wtorek, 17 lutego 2015

499 trasa - 10.02.2015

Wadi Musa - Al-Bitrā - Wadi Ramm - Amman

czyli: Dolina Mojżesza - Petra - Dolina (Pustynia) Rum - Amman.

Jedyna całkowicie jordańska trasa podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej, to już trzecia część z pięciu.
Zobaczyć Petrę - to 2 cel główny tej wyprawy na Bliski Wschód. Przyznam, iż umieszczenie Petry w programie, spowodowało, że jestem tutaj teraz. Znałem Petrę z opisów, ale wiem, że żaden opis, żadne zdjęcie, ba... żaden film nie odda tego, co można przeżyć osobiście na miejscu.
Petra, po grecku znaczy "skała", to w większości ruiny miasta Nabatejczyków, którego rozkwit przypadał w czasach antycznych na okres pomiędzy III w. p.n.e. do I w. n.e., a to oznacza, że w czasie życia Chrystusa, Petra była ważnym miejscem. Położona jest w skalnej dolinie, a prowadzi do niej jedyna droga, wąska, wśród skał i to jest wąwóz zwany As-Sik. Petra słynie z budowli wykutych w skałach.
Siostra pogodynka jednak wyprosiła słoneczną pogodę, mimo sceptycyzmu ojca pilota. Ojciec pilot ma jedną wadę, nie uznaje niczego co nie pochodzi od niego... ale teraz zaczyna doceniać modlitwy naszej siostry i powoli wszyscy się włączamy w to.
Miało lać mocno, a tymczasem słoneczko i temperatura blisko 20 stopni Celsjusza w plusie.
Siostrzyczka nie ma niestety wpływu na wiatry, a te nam dziś grożą i to w wielkim wymiarze. Stąd wcześnie wyruszamy na szlak, bo jeszcze mamy dziś w programie przejazd dżipami po pustyni Ramm, a potem długi przejazd autokarem do Ammanu. Istnieje niebezpieczeństwo, że zamkną autostradę królewską, kiedy zasypie ją piach. My jednak wierzymy, że wszystko nam się dobrze ułoży.
Wyjeżdżamy z hotelu  w Dolinie Mojżesza o 7.10 i to jest godzina początku mojej 499 trasy, jakże przeze mnie oczekiwanej.
Do centrum turystycznego  Petra przyjeżdżamy o 7.25 i... od tej chwili czas się dla mnie nie liczy, bo zakochani (a pokochałem Petrę) i szczęśliwi czasu nie liczą.
Przez wspomniany wąwóz dochodzimy do właściwej Petry. Wcześnie na jednym ze zdjęć będą zaznaczone nogi w skale handlowca z Chin opakowane w sandały. Nasz jordański pilot Janek, stwierdził, że Chińczycy już w starożytności "zalali" świat obuwiem. Będzie w wąwozie miejsce, gdzie ludzie zawierali więzy małżeńskie. Moi kochani, którzy przyczynili się do uratowania moich zdjęć z pierwszego dnia, stoją w takich boksach.
Po dotarciu na pierwszy punkt postojowy, ciesząc oczy, nos (zapachy mają swoje miejsce w tej historii) ukazują się nam dzieła rąk ludzkich sprzed tysiącleci. Są także wielbłądy... z jednym się zaprzyjaźniłem, są osły, a przede wszystkim są ludzie obsługujący turystów. Jest także młody człowiek , policjant z chustą na głowie z w biało-czerwone wzory. Ten wzór oznacza, że to Jordańczyk, bowiem Palestyńczycy noszą chusty biało-czarne. Jego uroda powoduje, że ciągle ktoś z nim chce mieć fotkę, co też trochę pokazuję.
Potem idziemy dalej, do starożytnego amfiteatru. Kilka osób, w tym oczywiście ja, korzystając z wolnego czasu wspinam się na przeciwległe skały.
Powrót tą samą drogą (bo jedyna), ale tu niespodzianka, bo operujące słońce zupełnie inaczej oświetla te same miejsca.
Wracam do centrum turystycznego i oddaję się delektowaniu espresso. Tak! Tutaj to ono ma smak i siłę. Delektując się kawą, cieszę się, że "liznąłem" Petry, bo jak mówił nasz Janek, trzeba conajmniej 8 dni, by poznać średnio Petrę. Mnie wystarczyło... zakochałem się w tych skałach...
Trzeba wrócić do współczesności i pogodzić się z czasem. O 11.00 opuszczamy to miejsce, kierując się na Wadi Ramm (z arabska). Jeszcze kilka zdjęć z autokaru na szczyty otaczające Petrę, z których każdy ma ponad 1.000 m npm.
Na jednym ze zdjęć widać chmurę piasku, która akurat znajduje się nad Wadi Ramm, czyli tam gdzie jedziemy. Nazywają to sztormem piaskowym. Mamy trochę pecha, bo jak mówi ojciec pilot, coś takiego zdarza mu się po raz pierwszy, a już sporo lat oprowadza wycieczki. Co tam pech - ważne, że nie ma deszczu!!!
Zanim wysiądziemy z autokaru widzimy jeszcze stada dzikich wielbłądów.
W końcu dojeżdżamy o 12.45 do osady Beduinów w Wadi Ramm. Piasek niczym mąka jest wszędzie, dlatego chowam aparat fotograficzny, a  nieliczne zdjęcia z jazdy dżipami są robione tyłem do wiatru i tylko wtedy, kiedy na moment wydaje się, że nie wieje. Jednak ten piasek, to tak jak u nas mgła, jest wszędzie.
Dżipy zatrzymują się i wysiadamy do namiotu Beduinów, gdzie częstowani jesteśmy herbatą (ach, ten smak!), a potem odbywa się handel. Ja wychodzę na zewnątrz i focę skały, ich piękne ornamentowe elementy. Potem w drodze powrotnej nie robię ani jednego zdjęcia, bo wiatr wzmógł się i piasek jest wszędzie, w nosie, w zębach itd.
Opuszczamy gościnne Wadi Ramm o 14.00. Zauważamy, że Jordańczycy, z Bytkowa zrobili Bytkon.
Przed nami 4,5 godziny jazdy do Ammanu przez pustynię. Bardzo monotonne krajobrazy pustki.
Przeto czas wypełniamy modlitwami, a ja mocno kibicuję siostrze pogodynce w modlitwie o dobrą pogodę.
Robimy w pewnym momencie przerwę na kawę... a potem już niedługo Amman, gdzie w hotelu Dana Plaza Hotel o 18.30 kończy się ta niezapomniana (daję głowę za to stwierdzenie) 499 trasa.
Msza święta tego dnia będzie w Ammanie, ale już poza trasą. Cóż... część mojego pojemnego serca zostawiłem w Petrze. Chciałbym do niej jeszcze wrócić... może na dłużej niż na kilka godzin??!!
Akwedukt doprowadzający wodę do Petry

4 komentarze:

  1. Opisana przez Ciebie Jordańska trasa jest niesamowita, egzotyczna, a sama Petra do zakochania!
    Przebogaty program wedrówki, aż szkoda, że tak mało bylo czasu na bliższe poznanie tego pieknego miejsca!

    Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no właśnie... właśnie zakochałem się w tych przepięknych skałach, w historii tego miejsca. Dzięki, że podzielacie te moje przeżycia. Pozdrawiam Was sercem zauroczonym Petrą.

      Usuń
  2. Ty to masz szczęście....nawet pogodę wyprosisz...mnie to by lało...a i jeszcze wiatrzysko wiało...ach Petra piękna...

    OdpowiedzUsuń
  3. Petra jest perełką na kuli ziemskiej.

    OdpowiedzUsuń