piątek, 10 lipca 2015

523 trasa - 09.07.2015

Vrátna - Snilovské Sedlo - Veľký Kriváň - Snilovské Sedlo - Chleb - Sedlo za Hromovým - Steny - Poludňový Grúň - Stohové Sedlo - Chrbát Stohu - Sedlo Medziholie - Šlahorka - Štefanová.

Ważny dzień, bo po dwuletniej przerwie będę szedł ponownie górami z moim oczkiem w głowie, czyli moim najmłodszym Skarbem. Choć wcześniej miałem inne plany, to dla tak ważnej osoby musiałem znaleźć coś wyjątkowego, a tym nie mogło być nic innego jak Mała Fatra z jej najwyższym szczytem, z przepięknymi stamtąd widokami i cudownymi barwami kwiatów, które swoje żywe kolory prezentują tam właśnie teraz - na początku lipca.
Przyjechaliśmy do Wratnej pod wyciąg autobusem o 9.00. Ludzi mało, więc już o 9.05 mogliśmy rozpocząć tę trasę wejściem do wagonika kolejki. Ja miałem trochę mieszane uczucia, bo na szybach wagoniku widać było wyraźne rysy z ubiegłorocznej katastrofy. Rozbite wagoniki, które jeszcze w styczniu były zdeponowane przy dolnej stacji wyciągu, aktualnie zniknęły.
Szybkość zdecydowanie wolniejsza niż przed katastrofą i zamiast 6 minut jak przedtem, na górę jechaliśmy 4 minuty dłużej. Przerwa w towarzystwie kota na złociste, a Skarbek musi okleić swoje pięty plastrami, bo inaczej daleko nie zajdziemy. Miła pani w barze obdarzyła nas nimi.
Potem o 9.30 rozpoczynamy już osobiste poruszanie się szlakami i tak na początek niebieskim do Przełęczy Snilowskiej, gdzie o 9.37 wchodzimy na czerwony małofatrzański szlak na Wielki Krywań. Spokojnie do góry, podziwiamy widoki, które dziś są i przede wszystkim kolorową roślinność.
Szczyt zdobywamy o 10.00, tam po raz pierwszy spotykamy liczną grupę węgierską. Na szczycie jesteśmy tylko 8 minut, choć wiatr nie wieje, to jednak przy bezruchu jest chłodno. Schodzimy tą samą drogą z powrotem na przełęcz. Ja zaliczam wywrotkę i na pytanie: "co to robisz Stasiu?" odpowiadam "jak to co... przewracam się". - "ale ty leżysz..." pada odpowiedź, więc też odpowiadam, że "kiedy zadałaś pytanie, to ja jeszcze nie skończyłem wywrotki". To spowodowało salwę śmiechu - i dobrze.
Przełęcz ponownie o 10.31 i teraz podejście na Chleb, gdzie jesteśmy o 10.52. Węgrzy cały czas przed nami, ale miniemy ich, bo nie będziemy wspinać się na Hromowe, tylko pójdziemy chodnikiem prosto na Przełęcz za Hromowym, gdzie będziemy o 11.07. Znowu do góry na Steny, których południowy szczyt mijamy o 11.31. Widoki przepiękne. Teraz głównie mamy przed sobą Stoha i Wielki Rozsudziec.
Węgrzy oczywiście zostali z tyłu, a my spokojnie mogliśmy w ciszy wędrować dalej.
Kiedy doszliśmy do Południowego Gronia (11.58) nad nami zawisły ciemne chmury, ale spadło z nich tylko kilka kropel, ja naliczyłem na sobie 3 sztuki.
Od tego momentu to także dla mnie dziewiczy szlak. Schodzimy do Przełęczy Stohowej i potem dosyć ostrym błotnistym wyrypem musieliśmy dojść do żółtego szlaku w miejscu zwanym Chrbát Stohu (12.31).  Teraz płajem, ale tak skonstruowanym, że jest to swoista ścieżka zdrowia.
Przed Przełęczą Miedziholie, jeszcze w lesie ponownie łączymy się z czerwonym ze Stoha i wspólnie o 13.16 tam się znajdziemy i zmienimy kolor szlaku na zielony.
Nigdy nim nie schodziłem, bo zawsze służył do wejścia na przełęcz podczas wędrówek na Wielki Rozsudziec... i od dziś już wiem, dlaczego go tak bardzo nie lubiłem, bo ciągle w górę od samej Sztefanowej. Kolana przy schodzeniu poczułem, choć groźne to nie było. Zanim zeszliśmy do Sztefanowej to o 13.46 minęliśmy Szlahorkę.
Meta w Sztefanowej o 14.35. Zdążyliśmy na autobus tak, jak planowałem, chociaż nie byłem pewny, że to osiągniemy, gdyż odcinek  od Południowego Gronia do Przełęczy Miedziholie nie był mi znany.
2 pieczątki (choć jedna uszkodzona) i znaczek turystyczny z górnej stacji kolejki do moje dzisiejsze zdobycze.
Pogoda nam dopisała, bo było chłodnawo, w sam raz na wędrówki. Ciekawe, kiedy znowu będziemy razem dreptać, bo jesteśmy w tym zgrani i dobrze nam się chodzi.

4 komentarze:

  1. Hej..,ale wspaniałe dreptanie...tam lubię latem połazić...a te kwiaty...bosko tam i Rozsutec widać...i cała wycieczka musiała się udać jak w takim wspaniałym towarzystwie...pozdrawiam:)))
    re. a ciekawe kiedy się wybierzemy gdzieś razem...bo już mi tęskno za wspólnym zwiedzaniem górek, dolinek, potoków...kwiatków, trawek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też tęskno, ale jak wiesz, latem to ja mogę dreptać tylko w tygodniu. A do tych kwiatów trzeba dodać jeszcze śpiewy ptaków, kolorowe motyle wokół i sporo bardzo życzliwych ludzi.

      Usuń
  2. tak tak...jakoś mi te ptaszki i motylki umknęły...a ludzie tak jakoś zawsze w górach życzliwsi niż w miastach...pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... bo jedne i drugie mają skrzydełka i czasem odfruwają, hahaha

      Usuń