Vrátna - Snilovské Sedlo - Veľký Kriváň - Snilovské Sedlo - Chleb - Sedlo za Hromovým - Steny - Poludňový Grúň - Stohové Sedlo - Chrbát Stohu - Sedlo Medziholie - Šlahorka - Štefanová.
Ważny dzień, bo po dwuletniej przerwie będę szedł ponownie górami z moim oczkiem w głowie, czyli moim najmłodszym Skarbem. Choć wcześniej miałem inne plany, to dla tak ważnej osoby musiałem znaleźć coś wyjątkowego, a tym nie mogło być nic innego jak Mała Fatra z jej najwyższym szczytem, z przepięknymi stamtąd widokami i cudownymi barwami kwiatów, które swoje żywe kolory prezentują tam właśnie teraz - na początku lipca.
Przyjechaliśmy do Wratnej pod wyciąg autobusem o 9.00. Ludzi mało, więc już o 9.05 mogliśmy rozpocząć tę trasę wejściem do wagonika kolejki. Ja miałem trochę mieszane uczucia, bo na szybach wagoniku widać było wyraźne rysy z ubiegłorocznej katastrofy. Rozbite wagoniki, które jeszcze w styczniu były zdeponowane przy dolnej stacji wyciągu, aktualnie zniknęły.
Szybkość zdecydowanie wolniejsza niż przed katastrofą i zamiast 6 minut jak przedtem, na górę jechaliśmy 4 minuty dłużej. Przerwa w towarzystwie kota na złociste, a Skarbek musi okleić swoje pięty plastrami, bo inaczej daleko nie zajdziemy. Miła pani w barze obdarzyła nas nimi.
Potem o 9.30 rozpoczynamy już osobiste poruszanie się szlakami i tak na początek niebieskim do Przełęczy Snilowskiej, gdzie o 9.37 wchodzimy na czerwony małofatrzański szlak na Wielki Krywań. Spokojnie do góry, podziwiamy widoki, które dziś są i przede wszystkim kolorową roślinność.
Szczyt zdobywamy o 10.00, tam po raz pierwszy spotykamy liczną grupę węgierską. Na szczycie jesteśmy tylko 8 minut, choć wiatr nie wieje, to jednak przy bezruchu jest chłodno. Schodzimy tą samą drogą z powrotem na przełęcz. Ja zaliczam wywrotkę i na pytanie: "co to robisz Stasiu?" odpowiadam "jak to co... przewracam się". - "ale ty leżysz..." pada odpowiedź, więc też odpowiadam, że "kiedy zadałaś pytanie, to ja jeszcze nie skończyłem wywrotki". To spowodowało salwę śmiechu - i dobrze.
Przełęcz ponownie o 10.31 i teraz podejście na Chleb, gdzie jesteśmy o 10.52. Węgrzy cały czas przed nami, ale miniemy ich, bo nie będziemy wspinać się na Hromowe, tylko pójdziemy chodnikiem prosto na Przełęcz za Hromowym, gdzie będziemy o 11.07. Znowu do góry na Steny, których południowy szczyt mijamy o 11.31. Widoki przepiękne. Teraz głównie mamy przed sobą Stoha i Wielki Rozsudziec.
Węgrzy oczywiście zostali z tyłu, a my spokojnie mogliśmy w ciszy wędrować dalej.
Kiedy doszliśmy do Południowego Gronia (11.58) nad nami zawisły ciemne chmury, ale spadło z nich tylko kilka kropel, ja naliczyłem na sobie 3 sztuki.
Od tego momentu to także dla mnie dziewiczy szlak. Schodzimy do Przełęczy Stohowej i potem dosyć ostrym błotnistym wyrypem musieliśmy dojść do żółtego szlaku w miejscu zwanym Chrbát Stohu (12.31). Teraz płajem, ale tak skonstruowanym, że jest to swoista ścieżka zdrowia.
Przed Przełęczą Miedziholie, jeszcze w lesie ponownie łączymy się z czerwonym ze Stoha i wspólnie o 13.16 tam się znajdziemy i zmienimy kolor szlaku na zielony.
Nigdy nim nie schodziłem, bo zawsze służył do wejścia na przełęcz podczas wędrówek na Wielki Rozsudziec... i od dziś już wiem, dlaczego go tak bardzo nie lubiłem, bo ciągle w górę od samej Sztefanowej. Kolana przy schodzeniu poczułem, choć groźne to nie było. Zanim zeszliśmy do Sztefanowej to o 13.46 minęliśmy Szlahorkę.
Meta w Sztefanowej o 14.35. Zdążyliśmy na autobus tak, jak planowałem, chociaż nie byłem pewny, że to osiągniemy, gdyż odcinek od Południowego Gronia do Przełęczy Miedziholie nie był mi znany.
2 pieczątki (choć jedna uszkodzona) i znaczek turystyczny z górnej stacji kolejki do moje dzisiejsze zdobycze.
Pogoda nam dopisała, bo było chłodnawo, w sam raz na wędrówki. Ciekawe, kiedy znowu będziemy razem dreptać, bo jesteśmy w tym zgrani i dobrze nam się chodzi.
Hej..,ale wspaniałe dreptanie...tam lubię latem połazić...a te kwiaty...bosko tam i Rozsutec widać...i cała wycieczka musiała się udać jak w takim wspaniałym towarzystwie...pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńre. a ciekawe kiedy się wybierzemy gdzieś razem...bo już mi tęskno za wspólnym zwiedzaniem górek, dolinek, potoków...kwiatków, trawek...
Mi też tęskno, ale jak wiesz, latem to ja mogę dreptać tylko w tygodniu. A do tych kwiatów trzeba dodać jeszcze śpiewy ptaków, kolorowe motyle wokół i sporo bardzo życzliwych ludzi.
Usuńtak tak...jakoś mi te ptaszki i motylki umknęły...a ludzie tak jakoś zawsze w górach życzliwsi niż w miastach...pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuń... bo jedne i drugie mają skrzydełka i czasem odfruwają, hahaha
Usuń