Dzień Zaduszny. Od miesiąca miałem plan na to, jak ten dzień będzie wyglądał. Wiadomo, że w taki dzień będzie tradycyjny spacer na cmentarz do mamy, a że jest to w innej części Ustronia, to będzie to zmienione w wędrówką turystyczną... a wszystko zwieńczone Zaduszkami Jazzowymi.
Zapowiada się niezwykły i niepowtarzalny dzień.
Początek w domu o 13.13. Perełka za żadne skarby nie dała sobie zrobić zdjęcia, więc pozostał storczyk za firanką, pokazującą przez siebie, że za oknem jest pięknie, słonecznie i ciepło.
Idę w stronę Zawodzia. Podziwiam piękno górskich kolorów, ale także kolory listowia drzew, obok których przechodzę. Mijam śpiące diabełki od miesiąca w Diablim Dołku, przechodzę na drugą stronę rzeki Wisły i tam czerwonym szlakiem turystycznym podejdę do spacerowego czerwonego, którym pójdę do Źródła Karola. Najpierw kolorowe zbocza Równicy, ale potem to już będzie przede wszystkim Lipowski Groń.
Do Źródła Karola przychodzę o 14.07, kilka osób nabiera wodę, a ja przez las dalej.
Ulicą Leśną pójdę następnie aż do centrum Lipowca, a stamtąd już blisko na cmentarz. Słońce bardzo silne i praktycznie bez okularów słonecznych nie można się poruszać.
Przy spoczywającej tutaj mamie będę pomiędzy 14.43 a 15.00. W sam raz na porządną modlitwę za zmarłych.
Potem kościół w Lipowcu, w którym byłem ochrzczony, przyjąłem pierwszą komunię i gdzie byłem bierzmowany. Tutaj są moje religijne korzenie. Korzenie rodowe, rodzinne są na ulicy Spokojnej, na którą zawsze z utęsknieniem wracam, mimo, że tam już nie ma mojego domu rodzinnego, ale pozostały drzewa, pośród których spędziłem 40 lat mojego życia.
Idąc ulicą Spokojną, ponownie mogę focić Lipowski Groń ozdobiony tym razem księżycem nad nim wędrującym. Tam też jest zrobione jedyne moje zdjęcie na tej trasie-spacerze.
Słońce szybko przeleciało nad horyzontem, jeszcze kiedy byłem na Spokojnej mocno raziło w oczy, a gdy doszedłem ponownie do rzeki Wisły, właśnie zaczęło kłaść się do snu. Toteż kiedy znalazłem się już w okolicy Prażakówki, zaczęło szarzeć się i jedyną ucieczką przed tym zjawiskiem było wejście do Angel's Pubu (16.27). Do koncertu zostało prawie półtora godziny, więc mogę sobie tutaj odpocząć przy dobrym piwku. Coś podkusiło mnie, żeby wcześniej przejść do tej części budynku, gdzie odbywają się koncerty i dzięki temu mogłem jako jeden z nielicznych posłuchać próby Mistrza.
Tak Mistrza! bo niewątpliwie takim jest Adam Makowicz. Potem już koncert, który przy nadkomplecie publiczności rozpoczął się punktualnie o 18.00. Z racji charakteru dzisiejszego dnia, Mistrz tak dopasował repertuar, że można było słuchając dźwięków wydobywanych z fortepianu dzięki jego rewelacyjnie sprawnym palcom, dopasować je do obrazków, jakie pamiętam dziś z cmentarza. Można było przypomnieć sobie tych najbliższych, którzy już przeszli na drugą stronę.
To takie nasze dzisiejsze Zaduszki Jazzowe w ramach Ustrońskiej Jesieni Muzycznej.
Adam Makowicz dziś u nas grał po raz 17-ty, czyli zapowiada się, że w przyszłym roku jego koncerty tutaj osiągną pełnoletność.
Pisałem wcześniej o swoich korzeniach, a coroczny powrót z Nowego Jorku do Ustronia , Mistrza, jest podyktowany tym, że u nas ma swoje korzenie. Co roku daje charytatywny koncert na rzecz Ośrodka Edukacyjno-Rehabilitacyjno-Wychowawczego w Ustroniu Nierodzimiu. Toteż i w tym roku, na scenę weszli wychowankowie ośrodka z podziękowaniem. Były kwiaty i życzenia od Burmistrza i Przewodniczącego Rady Miasta... ale przede wszystkim było dobre, piękne słowo prowadzącej koncert, szefowej działu kultury Urzędu Miasta Ustronia. Toteż ostatnie zdjęcie z trasy należy do Mistrzyni Słowa i Mistrza Fortepianu.
Tak się składało, że przez kilka ostatnich lat, zawsze coś mi innego wypadło i nie mogłem być na tych koncertach Adama Makowicza, ale dziś to zostało mi wynagrodzone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz