piątek, 15 maja 2015

514 trasa - 15.05.2015

U Melocíka - Pod Čerenkou - Osada Gregušovci - Sedlo Nad Zápačou - U Lovásov - Papaje - Kopanice - Chata Makov - Makov.

Powrót w 2-osobowym składzie na czerwony szlak kysucki. Tym razem prawa strona rzeki Kysuca, a rozpoczynamy trasę  w restauracji U Melocíka o 9-tej wypiciem smacznego espresso.
Wcześniej przyjechaliśmy tutaj autobusem z Makowa o 8.55 i zaoszczędziliśmy sobie w ten sposób wychodzenie pod górkę, a będziemy przecież na wysokości ponad 900 m npm.
Początkowo i tak mamy pod górkę, ale łagodnie, za to w błocie, a właściwie błotku po wczorajszych opadach deszczu. W każdym bądź razie, nie jest źle...
Po dotarciu do wyciągu narciarskiego - Pod Czerenką (9.50) mamy po obu stronach widoki, po prawej na Beskid Śląsko-Morawski z Łysą Górą i po lewej na oddaloną Małą Fatrę z Klakiem, ale te widoki są właściwie słabiutkie.
O 10.20 przychodzimy do pięknie położonej osady Greguszowci, która 16.12.1944 została całkowicie spalona przez Niemców. Odbudowa zaczęła się w 1948 roku. To można przeczytać na jednym z głazów ustawionych wokół ołtarza polowego, który jednocześnie symbolizuje Słońce w układzie planetarnym, a reszta głazów to planety naszego Układu Słonecznego. Bardzo ciekawe połączenie.
Widzimy następnie ludzi siejących zboże - ręcznie. Jakież będzie nasze zdziwienie w makowskiej bibliotece, kiedy jedna z pań powie, że już dzisiaj nas widziała, bo siała z synem zboże w górach, a my pozdrowiliśmy ich po staropolsku "Szczęść Boże", co bardzo im się spodobało.
Następnie dochodzimy do przełęczy Nad Zapaczą. Las i w dół i dochodzimy do Lowasów. Tam ostry skręt w lewo i już utwardzoną drogą będziemy coraz niżej schodzić. Szlak ma różne zakrętasy, ale tak wiedzie ta droga. Przed pojawieniem się pierwszych zabudowań Papai , w strumyku zmywamy dzisiejsze górskie błoto, bo teraz do końca już pójdziemy asfaltem.
W Papajach będziemy o 12.00, 10 minut później w Kopanicach. Tam przy szlakowskazie skończy się mój debiut, gdyż odcinek do Makowa pokonywałem już kilkakrotnie przed kilku laty idąc na Wielki Jawornik, lub wracając z niego.
Spotykamy dwójkę rogaczy, najpierw żuczka, a potem krętorogiego, który najspokojniej w świecie pokazał nam język. Za to sympatyczny bernardyn chciał pójść z nami.
Do chaty Makov przyszliśmy o 12.55 i tam zjedliśmy obiad. Ciekawostka, pierwszy raz jedliśmy roladę nadziewaną kiszoną kapustą. Pychotka. Dalsza droga o 13.24. Jeszcze tylko przez moment towarzyszyć nam będzie czerwony szlak, który skręci w lewo pod górę, w stronę Kminka, a my pójdziemy częściowo żółtym rowerowym i niebieskim turystycznym.
W centrum Makowa, w poszukiwaniu pieczątki, doszliśmy do biblioteki w domu kultury. Tam właśnie spotkaliśmy wspomnianą już panią, a także zostaliśmy bardzo serdecznie przyjęci (jak to na Słowacji).
Zostaliśmy zasypani różnymi mapkami, broszurkami, a na koniec udekorowani odznaką "I love Makov".
Ja naprawdę kocham Makov i wszystkie miejscowości Kysuc. Z dumą to będę nosił.
Potem na dole tegoż domu kultury wstępujemy na espresso. W drodze do stacji kolejowej, sprawdzam jeszcze , jak czuje się biała pani, która tam leży całymi latami... oczywiście przed domem kultury.
Nasza meta jest w pociągu na stacji kolejowej o 14.30. Odjedziemy do Czadcy 10 minut później.
Bardzo ciekawa i sympatyczna trasa, która zostanie w pamięci przez niezwykłą wręcz serdeczność napotkanych Słowaków i to do tego stopnia, że czasem czuliśmy się zażenowani, że można być tak dobrymi ludźmi.

4 komentarze:

  1. Wspaniały pomysł z mapką prezentującą trasę wędrówki.
    Pokazujesz Stachu miejsca nie tak odległe, a malownicze i urokliwe.
    Kolejna piękna wiosenna wyprawa ciekawie pokazana.
    Pozdrawiamy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mapki zawsze wklejam do kroniki, więc żaden problem, żeby im pstryknąć fotkę i przybliżyć innym ludziom miejsca odwiedzane. A swoją drogą, ten pomysł z mapką na blogu podpatrzyłem u innego blogowicza.
      Dzięki za pozytywne przyjęcie relacji. Pozdrawiam z serca.

      Usuń
  2. Ale rogacz...nigdy takiego nie widziałam...
    Zdziśka nie zabraliście...na taka wycieczkę...dla mnie...no jeszcze nie byłam...
    Miłego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdzisław sam się nie zabrał... czasem mu kolano dokucza. Papapa

      Usuń