środa, 30 lipca 2014

459 trasa - 30.07.2014

Fačkovské Sedlo - Staré Cesty - Reváňske Sedlo - Pod Skalou - Kľak - Pod Kľakom - Sedlo Malého Kľaku - Suchá Dolina - Fačkov.

Mała Fatra od strony południowej. 10 lat temu moje koło PTTK zorganizowało wyjście na Klaka w Małej Fatrze. Tak się złożyło, że jechałem tam wraz z małą Natalką i zarówno ona, jak i ja poczuliśmy się słabo i wybraliśmy drugi wariant, czyli zamek w Bojnicach. To było podczas 132 trasy, której, jak dotąd na blogu nie ma wgranej.
Pozostał niedosyt, że nie byłem na Klaku. Przyszła pora, żeby tego dokonać. Przyjechałem na Przełęcz Faczkowską autobusem z Żyliny o 9.29 i to jest godzina startu żółtym szlakiem. Niestety Klak w chmurze, tak jak większość okolicznych gór. Idę powoli pod górę, początkowo dobrze się szło, ale w pewnym momencie, ścieżka tak wąska, że tylko można grzęznąć w błocie. Idę w chmurze.
Przedtem o 9.40 minąłem Staré Cesty. Spotkałem polskie małżeństwo schodzące z Klaka, trenujące przed wyjazdem na Ararat. Byli na Wielkim Rozsudźcu w tym czasie, kiedy rozpętała się potworna burza nad Małą Fatrą, kiedy zniszczona została Dolina Wratnej. Swoje przeżyli, a i tak mieli szczęście, że nie zdecydowali się na Wratną, mimo, że pierwotnie tam wtedy chcieli iść...
Podczas podchodzenia na Przełęcz Rewańską, chmura zaczęła się skraplać dokuczliwą mżawką, tak, że dojście do szlakowskazu na przełęczy (10.25) skończyło się rozłożeniem nie na darmo dziś niesionego parasola, który będzie też dziś służył za drugi kijek, bo naprawdę bardzo ślisko. Codzienne opady deszczu swoje robią.
Wędrówką chmurą, czy mgłą, ma pewną magię, co zresztą pokażą zdjęcia. Pod Skałą melduję się o 11.10 i już nic nie mży, ale za to zerwał się zimny i dokuczliwy wiatr. Szkoda, że tak wita mnie Klak, bo nie ma widoków i będę tu musiał wrócić przy słonecznej pogodzie. Podejście wcale z tej strony nie jest złe, mimo różnych negatywnych opinii na ten temat w internecie. Nie taki diabeł straszny jak go malują.
Z radością zauważam, że na szczycie Klaka jest para młodych ludzi ze Słowacji, bo to oznacza, że jednak będę tu miał zdjęcie przy krzyżu szczytowym. Jest 11.23. Wpisuję się do pamiątkowej księgi i zaraz schodzę w dół niebieskim szlakiem, bo tutaj mocno wieje. Schodzenie gorsze niż wchodzenie. Dobrze, że nie pada, bo teraz parasol w użyciu jako kijek. Moje białe spodnie już są czarne ponad kolana (hahaha), wreszcie trasa, na której się porządnie wybrudziłem.
Pod Klakiem jestem o 11.40. Nieśmiało widać stąd zarysy gór pobliskich. Mgła staje się rzadsza.
O 11.58 dochodzę do Przełęczy Małego Klaku. Teraz jeszcze większy wyryp w dół i jeszcze bardziej śliski.
Dochodzę na polanę, gdzie koniki polne szukają dyrygenta (na jednym zdjęciu mam jednego). Wcześniej, wyżej, spotykałem winniczki.
Polanami,lasem, dochodzę do miejsca skąd widzę już dobrze okoliczne zbocza gór, ale też tam w tym momencie, czeka mnie najgorszy odcinek trasy, bo w trawie sięgającej 2 metry, szerokość szlaku na 1 but, w dodatku wszystko w błocie. Skręciłem lewe kolano, aby ratować się przed upadkami. Nie powiem, ile poleciało na tym odcinku brzydkich słów, ale było tego sporo. Toteż z radością przywitałem na końcu tej ścieżki wejście na Suchą Dolinę (13.04).
Potoczek i czysta woda teraz były moimi najlepszymi przyjaciółmi trasy. Musiałem wyprać spodnie, wyczyścić buty i umyć się... tak po prostu.
Za to wędrówka doliną odbywała się już w większej części przy słonecznych promieniach. Cudne kwiaty i tańczące motyle. Tego zdjęcia nie oddadzą. Jestem pod wrażeniem.
Z tyłu za mną pokazał się w końcu Klak i tak będę co jakiś czas na niego zerkał, zadowolony, że tam na nim dziś byłem.
O 14.00 dochodzę do zabudowań Faczkowa. Trasę skończę o 14.15 przy miejscowym remontowanym kościele, a ostatnie zdjęcie, to oczywiście jeszcze raz spojrzenie na Klaka, tym razem spod faczkowskiego kościoła.
Autobus do Żyliny będę miał za 50 minut, więc mam czas na odpoczynek i podreperowanie lewego kolana.