czwartek, 7 sierpnia 2014

460 trasa - 07.08.2014

Ustroń Nierodzim - Lipowiec - Goruszka - Spokojna - Kamieniec - Kuźnicza - Daszyńskiego - Ustroń Manhatan.

Wszystkie dreptania lipca odbywały się na terenie Słowacji. Pora więc przypomnieć sobie najbliższe okolice i wyruszyć w podróż sentymentalną, związaną z dzieciństwem, okresem młodzieńczym i ... okresem dorosłym. Nadarza się okazja ku temu, gdyż pójdę odwiedzić spoczywającą na lipowskim cmentarzu mamę.
Pogoda taka niepewna, od dłuższego już czasu, więc nie ma co planować dalszych tras.
Przyjeżdżam autobusem Transkomu (najdroższym znanym mi przewoźnikiem!!!) do Nierodzimia i tam naprzeciw budynku byłej Gromadzkiej Rady Narodowej (kto dziś pamięta takie nazwy?!) zaczynam tę wędrówkę w stronę Lipowca o 10.42. Ze zdziwieniem patrzę na mokrą ulicę, bo przecież kilka kilometrów stąd nie padało.
Zaczyna się wędrówka ulicami, dróżkami i sobie znanymi ścieżkami wśród pól. Najpierw jednak przez Lipowiec, ulicą Lipowską (a jakże) idę w stronę cmentarza. Focę budynki znane mi jeszcze z dzieciństwa, jak i te później zbudowane. Zawsze z sentymentem patrzę na budynek mojej Szkoły Podstawowej, w której obecnie jest przedszkole. Siedem pięknych lat tam spędziłem (wtedy jeszcze było tylko 7 klas).
Zaraz obok kościół w którym byłem ochrzczony. Zaglądam przez szybkę w drzwiach, bo (jak zawsze!) zamknięty.
Potem już tylko cmentarz, na którym będę pomiędzy 11.44 a 12.10. Oprócz grobu mamy, focę jeszcze groby koleżanek i kolegów, którzy już przeszli na tamtą stronę, a także sąsiadów moich jeszcze z okresu kiedy mieszkałem w Lipowcu.
Cmentarz to takie miejsce, gdzie zawsze przychodzi refleksja nad życiem...
Potem idę w kierunku aktualnej lipowskiej podstawówki, z którą bliższy kontakt miałem tylko w dni wyborów, bo tam zawsze mieścił się punkt wyborczy dla Lipowca. Szkoła dziś w remoncie i jestem ciekawy, czy zdążą z nim do 1 września, bo teraz na to nie wygląda.
Potem polami. Zaskoczony jestem ilością kukurydzy. Dawniej tylko żyto, pszenica, owies, jęczmień, a teraz tych mało. Jeszcze stoją, bo żniwa opóźnione z uwagi na złą pogodę. Od prawie miesiąca nie ma dnia bez deszczu. Rok temu w tych miejscach było już po żniwach.
Poprzez Goruszkę, gdzie mam możliwość skosztowania pierwszych w tym roku ostrężyn, schodzę na Spokojną, gdzie dawnej stał mój dom rodzinny, w którym się urodziłem. Tak, wtedy rodziliśmy się we własnych domach. Dziś tam stoi elegancki dworek. Znowu ścieżką nad strumykiem przejdę przez dawne
nasze pola i podziwiać będę tę zieloną ciszę i drzewa, niektóre z nich starsze ode mnie i to o wiele lat.
Z radością na nie patrzę i myślę, a nawet czuję, że one to odwzajemniają i chyba mają żal, że ich tak zostawiłem przed laty... a wśród nich para sarenek... radość, sama radość.
Przez pobliski lasek schodzę na Kamieniec, a potem obok firmy kamieniarskiej dochodzę do brzegu Wisły.
Tam też przez moment będę szedł zielonym szlakiem spacerowym.
Powrót do Ustronia, obok starej Kuźni Ustroń (już nie istniejącej), dębu Sobieskiego z 1683 roku.
Przez osiedla mieszkaniowe, wracam na swój Manhatan, do domu, gdzie o 13.48 będzie meta tej trasy.
W domu wita mnie szczęśliwa z mojego powrotu Perełka i tak wspólnie kończymy zdjęciową relację.
Trzeba od czasu do czasu wracać do korzeni.
 

2 komentarze:

  1. Dobrze tak wybrać się w podróż sentymentalna...również będę musiała...bo już dawno nie byłam na staruszkach śmieciach...pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. ... to nawet wskazane... Dzięki i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń