czwartek, 18 września 2014

468 trasa - 16/17.09.2014

Starý Smokovec - Hrebienok - Vodopády Studeného Potoka - Starolesnianska Poľana - Zamkovského Chata - Skalnaté Pleso - Lomnický Štít - Skalnatá Chata - Tatranská Lomnica.

2634 m npm! Tak wysoko dotąd moje stopy Ziemi nie dotykały, aż do teraz... ale po kolei.
Powrót w słowackie Wysokie Tatry po prawie 2-tygodniowej nieobecności. Tym razem wziąłem sobie za cel szczyt Łomnicy. Wejść na niego nie można (no, chyba, że taternicy), ale za to można tam dostać się wagonikiem kolejki linowej. Dla mojego lęku wysokości to jest wielkie wyzwanie, gdyż jedzie się ponad 900 metrów w górę i to w znacznej części tzw. kominem. Skoro jednak będę w małym wagonikowym tłumie (prawie 20 osób), to chyba sobie poradzę. Decyduję się i jadę.
Tak więc, we wtorek rano o 7.52 rozpoczynam w Starym Smokowcu wędrówkę zielonym szlakiem, w stronę Hrebienoka. Pogoda śliczna, więc nie ma problemów. Już po starcie będę miał przed sobą sylwetkę Łomnicy i ku niej będę podążał. Obok szlaku biegnie tor kolejki linowej naziemnej. Nie wiedziałem, że też prowadzi tam gdzie idę, czyli na Hrebienok, pewnie bym skorzystał. Założenie jednak mam takie, że jedyną kolejką będzie ta na szczyt Łomnicy, resztę pokonuję na własnych nogach.
Hrebienok osiągnięty o 8.45 i dalej zielonym, tym razem schodzę w stronę Wodospadów Studenego Potoku. Dochodzę tam o 9.05. Ślicznie to wygląda, rozciągnięte przynajmniej na pół kilometra.
Potem łagodnie w górę i o 9.20 dochodzę do Rainerowej Chaty, gdzie zaopatruję się w najnowszą mapę Wysokich Tatr i wreszcie będę mógł się napić porannej kawy. Zastaję tam  czwórkę sympatycznych ludzi z okolic Ostrawy "godających po naszymu". Zostaję tam do 9.45.
Rainerowa Chata mieści się na skraju Staroleśniańskiej Polany, za którą z moim zielonym szlakiem łączy się czerwony tzw. magistrali tatrzańskiej.
Ludzi sporo i to w różnym wieku, od bobasów po staruszków. Zaczyna się podchodzenie w górę, ale jakże łagodne w porównaniu z tym, co miałem poprzednio w wychodzeniu na Krywań. Praktycznie zero zmęczenia. Przy Chacie Zamkowskiego o 10.25, żegnam dotychczasowy mój zielony szlak i teraz już tylko czerwony. Po drodze spotykam ludzi różnych narodowości, w tym zaskakująco sporo Węgrów.
Młodzi ludzie próbują swoich sił w spinaczce na skałach. Kiedy dochodzę do kosodrzewiny, nad głowami pojawiają się kolorowi ludzie-ptaki, czyli lotniarze.
Skalnate Pleso, czyli miejsce, skąd pojadę na szczyt wagonikiem, osiągam o 11.25. Na swoją kolej na wyjazd muszę czekać do 14-tej. 2 i pół godziny czasu na zagospodarowanie. Wstępuję do galerii, z której pochodzi kilka zdjęć dziecinnych rysunków. Potem obchodzę dokoła Skalnate Pleso. Jestem świadkiem dziwnej historii, gdyż grupa Rosjan chce nawiązać kontakty z innymi nacjami, ale wszyscy potencjalni rozmówcy, na dźwięk tego języka, odwracają się od nich. Przykre to, ale jakże wymowne na dzisiejsze czasy.
Kiedy byłem na dole to widziałem w całej okazałości szczyt Łomnicy. Kiedy tutaj dotarłem, to już był w chmurach. Przed moim wjazdem na górę trochę ich ubyło, ale jednak są.
W końcu o 14.05 wyruszamy na górę. Serce wcale nie uciekło mi do żołądka, gdyż bardzo wolno pięliśmy się w górę. Tylko jedno zdjęcie z wagonika, pokazuje ścianę komina, którym pniemy się w górę.
Do żołądka wskoczyło na 2 metry przed wysiadaniem, gdyż technicznie na kilka sekund, wagonik musi się zatrzymywać... a ja jechać mogę, tylko pod żadnym pozorem nie mogę znieść zatrzymania się w powietrzu.
... a tu jeszcze nie ma żadnego podestu, tylko ponad 900-metrowa dziura w dół...
W końcu po 9 minutach jazdy wysiadamy i poprzez budynek obserwatorium astronomicznego, które tutaj na szczycie zostało zbudowane, wychodzimy w chmurne mleko. Jestem na wysokości 2634 m npm.
Jest trochę niespodzianek, bo chmury wędrują i częściowo odsłaniają fragmenty okolicznych szczytów. To takie zaglądanie, jak przez dziurkę od klucza.
Na górze planowo każda grupa ma 50-minutowy czas do zjazdu w dół. Trochę siedzę w kawiarni, a także z zainteresowaniem oglądam jedyną Ambasadę Słońca dla całej Ziemi, tutaj się mieszczącą. Flagi słońca rozwinąć nie mogłem, ale godło sfociłem.
Zjazd w dół o 15.15 i po 10 minutach jestem z powrotem. Spoglądam za siebie, a tu już chmury sięgają prawie połowy wszystkich szczytów.
Po minięciu Skalnatej Chaty, o 15.30 rozpoczynam schodzenie w dół szlakiem zielonym w stronę Tatrzańskiej Łomnicy. Oznaczenie liche, w związku z czym w większości schodziłem nartostradą pod wyciągiem. W końcu, zapatrzony w obłoki przybierające kształty piesków, króliczków, zgubiłem szlak i niespodziewanie o 16.45 znalazłem się na niebieskim, czyli wejdę do miasta z drugiej strony niż miałem przyjść.
W Tatrzańskiej Łomnicy jestem o 17.02. Szybkie szukanie noclegu i już o 17.20 mogłem rozpakować się w swoim pokoju, w hotelu Renomal, tuż przy dworcu kolejowym. Idę na pierwszy spacer po mieście, zakończony pobytem w kawiarni Triocafe, przy należnym mi w końcu espresso i przy złocistych (dziś w liczbie mnogiej). Tam też spotykam bardzo sympatyczną rodzinkę z Gdańska, których tym samym pozdrawiam, gdyż wiem, że będą to czytać i oglądać. Są zresztą na zdjęciu.
Potem porządna gorąca kąpiel i sen... sen wesoły, bo zbudził mnie mój własny śmiech.
Ranek zza firanek przywitał mnie niebieskim niebem. Pora iść pożegnać się z górami, oczywiście wzrokowo.
Tym razem ani nad Gerlachem, ani nad Łomnicą nie ma ani jednej chmurki. Ale to wszystko się zmieni, bo już z okna kolejki tatrzańskiej widziałem szczyty we mgle. Spacer poranny po Tatrzańskiej Łomnicy.
O godzinie 9.00 opuściłem hotel i poszedłem przed podróżą do Triocafe, tym razem na samo espresso.
Jako, że peron stacji kolejowej jest o dwa kroki stąd, już o 9.20 siedziałem w wagonie, przed odjazdem do Starego Smokowca, a potem Popradu. To też godzina mety tej urokliwej trasy. Żal odjeżdżać, ale to był rekonesans i wiem, że wrócę, bo warto, bo wiele jeszcze do zwiedzenia. Ostatni raz byłem tutaj 42 lata temu i nic nie pamiętam, poza okropnym deszczem. Teraz było cudowne słońce.
Jestem bogatszy o wrażenia, o 5 nowych znaczków turystycznych i nowe międzyludzkie kontakty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz