Od jutra szykuje się kolejny 3-dniowy "młyn" w pracy, więc dziś relaksacyjnie. Spacer do ptaków, do zwierzątek malutkich i bardzo dużych, czyli odwiedziny Leśnego Parku Niespodzianek.
Po raz pierwszy w życiu na Zawodzie podjeżdżam autobusem, co jest ewenementem samym w sobie, dla mnie - piechura.
Tak więc o 10.10 rozpoczynam tę wędrówkę od nawiedzenia kościoła na Zawodziu, sprzed figury Chrystusa, Króla Wszechświata. Potem, po modlitwie idę przez Pijalnię Wód w kierunku zwierzyńca.
Zachmurzone niebo i temperatura wreszcie normalna, można swobodnie oddychać. Ważne, że nie pada.
W większości będę dziś wędrował żółtym szlakiem spacerowym.
Do Leśnego Parku Niespodzianek przychodzę o 10.55 i szybko kieruję się w stronę stanowiska ptaków drapieżnych, na rozpoczynające się jak zawsze o 11.00 loty drapieżników, a jednocześnie bardzo sympatycznych ptaków. Nie ma wiatru, więc te loty są bardzo zminimalizowane, bo ptaki w tych warunkach męczą się, gdyż muszą więcej machać skrzydłami... a gdyby był wiatr, to by je unosił. I tak, to był piękny pokaz.
Wędruję wśród danieli, muflonów, kóz i innych, a za siatką podziwiam jelenie, dziki, żubry, szopy, świnie wietnamskie, jelenie wschodnie, lamy, sowy. Kiedy powiedziałem żbikowi, że koty mieszkają w domu, to ten zasłonił uszy i oczy... hahaha
Sporo radości, zwłaszcza dzieciom, sprawia ścieżka ze świata bajek. To trzeba koniecznie zobaczyć, bo lalki poruszają się i jest odczytywana poszczególna bajka, oczywiście po załączeniu.
Zwierzęta są tak oswojone, że jak wyczują jedzenie u kogoś w kieszeni, to zaraz do niej zaglądają, hahaha.
Pod koniec odwiedzam króliczki.... przekochane, gdybym miał warunki, to zabrałbym je do domu, tylko, czy chciałyby zmienić leśną wolność na wolność domową?
O 12.10 opuszczam to w jakimś sensie, magiczne miejsce i idę do Belwederu, stojącym tuż nad zwierzyńcem.
Potem skrótem nad sanatorium schodzę w jego kierunku. Tutaj widok stale niezżętego zboża, bo w każdy dzień pada i kombajny wjechać nie mogą na pole, a dożynki u nas już za 1,5 tygodnia. Wszystko w tym roku w polu było przyśpieszone o miesiąc, lecz już dawno nie były tak opóźnione żniwa.
Mijam Sanatorium Równica i Gościradowcem schodzę na najlepsze placki pod słońcem do Łukasza.
Wcześniej nazbierałem liście babki, rarytas dla Perełki.
W plackarni jestem od 13.05 do 13.30. Potem przejście na ustroński rynek, gdzie trwa koncert z okazji V Międzynarodowego Dnia Osób Starszych.
Przychodzę o 13.40, na sam finał koncertu. Starsze panie z Domu Spokojnej Starości w Bystrej sparodiowały idiotyczny przebój "My Słowianie". Tak, w takim wykonaniu, to jest hit!!! Ale to musi być parodia. Koncert kończy się o 13.55 i to jest godzina mety tej trasy. Ważnej, potrzebnej i relaksującej!
Witaj Stasiu!
OdpowiedzUsuńZaległości mam tyle, że nie wiem od czego zacząć!Odszukałam wyprawę w której - niewiele brakowało, a też wzięłabym udział.
Piekne, malownicze tereny, wspaniali bracia mniejsi, a wszystko ciekawie opisane.
Na placki u Łukasza próbowałam się załapać, ale zniechęcił mnie godzinny czas oczekiwania. Nie ma to jak znajomości hihi :-)
Ogród przy Belwederze znam i wielu znajomych tam już poprowadziłam.
Piękna wycieczka we wczesnojesiennych kolorach.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Jak miło ponownie czytać Twoje zapisane myśli. Faktycznie wiele nie brakowało. Szkoda... Musiałaś pewnie iść po placki w weekend, bo przez tydzień czekało się najwyżej kwadrans.
UsuńTakże serdecznie pozdrawiam i dziękuję.