym lepiej, bo przewiew powietrza będzie, a na Apel Jasnogórski przyjdzie multum ludzi.
Odmawiam różaniec na tle pieśni śpiewanych przez wciąż przybywających do kaplicy. O 21.00 równo zaczął się Apel Jasnogórski. Po nim napisałem karteczkę z podziękowaniem NMP za łaski i prośby o dalsze, z tym, że nie wymieniałem niczego, bo wiem, że Mateńka wie, po co przybyłem. Tak też napisałem: Matko Zbawiciela Ty wiesz za co dziękuję i o co proszę i wierzę, że jak zawsze to zostanie spełnione.
Nie chciałem nic i nikogo pominąć, stąd taka moja reakcja.
Po apelu powrót na nocleg. W pokoju melduję się o 21.45, kąpiel, 2 gryzy bułki, paciorek i spać.
Rano różaniec, a właściwie jego cząstki, które codziennie na dzień dobry odmawiam. Potem pożegnanie z Domem Pielgrzyma (7.15), jeszcze śniadanie i pożegnanie w kaplicy z Mateńką. Trwa msza święta, więc nie chcę przeszkadzać. Dziś ważny dzień na Jasnej Górze, bo święto Matki Boskiej Szkaplerznej. Poznaniacy zostają, ja odjeżdżam. Odjeżdżam radosny, jakoś bez żalu, że coś się kończy... bo się nie kończy. Opieka NMP będzie trwała dalej, przez kolejne trasy.
Poprosiłem jeszcze, aby została Królową i Przewodniczką Moich Tras na zawsze, nawet na tę ostatnią, którą kiedyś pokonywać będzie już tylko moja dusza, kiedy ciało pozostanie tu na Ziemi.
Spacerkiem ulicami Częstochowy, przez Skwer Solidarności, gdzie kamienna lala trwa całymi latami, do dworca kolejowego, gdzie na peronie 1a o 8.24 jest meta tej uduchowionej 2-dniowej trasy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz