piątek, 5 września 2014

466 trasa - 04.09.2014

Tri Studničky - Pod Grúnikom - Krivánsky Žľab - Malý Kriváň - Kriváň - Malý Kriváň - Rázcestie V Krivánskom Žľabe - Jamské Pleso - Štrbské Pleso.

Zdobycie tatrzańskiego Krywania już jakiś czas zaprzątało moje myśli. Miałem tam być z kolegą we wtorek, ale pogoda to uniemożliwiła. Teraz on nie mógł iść, więc za namową przyjaznych Słowaków, zdecydowałem tam dotrzeć i iść w grupie, bo przecież gdzie, jak gdzie, ale na Krywań ludzie stale chodzą.
Na miejsce startu przy Trzech Studzienkach dojechałem ze Szczyrbskiego Plesa taksówką, bo innej możliwości tak wcześnie rano nie było.
Zaczynam wychodzenie właśnie tam o 8.00 szlakiem zielonym. Początkowo dobrze się idzie, bo zakosami, ale później już po godzinie, kiedy minę partyzancki bunkier na zboczu Grunika, te zakosy skończą się i w większości będzie to monotonne podchodzenie w górę.
Krywań, co jakiś czas pokaże mi się, ale po lewej stronie mam widok na Tatry Zachodnie, choć trochę za mgiełką. Po minięciu Grunika drzewa przejdą w kosodrzewinę i póki będzie wysoka, to o widokach nie mam co marzyć. Jednak i ona skończy się. Teraz przede mną Krywań w całej okazałości, ale jeszcze wiele do pokonania. Robię co jakiś czas przerwy, bo jednak strome to podejście zielonym szlakiem.
Pod krywańskim żlebem o 10.40, wchodzę na szlak niebieski i teraz dopiero zaczyna się mozolne podejście. Trzeba sobie pomagać rękami co jakiś czas. Za Małym Krywaniem (11.20) opuszczają mnie siły i o mało co nie wycofuję się. Namowy współwspinaczy, abym odpoczął i szedł dalej skutkują. Tak jeszcze potem było dwa razy. Wbrew niektórym opisom na blogach, nie ma tu żadnych łańcuchów, a przydałyby się. Zatem ręce i nogi zajęte wspinaczką na szczyt, po dość pionowej ścianie w niektórych momentach. Ważne, żeby trzymać się niebieskich oznakowań szlaku, bo tam idzie się lżej.
Wchodzący i schodzący są bardzo przyjaźnie nastawieni do siebie i nie ma zagrożenia, że ktoś kogoś nie przepuści, że potrąci, czyli zupełnie inaczej niż było rok temu na Rysach. Dużo Słowaków, Polaków, Czechów, silna hiszpańska ekipa i trochę Niemców.
Z ogromnym wysiłkiem w końcu melduję się na szczycie Krywania, narodowej góry Słowaków o 12.05. Mimo tego, że odpoczywałem kilka razy po kilkanaście minut, jestem tutaj tylko o 5 minut później od tego co podają szlakowskazy. Nie jest źle. Dokoła widoczna panorama z Tatrami Zachodnimi i Wysokimi.
Napływający turyści zagęszczają dostępny plac, więc po 10 minutach zaczynam schodzenie. Teraz oprócz rąk i nóg w użyciu jeszcze tyłek. Brakuje mi 10 centymetrów nóg, abym mógł spokojniej chodzić po takich kamieniach, skałach. Kijki na nic dziś przydatne, za to świetnie spisały się nowe buty, które zupełnie nie ślizgają się.
Powrót na Mały Krywań o 12.55, a na rozgałęzieniu szlaków pod krywańskim żlebem, dalej niebieskim do Jamskiego Plesa. Z boku mam część Wysokich Tatr, za sobą Krywań, a przed sobą w oddali Szczyrbskie Pleso. Powoli kosodrzewina przejdzie w las, niestety bardzo połamany i tak będzie aż do mety. Czekają nas kolejne łyse tereny.
Jamskie Pleso o 15.07 i tutaj już zmieniam kolor szlaku po raz ostatni, tym razem na czerwony i nim dojdę do Szczyrbskiego Plesa o 16.17. Czasu sporo, więc zgodnie ze wskazówką zegara obchodzę jezioro, co zajmie mi niecałą godzinę. A potem do sympatycznej "Furkotki" na jedzonko i złociste oczywiście.
Meta na peronie dworca kolejowego w momencie wjazdu "zębatki" po nas, czyli o 18.40.
Ogarnęła mnie nieustająca radość, że pomimo trudności, byłem na Krywaniu.

2 komentarze:

  1. Krywań- magiczna góra- gratuluję jej zdobycia!
    Ze szczególną uwagą oglądałam Twoje Stasiu zdjęcia.
    Z malowniczymi widokami i stopniowo - coraz trudniejszą trasą którą pokonałeś, prezentują się wyjątkowo!
    Sporo turystów na trasie, a nawet pies-turysta-zdobywca Krywania- uzupełniają obraz jesiennych owianych lekką mgiełką szczytów.
    Po prostu pięknie!
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bo faktycznie można powiedzieć, że ją zdobyłem. Było ciężko momentami, ale to w sumie nie jest ważne, bo liczy się osiągnięty cel.
      Psów było kilka, tylko jest jeden problem, niektórzy zapominają, że im należy zabrać wodę ze sobą...
      To była jak dotąd moja najpiękniejsza tegoroczna wycieczka, piszę jak dotąd, bo jeśli pogoda dopisze, to będą inne tatrzańskie szczyty. Pozdrawiam Was serdecznie.

      Usuń