Jeszcze dzień wcześniej ta wędrówka miała wyglądać inaczej. Miała zaczynać się w ten sam sposób, czyli pielgrzymką do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, ale wieczorem miało być spotkanie z Grażką Łobaszewską i zespołem Ajagore i ich koncert w Teatrze Variété. Drugi dzień przed opuszczeniem Krakowa miał za zadanie przypomnieć mi uroki Starego Miasta.
Sytuacja w kraju zrobiła się na tyle poważna, że zostały odwołane wszystkie koncerty. Dowiedziałem się o tym telefonicznie od Grażki w momencie kiedy zamiast do Krakowa, z poprzedniego koncertu pojechali do domu. Ja nie miałem czego odwoływać, bowiem założony plan wielkopostnych pielgrzymek chciałem realizować i w ten sposób w czwartek w południe znalazłem się w Łagiewnikach.
Byłbym wcześniej, ale po raz pierwszy zapomniałem zabrać aparat fotograficzny, który zresztą już od jakiegoś czasu szwankował i tylko kwestią czasu był zakup nowego. Przyzwyczajenie robiło swoje a i ceny odstraszały i dlatego ciągle to odkładałem. Przecież nie wrócę z tego powodu do domu. Kupuję i jak się okazuje za połowę ceny tych przede wszystkim reklamowanych. Nie mam pojęcia o zasadach focenia nowym, więc wszystko będzie prowizorką aż do przyjścia na nocleg. Tam dopiero będzie czas na czytanie instrukcji, na różnego rodzaju próby i zajmie mi to sporo godzin, choć to dopiero wstęp. Myślę, że na jego opanowanie będę potrzebował roku.
Jestem zadowolony, bo wszystkie zdjęcia mimo robienia ich metodą prób i błędów wyszły pozytywnie. Szczególnie cieszy mnie fakt, że z dalszych odległości mogę uzyskać szczegółowe detale np. kosa, gdzie w tamtym aparacie nie byłoby do pomyślenia.
Jestem w Łagiewnikach na Anioł Pański i ze zdziwieniem stwierdzam, że jestem jedynym pielgrzymem spoza Krakowa i tak pozostanie do czasu mojej tu bytności. Na mszy akurat kilka osób na taki wielki kościół. Zaczynam odczuwać sens zabezpieczeń przed okropnym wirusem. Ludzie zrozumieli, że nie powinno się tłumnie nigdzie gromadzić. Poczułem się tutaj bezpieczny, zresztą w całym Krakowie.
Skoro sam to samotnie odprawiam drogę krzyżową w intencji tego co się dzieje w kraju i na świecie.
Otrzymuję wiadomość od jednego z księży z mojej parafii, bym właśnie Parafię zawierzył Bożemu Miłosierdziu. To było jak polecenie ale przyjąłem to jako potrzebę i obowiązek. Dzięki jednej z sióstr mogłem to uczynić przed 14-tą. Ta pomoc była w tej sytuacji bardzo potrzebna i za nią dziękuję.
Tak tu cicho i pusto, ale myślę, że dzięki modlitwom wiernych w kraju, było tutaj wirtualnie pełno pielgrzymów. Mnie z kolei bardzo przyda się to wyciszenie.
Kolejny punkt to Teatr Variété, gdzie dojadę z Łagiewnik tramwajem nr 22. Kraków i tutaj się zabezpieczył. Nie wolno wsiadać ani wysiadać przodem. Kierowcy są izolowani kabiną, nie sprzedają biletów. Zresztą jedna z fotek pokaże te pustki tramwajowe... i znowu mam szczęście, bo nie muszę zbytnio zerkać na ludzi, by unikać ewentualnie zarażonych. Za to często korzystam z możliwości mycia rąk w różnych punktach.
W teatrze właśnie wywiesili informację o odwołanych spektaklach, koncertach. Uzgadniam zasady dalszego losu biletu.
Stamtąd (oczywiście tramwajem) jadę na Stare Miasto, by dojść na obiad do Sukiennic. Na rynku trochę więcej ludzi, ale to wszystko zagraniczni goście, choć ich malutko. Zupełnie nie widać krakowskich dzieci i młodzieży. Posłuchali zaleceń i są w domu.
W ulubionej restauracji jem to co zawsze, czyli placek zbójnicki z dodatkowym sosem grzybowym. Rarytas dla podniebienia i taka porcja w żołądku starczy na kilka dni. Nie będę się już musiał martwić, że w innym miejscu mogą być np. niezbyt porządnie wymyte sztućce, co dzisiaj może być zagrożeniem.
W środku jest kilka osób, ale to także tylko zagraniczni goście. Jest oczywiście cesarz na portrecie.
Od 17-tej wpuszczają do Schroniska Młodzieżowego na Sokolskiej i dlatego kolejny tramwaj przywozi mnie tam pod KS Koronę. Stamtąd parę minut. Na nocleg będzie nas dwóch i każdy zakwaterowany w innej części i znowu jest bezpiecznie.
Wreszcie mam czas na zapoznanie się z nowym aparatem. Godziny lecą a ja tylko z nim obcuję.
Lajkonik odwołał w związku z sytuacją kilka kursów autobusów, w tym ten, którym miałem wracać do Ustronia. Dobrze, że o to zapytałem po przyjeździe, bo pewnie bardzo bym się zdziwił, gdybym nie kupił dzień wcześniej biletu... a tak wyjadę prawie godzinę wcześniej z przesiadką w Bielsku-Białej i prawie o godzinę wcześniej będę w domu. Już tęsknię za Łatkiem i za żadne skarby nie chciałbym dopuścić do sytuacji, że nie będzie mnie miał w domu skutkiem np. kwarantanny. Właśnie to powoduje moją szczególną ostrożność w trakcie całej trasy-pielgrzymki, która w całości taką formę miała.
Zanim odjadę, to postanowiłem pospacerować prawie pustymi Plantami. Tutaj dopiero mogę podziwiać zalety nowego aparatu. Planty to 21-hektarowy park miejski, unikat na skalę europejską znajdujący się na dawnych ufortyfikowaniach miejskich. Planty to miejsce, na które wracam z sentymentem. Dawniej, zwłaszcza w latach 80-tych były moją odskocznią od życia codziennego. Przyjeżdżałem do Krakowa kilka razy w roku na parę dni i właściwie na nich i wokół spędzałem wtedy najwięcej czasu. Planty sprzyjały poznawaniu nowych, ciekawych ludzi. Nie wiem, czy jeszcze tak jest, bo teraz mam zawsze w starej stolicy inne priorytety... ale dziś na Plantach zakończę to 2-dniowe dreptanie, zakończę o 10-tej, by mieć czas na spokojne dojście na dworzec autobusowy. Zanim na Planty dotarłem to wcześniej nawiedziłem Kościół Mariacki. Trafiłem na wychodzącego odprawiać mszę księdza w kaplicy Jasnogórskiej Pani tuż przy głównych drzwiach. To wszystko czego doświadczyłem w Krakowie to nie był pomyślny zbieg okoliczności, ale tak to ktoś "tam w górze" zaplanował.
Podczas czwartkowego obiadu w Sukiennicach towarzyszyła gościom muzyka w głośników. To były piosenki głównie Artystów z Krakowem związanych i usłyszałem moją ulubioną z 1974 roku i ona już do końca wycieczki i jeszcze teraz mi towarzyszyła i dalej to czyni.
Strach myśleć co dalej będzie z tym wirusem. U mnie w małej miejscowości cztery osoby objęte są już kwarantanną. Oby to wszystko szybko zostało opanowane bo koszty tego zamykania wszystkiego będą ogromne.
OdpowiedzUsuńTego, czyli tych kosztów nie da się zmienić, one po prostu będą tak, jak jest wirus, który nie musiałby się rozprzestrzeniać, gdyby zachowywać podstawowe zalecenia. Kontakt z drugim człowiekiem na minimum 1,5 metra i mycie rąk po każdym kontakcie z klamką, pieniędzmi, czy innymi przedmiotami. To tyle i aż tyle.
UsuńNiektórzy tak mocno panikują, że już nawet z domu nie wychodzą, a przecież powietrze nie jest zarażone i w dodatku służy człowiekowi. Trzeba tylko i aż zachować podstawowe zasady o czym już wspomniałem.
Głowa do góry, będzie dobrze. W Chinach już sytuacja jest prawie normalna. U nas też będzie. Pozdrawiam.
A co to za sprzęt - rzuć markę. Zdjęcia faktycznie fajne, jasne, dobrze oddaje barwę, nie znać ziarna...
OdpowiedzUsuńZ wirusem jest jak z powodzią - fala musi przejść i tego nie powstrzymamy, chodzi tylko o to by ją spowolnić, na tyle aby służby medyczne, dały radę.
A modlitwa, teraz potrzebna jak mało kiedy wcześniej - nie tylko o wyzdrowienie dla zainfekowanych, ale i o rozum dla reszty. Cieszę się że Ty nie dałeś się panice.
Jestem daleki od paniki... ale też zażenowany paniką innych ludzi. Małej wiary są... nie mnie to jednak oceniać.
UsuńZdjęcia robione na wyczucie, bo nie miałem czasu po zakupie, by się z aparatem zapoznać, a możliwości ma spore, to Panasonic Lumix DMC-FZ300.
Wszystkiego dobrego.