czwartek, 14 maja 2020

849 trasa - 13.05.2020

Bielsko-Biała Wapienica - Zapora - Krzywa Chata - Dolina Potoku Barbara - Pod Stołowem - Dolina Potoku Wapienica - Zapora - Bielsko-Biała Wapienica.

Sarenka wśród zieleni, bo też znajdujemy się w Królestwie Zieleni, tak można w kilku słowach scharakteryzować dzisiejszy spacer, bo taki charakter ma 849 trasa.
Sarenka jest na 2 fotkach, na wcześniejszej będzie pokazana nad nią jeszcze szyja drugiej... na tym, drugiej już nie ma a poza tym zaraz czmychną w zieleń dalszą.
Kiedy Seniorka zaproponowała mi ten spacer to bardzo ucieszyłem się, gdyż dotąd najdalej byłem przy Krzywej Chacie. Jest to też pierwsza wycieczka w nowych okularach, dzięki którym znowu lepiej widzę.
Prognoza pogody zapowiadała na środę nadciągnięcie chmur i od 14-tej na tym terenie opady deszczu. Nam się udało zobaczyć jeszcze kawałek błękitnego nieba, ale tylko po przyjeździe autobusem MZK na pętlę przy zaporze w Wapienicy. Jest to widoczne tylko na pierwszym zdjęciu.
Zaczynamy o 9.52 niebieskim szlakiem turystycznym na Błatnią wejściem do bukowego lasu. Tam witają nas kawki.
W miejscu gdzie szlak będzie wspinał się w górę, my skręcimy w lewo na mostek nad potokiem Wapienica i przejdziemy na drugą jego stronę, gdzie z kolei prowadzi żółty szlak na Szyndzielnię, który pozostaje dla mnie nadal dziewiczy.
Po chwili dochodzimy do zapory i będącej przy niej Krzywej Chaty. Chata oczywiście zamknięta z wiadomych względów.
Żółty szlak skręci w górę w lewo, a my prosto będziemy cały czas szli szlakiem trekkingowym w stronę potoku Barbara i jego doliną przez jakiś czas pójdziemy.
W trakcie mijania leśniczówki Seniorka otrzymała sympatyczny telefon od swojej znajomej, która odwiedza regularnie ten blog, przeżywa to co jest pisane i pokazane. Korzystam z okazji i bardzo Pani dziękuję i z serca pozdrawiam.
Dojdziemy do miejsca gdzie w potoku Barbara morsy zimą zażywają swoich kąpieli. Podziwiam, bo mnie na taki sport nikt by nie namówił... ale czego nie robi się dla zdrowia.
Później będą wspomniane już sarenki, będzie kos... pod koniec relacji na kamieniach potoku Wapienica dwa kosy będą się biły, ale fotka pokaże moment po bitwie, czy oba kosy oddzielnie... no i oczywiście tradycją staje się obecność tutaj drozdów.
Przed sobą mamy zbocze Szyndzielni, mało widoczne między gałęziami, ale coś tam prześwituje. Dojdziemy do miejsca gdzie skręcając w prawo opuścimy gościnny potok Barbara. Zobaczymy sprzęt drogowy. Coś tu powstaje, ale zaraz jest kolejny zakręt w prawo i teraz powoli pniemy się w górę w stronę Stołowa.
Tym razem między drzewami zobaczymy więcej Szyndzielni. Zobaczymy rozwijające się pięknie paprocie a także resztki śniegu pozostałego po opadach sprzed kilku dni. Jest zresztą chłodno, moja maseczka przydała się, bo teraz grzeje mi szyję.
Dochodzimy do najwyższego punktu spaceru i tam robimy miejsce na popas, czyli na śniadanie i kawę z termosu. Póki nie ma możliwości nigdzie napić się espresso to z przyjemnością kawę parzę na wynos z sobą.
Potem w dół. Przed sobą będziemy mieli Stołów i pod nim także pójdziemy. Dojdziemy do potoku Wapienica i teraz już prawie do końca pójdziemy tuż obok.
Pętlę zamkniemy poniżej leśniczówki, ale okaże się, że za zaporą będzie jeszcze jedna pętla, co oznacza, że przejdziemy dziś niesamowicie pokrzywioną ósemką.
Od zapory pójdziemy do końca żółtym szlakiem z Szyndzielni. Spotykamy rodziców z dziećmi na spacerze, mijają nas rowerzyści.
Wody w potokach jak na lekarstwo i mimo, że w lasach sytuacja poprawiła się, to wody nadal brakuje, a więc dalej prośmy Pana o deszcze.
Od parkingu będzie podziwiane kwiecie na krzewach, będzie też przedstawiciel Ministerstwa Dziwnych Kroków, a to oznacza, że gość na moście zaczął gimnastykować swoje ciało.
Stąd już mamy bliziutko do miejsca, z którego zaczynaliśmy, czyli na pętlę autobusową MZK nr 16.
Tam też o 13.45 będzie kres tego spaceru. Nie pada i już za naszej tam bytności nie popada. Popada wtedy, gdy będziemy już w swoich domach i pada do teraz kiedy piszę te słowa... i dobrze. Wody brakuje.
Teraz refleksja na inny temat. Zdziwiłem się mocno czytając tegoroczny regulamin akcji "Zdobywamy szczyty dla Hospicjum św. Ojca Pio" w Pszczynie. Liczyłem na to, że po naszych ubiegłorocznych uwagach zostanie on poprawiony zgodnie z sugestiami. Został poprawiony, ale w sposób jeszcze bardziej ograniczający swobodę wędrówek dla nich. Widocznie im tak naprawdę nie zależy, by przyciągać większą ilości dreptaczy. W związku z tym, zgodnie z hasłem "nic na siłę i nic wbrew sobie" w tym roku odpuszczam, w sumie pożyteczną akcję.



6 komentarzy:

  1. Ależ soczysta zieleń! Fajne tereny. W sam raz na spacer z dziećmi. Dopisuję do mojej listy miejsc do odwiedzenia. Niestety ta lista rozszerza się szybciej niż ta na której zapisuję miejsca już odwiedzone. Liczę, że wkrótce zacznie się to zmieniać jak dzieci będą większe. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci szybko rosną, właściwie to dzięki nim zauważamy, że czas mija, bo od pewnego wieku czas ucieka i dzień do dnia podobny.
      Jeśli chodzi o zieleń to jestem nią zachwycony i dzięki temu, że nie było słońca, ten kolor dominuje i takie też było zamierzenie.
      Wszystkiego dobrego dla Was.

      Usuń
  2. Wczoraj w gabinecie nie powiedziałem Panu wszystkiego bo zapomniałem, a chciałem wyrazić uznanie dla Pana i koleżanek za promowanie i propagowanie ruchu. Od pół roku jestem fanem tego bloga choć jeszcze nigdy nic tutaj nie komentowałem.
    Niech Pan się nie dziwi temu, że kondycja jest znakomita i dzięki temu Alzheimer nie ma szans na powrót, biorąc to jako zasadniczą teorię. Choroby czasem zaskakują ale myślę, że dopóki tak aktywnie będzie Pan zażywał ruchu to zaskoczenia nie powinno być.
    Wielki szacunek i proszę pamiętać o badaniu kontrolnemu za pół roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten komentarz, bo on zwraca uwagę na to, co ja stale akcentuję - ruch jako najlepsze lekarstwo.
      Dziękuję także w imieniu koleżanek za dobre słowa.
      O badaniu na pewno nie zapomnę. Także wielki szacunek dla Pana.

      Usuń
  3. A ja Stach... co mam za chorobę... że z niczym nie mogę zdążyć... byłam wcześniej na szlaku co Wy... a jeszcze wszystko nie skończone...ach... ale się cieszę,że u Ciebie zdrówko coraz lepsze...
    Ja te trasę robiłam inaczej... z wiedziałam serce rezerwatu Jaworzyna by zobaczyć łany miesięczniku trwałej... było tam pięknie, dziko, szczekanie kozła sarny słyszałam a reszta na blogu...
    Twoja i Eli wyprawa też super... i foty z nowego aparatu... cymes... będę musiała pomyśleć o nowym sprzęcie... by też poprawić moje ujęcia, do których mam zastrzeżenia... miłego i całuski ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz żadnej choroby, tylko masz wiele różnych zainteresowań, które także wymagają czasu. Dziękuję za dobre słowa. Takie wsparcie każdemu jest bardzo potrzebne.
      Czekam cierpliwie na Twoją relację, bo na pewno będzie piękna. Nie wiem jak to jest, ale każdy z nas ma jakieś zastrzeżenia do swoich aparatów, a przecież Twoje fotki są niepowtarzalne. Masz wypracowany swój styl i ja poznaję Twoje zdjęcia, że są Twojego autorstwa.
      Jeśli chodzi o mój aparat, to ja praktycznie poza zmniejszaniem formatu w celu wgrania tutaj... i poza prostowaniem krzywych... i czasem rozjaśnienie lub przyciemnienie... nic innego robić nie muszę. Fotki z poprzedniego miały pełno ingerencji, nawet w kolorach. Tutaj tego nie ma i to jest plus nowego sprzętu.
      Serdeczności dla Ciebie i podziękowania.

      Usuń