wtorek, 6 lutego 2018

691 trasa - 06.02.2018

Vrátna - Snilovské Sedlo - Veľký Kriváň - Snilovské Sedlo - Chleb - Snilovské Sedlo - Vrátna.

Cierpliwość bywa wynagradzana. Przed wielu laty zachwyciłem się zimowymi widokami Małej Fatry (fotki) z okolic jej najwyższego szczytu Wielkiego Krywania i koniecznie chciałem to zobaczyć na własne oczy. Przez szereg lat przyjeżdżałem do Wratnej w styczniu bądź w lutym i za każdym razem trafiłem na nieczynny wyciąg z powodu silnego wiatru na górze. Wtedy były trasy zastępcze na Gruń i do Sztefanowej.
Rok temu po raz pierwszy udało mi się wjechać na górę... ale do mgielnego mleka. Za to dzisiaj - wreszcie! zobaczyłem to miejsce osłonecznione i wraz z innymi turystami, a także narciarzami, lotniarzami i innymi deskowcami, mogłem tu trochę pobuszować.
Przyjechałem do Wratnej pod wyciąg autobusem z Żyliny o 10.02 i to jest godzina początku 691 trasy.
Bilet powrotny i w górę. Wyciągiem jechałem od 10.10 osiem minut. Na górze oczarowanie widokami.
Zielonym szlakiem wspiąłem się na przełęcz Snilovské Sedlo i tam miałem dylemat w postaci tego, czy iść na Krywań, czy na Chleb. Patrząc na małego białego pieska, który radośnie biegał za swoim panem, wymyśliłem, że pójdę na Krywań, chodź nie zakładam wejścia na sam szczyt, gdyż widzę nad nim wyrzucane wiatrem obłoki śniegu. Ludzie tam jednak są i to w sporej ilości. Jak się potem okazało, byli to turyści z Bielska-Białej. Z początku nie było problemu z wychodzeniem do czasu dopóki nie pękły mi rzemienie mocujące raka na prawym bucie. No cóż, z jednym rakiem nie ma się co pchać po oblodzonym stoku sukcesywnie zasypywanym śniegiem. Ci co byli na górze już zeszli, a za mną widzę 2 osoby podążające w górę. Wyszedłem do miejsca gdzie z czerwonego szlaku odbija dojście na szczyt, czyli Wielki Krywań mam zaliczony mimo, że na szczycie nie byłem. Toć to kawałek do niego a ja ryzykował nie będę, zwłaszcza, że już moje ślady zostały zasypane. Niesamowicie ten Krywań dziś sypie.
Wracam na przełęcz. Widzę, że po drugiej stronie na Chleb ludzie wychodzą bez problemu. Czasu mam na tyle, że może uda mi się wyjść w końcu na jakiś szczyt.
Za Chlebem widać Tatry, a ponadto cały łuk Małej Fatry z Chlebem, Stenami, Stohem i są widoczne Rozsudźce. Z tyłu za Wielkim Rozsudźcem można dostrzec białą Babią Górę i trochę bliżej Pilsko.
O 11-tej zawróciłem ze stoku Wielkiego Krywania, a o 11.20 z powrotem byłem na przełęczy. Obserwuję lotniarzy na nartach, których czasza wodzi po zboczach jak tylko chce i gdzie chce. Jestem zaskoczony, że praktycznie narciarze jeżdżą wszędzie po zboczach pobliskich gór. To jest tak piękne, że aż wręcz cudowne.
Na Chleb zupełnie inaczej się wychodzi. Podłoże jest twarde i idzie się jak po stole. Miejscami tylko wystaje zdradliwy lód. I tak ciągle patrzę przed siebie na Chleb i okolice i za siebie na Wielki Krywań. Od strony Wielkiej Fatry nadciągają chmury. W sumie to tylko dziś według prognozy pogody miało tu być ładnie.
Mróz już całkiem opanował mojego wąsa, ale co tam, kiedyś odtaje.
Wychodzę na szczyt Chleba o 11.50. Ze zdumieniem patrzę na grupę ludzi, którzy wychodzili przede mną, że poszli dalej. Tam dalej nawet latem jest niebezpiecznie, ale widocznie mają narty.
Tatr już nie widać. Chmury coraz niżej, choć ten wiatr znad Krywania, znowu po czasie je przerzedzi.
Schodzę z powrotem na przełęcz. Tym razem zauważam w oddali za Wielkim nawet Mały Krywań.
Po raz 3 na przełęczy jestem o 12.18, zmiana szlaku ponownie na zielony i już 7 minut później mogę popijać espresso na górnej stacji wyciągu.
Sporo Polaków i Czechów, Słowaków mniej. Z polską rodziną zjeżdżam wagonikiem (12.45-12.55).
Na dole zauważam na szlakowskazie, że do symbolicznego cmentarza ludzi gór jest tylko 5 minut. Postanawiam tam dojść, pomodlić się za Tomka Mackiewicza. Zaraz też w górze pojawiły się dwa wielkie ptaszyska i tak szybko leciały, że aparat nie zdążył zrobić zdjęcia pomarańczowemu, który dosłownie około 10 cm przeleciał butami nad moją głową. Nie powiem... ale spociłem się. Na górze nie, a tutaj.
Coś z tym podanym czasem jest nie tak, gdyż po 5 minutach nie ma nawet najmniejszego śladu po cmentarzu, szlak dalej prowadzi, a ja musiałem zawrócić, żeby nie odjechał mi autobus. Za Tomka pomodlę się w domu.
Meta 691 trasy przed parkingiem przy wyciągu we Wratnej o 13.10.
Cierpliwość bywa wynagradzana...

8 komentarzy:

  1. hej...cudna trasa...tyle razy byłam no 5 ale zawsze latem...
    miłego dalszego dreptania😎😊👣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Witaj Skarbeczku! To od Ciebie nabrałem bakcyla pięknej zimy i w dalszym ciągu jestem Ci za to wdzięczny. Szkoda tylko, że aby o tym się przekonać musimy coraz wyżej wspinać się do góry. Wyobraź sobie, że śnieg pojawił się dopiero w Terchowej. We Wratnej maximum 5 cm i dopiero porządna zima na górze.
      Lato, zwłaszcza przełom czerwca i lipca to tutaj pokazuje niepowtarzalne kolory kwiecia, żywe kolory. Też staram się tu bywać o tym czasie.
      Dziękuję za odwiedziny. Serdeczności.

      Usuń
  2. Gratuluję kolejnej świetnej wyprawy. Podziwiam za wytrwałość. Na Małą Fatrę wybieram się od 3 lat. Może w tym roku się uda, ale dopiero wiosną albo latem. Zimą się nie odważę. Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za słowa uznania od kolejnego właściciela bloga. Mała Fatra jest ciekawa o każdej porze roku, ale jeśli miałbym polecać, to okolice Wielkiego Krywania najlepiej odwiedzać końcem czerwca, początkiem lipca. Wtedy naprawdę jest kolorowo.
      ... a swoją drogą, zima w górach to raj dla oczu.
      Dziękuję za odwiedziny. Serdeczności.

      Usuń
  3. Cud/miód!!!
    Ale widoki! Po takie warto się tułać po szlakach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, z radością się skacze, prawie jak kozice, hahaha
      Dzięki, że zajrzałeś.

      Usuń
  4. Oj tak! Cud- miód i delicje widokowe, ale jako zimowy kanapowiec, muszę stwierdzić, że to bardzo odważna wyprawa. Podziwiam za wytrwałość i za hart ducha też!
    Pozdrawiamy serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli za oknem jest taka pogoda jak dziś, to ja też jestem takim kanapowcem, a wręcz tapczanowcem.
      Skarbie, nie czułem jakiejś wyjątkowości poza tym, że po raz pierwszy zimą w tamtym miejscu zastałem słońce. O wiele większej odwagi trzeba było rok temu podczas dreptania w mgielnym mleku.
      A teraz... całe rodziny z dziećmi chodzące, jeżdżące na czym się da... i jeszcze pieski z nimi. Toż to sama radość.
      Pięknie dziękuję za odwiedziny, za komplet opinii, za pozdrowienia. Wszystkiego dobrego dla Was.

      Usuń