Pszczyna PKP - Park Zamkowy - Muzeum Zamkowe - Rynek - Kościuszki - Pszczyna PKP.
Kolejna trasa z tych spokojnych, lekkich i przyjemnych. Już od dłuższego czasu chciałem odwiedzić zamek w Pszczynie, ale co się odwlecze to nie uciecze i ... nie uciekło.
Rano było chłodno, toteż ucieszyłem się, kiedy po wejściu do pociągu poczułem ciepło. Kolejarze grzeją, czego nie można powiedzieć o mojej spółdzielni mieszkaniowej.
Czar podróży prysł, kiedy okazało się, że na odcinku Skoczów - Zabrzeg, pewnie ślimaki szybciej suną, niż ten rodem z XXI wieku pociąg Kolei Śląskich z Wisły do Katowic.
W końcu dojechałem o 9.57 do Pszczyny i to jest godzina startu niebieskim szlakiem w stronę Parku Zamkowego. Cały budynek dworca kolejowego jest w remoncie, czyli, że nie grozi mu już zniszczenie jak innym polskim dworcom.
Nie udało mi się wejść na teren Skansenu Ziemi Pszczyńskiej, bo akurat do dziś jest nieczynny z powodu trwających robót.
Kolejnym punktem jest odwiedzenie grobów mojego wujka (brat mamy), cioci i kuzynki. Chwila zadumy i tą aleją, którą przed laty odprowadzaliśmy ich tutaj na miejsce spoczynku, wchodzę już na dobre na teren parku.
Zaskoczony jestem, że woda w stawach jest brązowa, czy wręcz czarna, ale dzięki słonecznej pogodzie i odbitemu w niej niebu, nie wygląda to tak źle do końca. Królestwo kaczek.
Potem już zamek i o 11.00 rozpoczynam zwiedzanie wnętrz Muzeum Zamkowego. Co krok to większa fascynacja minionymi wiekami, a po ilości myśliwskich trofeów zawieszonych wszędzie, naszła mnie refleksja, że w minionych wiekach mieszkający tutaj arystokraci zajmowali się głównie polowaniami.
Godzinę trwało zwiedzanie, po czym następnym etapem jest pszczyński rynek; wstępuję na modlitwę południową do kościoła.
Relaks w znanej mi piwiarni przy... ruskich pierogach, które tutaj podają zarówno ze skwarkami jak i śmietaną. Pychotka!
Dochodzę do ulicy Kościuszki, a nią powracam do dworca kolejowego w Pszczynie. Zatrzymuję się "Pod Dębem" na filiżankę kawy i potem już tylko meta na terenie stacji o 13.50. Jedenaście minut poczekam i odjadę w drogę powrotną do domu pociągiem, na znacznej długości trasy, gorszym od ślimaka, o czym pisałem na wstępie. Ważne, że mimo wszystko jest czym przyjechać i odjechać.
Pogoda sprawiła miłą niespodziankę w postaci słońca i czystego nieba podczas wędrówki, bo już po opuszczeniu Pszczyny ponownie pojawiły się na niebie chmury.
Ważna dla mnie wycieczka, bo pokazała mi, że oprócz przyrody, można jeszcze fascynować się minionymi wiekami.
Od dziś w domu ciepło, już grzeją.
OdpowiedzUsuń