piątek, 23 maja 2014

445 trasa - 23.05.2014

Przełęcz Salmopol - Biały Krzyż - Grabowa - Kotarz - Beskid Węgierski - Beskid - Przełęcz Karkoszczonka - Stołów - Błatnia - Brenna.

Ziemia Cieszyńska powstała z uśmiechu Pana Boga. Ten legendarny fakt niedawno przypomniał mi profesor Kadłubiec podczas gali w ustrońskiej Prażakówce poświęconej dwom zacnym ustrońskim Jubilatkom, poetce Wandzie Mider i szefowej zespołu Równica, Renacie Ciszewskiej.
Tak faktycznie jest. Nasza ukochana Ziemia Cieszyńska nie ma bogactw naturalnych, ale ma piękno samo w sobie, które z tego uśmiechu mogło powstać. Zachęcam do zapoznania się z tą legendą.
Piszę o tym, gdyż moja dzisiejsza trasa wiedzie obrzeżami części Ziemi Cieszyńskiej, tej po polskiej stronie, bo trzeba pamiętać, że znaczna jej część leży na terenie Republiki Czeskiej.
Idę więc Beskidem Śląskim, na styku Ziemi Cieszyńskiej ze Szczyrkiem. Rozpoczynam w Szczyrku, gdyż Przełęcz Salmopolska do Szczyrku należy, chociaż przy granicy z Wisłą.
Wybrałem tę trasę dlatego, że za ponad tydzień, moje macierzyste koło PTTK "Twardziele" będzie miało swój rajd z metą w Ranczo na Błatniej. Nie będę mógł w tym uczestniczyć, bo soboty i niedziele w sezonie letnim mam zajęte, a żal serce ściska, że nie będę z moimi mógł być, więc chociaż w ten sposób z nimi się
połączę. Będę po prosto pierwszy na mecie , hahaha.
Przyjechałem autobusem Wispolu na Salmopol o godzinie 8.54 (trochę spóźniony, ale jak kierowca jest bardziej zajęty telefonem niż kierownicą, to tak to wygląda). Taki mały przytyk do kierowców Wispolu, bo słyną  z tego, że mimo zakazu, rozmawiają w czasie jazdy przez telefon i to nie służbowo.
8.54 to także czas startu mojej dzisiejszej wędrówki szlakiem czerwonym w stronę Kotarza i potem dalej w stronę Karkoszczonki.
Jest bardzo ciepło, wręcz upalnie już o tej godzinie, ale wszędobylski chłodny wietrzyk łagodzi wszelkie trudności z tym związane. Z zaskoczeniem zauważam o 9.16 tabliczkę na drzewie z napisem Biały Krzyż. Okazuje się, że jestem na szczycie o tej nazwie, a do tej pory Biały Krzyż kojarzył mi się z białym krzyżem postawionym na Przełęczy Salmopolskiej. Całe życie człowiek się uczy.
Kolejne zaskoczenie o 9.33, kiedy to na szczycie następnego wzniesienia, na słupie elektrycznym widzę tabliczkę z napisem Grabowa. Wcześniej bowiem taka tabliczka już była, z tą samą wysokością npm, ale na rozdrożu na Stary Groń. Wiele razy wędrowałem tym szlakiem, ale dziś po raz pierwszy zauważyłem wspomniane tabliczki, być może, że są od niedawna, czyli w moim przypadku od ponad roku.
Po prawej stronie czasem pokazuje się Skrzyczne, ale w takim słońcu, że aż strach robić zdjęcia, żeby nie popsuć aparatu, a producent przed tym przestrzega. Mimo to parę ujęć Skrzycznego mam.
Kotarz - 9.58. Zaskoczenie... przy ewangelickim ołtarzu Europy postawili bar, który swoimi rozmiarami w połączeniu z wieżą przekaźnikową, stłumił znaczenie samego ołtarza. Czy pseudobiznes wszędzie musi się wdrapywać?
Na Kotarzu zakładam czapkę i okulary przeciwsłoneczne, bo będą bardzo potrzebne.
Dzisiejsza trasa, to wędrówka raz w górę, raz w dół. Schodzę więc z Kotarza, żeby potem mozolnie wejść na Beskid Węgierski (10.33) przy narciarskim wyciągu. Potem znowu w dół i na przełęczy opuszczam chwilowo czerwone oznakowanie i niebieskim spacerowym wdrapuję się (dosłownie) na szczyt Beskidu (11.06). Cieszę się z tej zmiany, bo czerwony turystyczny prowadzi w tym miejscu nieciekawymi ścieżkami. Ten, którym ja teraz idę, doprowadza mnie do pomnika pamięci zamordowania przez hitlerowców pewnej rodziny. Nigdy o tym bym nie wiedział, gdybym dziś tamtędy nie poszedł.
Potem zejście na Przełęcz Karkoszczonka i ponowne wejście na czerwony szlak (11.30).  Schodzę do Chaty Wuja Toma. Tutaj zawsze czuję się jak u siebie w domu. Przesympatyczni ludzie obsługujący turystów. Rozmowa "na tych samych falach", radość z tego, że ludzie przychodzą jest widoczna w gestach, w rozmowie, w postawie i we wszystkim.
Jestem zaszczycony, że "Panienka z okienka" zechciała mi pozować do zdjęcia ku uciesze innych turystów, bo tutaj warto przychodzić. Ile razy tutaj jestem, zawsze jest coś nowego. To miejsce stale się rozwija.
Dziękuję Wam kochani, że tak o nas dbacie.
Termometr wskazywał 25 stopni, ale zanim sfociłem go, już było 26 stopni Celsjusza.
Chata Wuja Toma leży także na nowym wyznaczonym Szlaku Jakubowym. I od 11.48 pójdę właśnie nim, a on pokrywa się z nartostradą. Nie chciałem w tym upale wychodzić na Klimczok, dlatego idę skrótem w stronę Błatniej. Napotykam podobnie jak na poprzedniej trasie, wygrzewającego się w słońcu padalca. Potem będzie jeszcze inny. Te beznogie jaszczurki często mylone są ze żmijami i ludzie niszczą te pożyteczne istotki. Owszem, pogoda sprzyja i wszelkie wężowate wygrzewają się w słońcu.
Już przy zejściu do Brennej natykam się na syczącą zygzakowatość o pokaźnych rozmiarach (ponad 1 metr), która uciekając przede mną marudziła "Ssssssstacho ssssspływaj!", a sama uciekła.
Zanim aparat się otworzył, to już jej nie było.
Skrót wchodzi na żółty szlak w połowie między Trzema Kopcami a Stołowem. Tam melduję się o 12.37.
Teraz Szlak Jakubowy będzie wiódł mnie razem ze szlakiem żółtym i tak o 12.53 będę na Stołowie.
Zdarzy mi się kilka kuknięć do Bielska-Białej, ale widoczności dobrej nie ma.
Potem już schronisko na Błatniej (13.23) gdzie mile na mnie patrzy świnek morski (bo to on) o imieniu bodajże Rudzik, ale mogę się mylić.
Od schroniska idę zielonym i o 13.35 melduję się w Ranczo Błatnia, czyli tam, gdzie będzie meta rajdu mojego koła PTTK. Cel dzisiejszy osiągnięty. Piwo - to jedyna słuszna rzecz, jaką w tym upale można sobie tutaj zażyczyć. Po 20 minutach idę dalej. O 14.48 opuszczam szlak zielony i czarnym zaczynam schodzić do centrum Brennej. Na metę, czyli na przystanek autobusowy przychodzę o 15.07. Mam mało czasu na
doprowadzenie się do wizualnego porządku, bo już po 7 minutach opuszczę Brennę autobuserm do Skoczowa.
Sumując, przepiękna wycieczka w majowym upale. Tak naprawdę upał można było odczuć dopiero na dole w Brennej, bo jakoś w tej miejscowości przedmuchów wiatru nie ma, chociażby takich jak w Ustroniu.



2 komentarze:

  1. Czytając Twoją relację- z przyjemnością powędrowałam – choć wirtualnie -znanymi mi trasami. Ciekawie piszesz Stasiu, z ogromnym poczuciem humoru.
    I choć dreptanie w upale jest naprawdę męczące- bijemy brawa za przejście trasą rajdu i zdobycie pierwszego miejsca!
    Chata Wuja Toma pięknieje, dawno tam nie byliśmy.
    Przepiękna majowa wycieczka po krainie powstałej z uśmiechu Pana Boga. Swoimi opisami i zdjęciami pokazujesz Stasiu jej piękno w każdym calu!Super!
    Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa z serca płynące. Pozdrawiam Was.

      Usuń