poniedziałek, 11 sierpnia 2014

461 trasa - 11.08.2014

Koniaków - Fibaczka - Rupienka - Ochodzita - Koniaków Koczy Zamek.

Tegoroczne lato jest tak kapryśne, jak już dawno nie było. Zazwyczaj rano piękna słoneczna pogoda, parno, a to powoduje, że już po południu deszcz i burze. Prognoza pogody na dziś wcale nie miała się różnić od tej zasady.
Co roku w sierpniu staram się być w Koniakowie, bo tam jeszcze żniwa odbywają się tradycyjną metodą, czyli bez użycia kombajnu, bo taki tam wjechać nie ma prawa. Chodzi oczywiście o stoki gór, a w Koniakowie taką najważniejszą jest Ochodzita.
Ostatni weekend dał mi porządnie popalić w obsłudze turystów. Należy się cieszyć, że są, wszak sezon trwa tylko kilka letnich miesięcy. Osłabłem i dlatego zdecydowałem się na oderwanie od codzienności i wybrałem się na górski spacer do Koniakowa, bo tak można określić to dzisiejsze wędrowanie.
Prognoza mówiła, że od 14-tej będzie deszcz i burze (normalka w tym roku!), więc taka krótka trasa powinna przebiec w normalnych warunkach.
Zaczynam w centrum Koniakowa o 9.36 szlakiem żółtym w stronę Rupienki. Nade mną słońce i zarazem taniec chmur, czyli także tegoroczna normalka. 11 sierpnia imieniny obchodzą Zuzanny i w dzieciństwie chodziłem z bukietem georginii do stareczki Zuzanny, co roku, dopóki żyła. To było dla mnie wielkim przeżyciem i pamiętam to do dziś. Zawsze, kiedy widzę kwitnące georginie (dalie), wspominam tamte chwile.
Stąd focę zaraz po starcie te właśnie kwiaty. Widoki są, choć nie za bardzo wyraźne. Ważne, że są.
Udaje mi się sfocić ludzi "przewracająych" siano, pielących ziemniaki, czyli proza życia.
Tak o 10.11 dochodzę do Fibaczki, by już 5 minut później być w Rupience przy kapliczne, gdzie opuszczam żółty szlak i wchodzę na niebieski (taki króciutki odcinek szlaku z Baraniej Góry do Zwardonia).
I teraz mam to, co chciałem zobaczyć. Koniakowskie żniwa na zboczach Ochodzitej. Zboże stawiane do orstew, schnące i czekające na zwózkę, czyli tzw. baby żniwne. Jest też jeszcze nieskoszone zboże, tutaj focę owies. Ta dawna metoda koszenia spowodowała, że tutaj w górach wcześniej koszą niż niżej, bo tam kombajny mają problem z dojazdem na mokrą ziemię.
Są baby i są ostrężyny. Im wyżej, tym więcej dojrzałych.  Dziś nie musiałem "polować" na koniki polne, bo jeden z nich pozował mi przy foceniu pięknych żółto-fioletowych kwiatuszków.
Niektórzy ludzie to prawdziwi rozbójnicy. Włamali się do domku właściciela pieska, którego też pokazuję i który bardzo mnie polubił (z wzajemnością zresztą). Nie ma zamka błyskawicznego w swoim futerku, więc w tym upale musi szukać cienia (hahaha).
Odbijam z niebieskiego szlaku w stronę Karczmy Ochodzita, by wejść właśnie na tę górę. I tak się dzieje, na jej szczycie jestem o 10.55. Potem zejście do karczmy i delektowanie się smakiem najlepszej pod słońcem zupy borowikowej. Nigdzie nie ma lepszej. Nadęta Gesslerowa powinna się uczyć, jak to się robi.
Spędzam w karczmie czas pomiędzy 11.06 a 12.00. Potem powrót na niebieski szlak. Koniaków, to nie tylko koronki, ale też różnego rodzaju inne pasje, choćby rzeźbiarskie i temu podobne. Napotykam na ciekawe figury zrobione z brzozy.
Wreszcie podchodzę na Koczy Zamek i focę skałki, po których żądni wrażeń mogą się wspinać. Na szczycie jestem o 12.25. Wcześniej minąłem schodzących w dół anglojęzycznych turystów.
Zejście w dół i ostatnim akordem na mecie jest wypicie duszkiem pepsi, bo coraz parniej i już wiadomo, że prognoza pogody sprawdzi się. Jest 12.40. Odjadę do Ustronia 12 minut później, z niezwykle sympatycznym kierowcą prowadzącym pojazd. ... a w Ustroniu już jest deszcz, a kiedy piszę te słowa, za oknem basem pomrukuje burza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz