czwartek, 6 lipca 2017

649 trasa - 05.07.2017

Turzovka Zastávka - Živčáková - Turzovka.

Powroty do miejsca cudownego uzdrowienia sprzed 3,5 roku są dla mnie normą, choć może nie tak często dzieje się to, tak jak to miało miejsce w pierwszym roku. Tym razem nazbierała się spora dawka podziękowań Mateńce za opiekę, ale jeszcze więcej próśb, bowiem kilkoro moich znajomych a zarazem bliskich mi ludzie ma poważne kłopoty zdrowotne i innego rodzaju, jak chociażby hazard czy alkoholizm.
W kościele PM Matki Kościoła do tej pory za ołtarzem była szara ściana czekająca na mozaikę włoskiego autora (tego samego, co projektował mozaiki w Centrum Jana Pawła II w Krakowie Łagiewnikach) i właśnie dzieło zostało wykonane, bardzo mi się spodobało oglądając je w internecie, toteż zapragnąłem je zobaczyć i podziwiać na żywo. To wszystko spowodowało, że po 3 miesiącach przerwy ponownie pójdę właśnie tam. Tym razem piechotą, szlakiem, który Mateńka w Objawieniach uznała za najważniejszy.
Ze mną sprawdzona na szlakach w tym roku dwójka koleżanek, a jedna z nich zabrała wnuka.
Zaczynamy w czwórkę na stacyjce Turzovka Zastávka o 8.13. Oczywiście serdeczność Słowaczek i Słowaków dała o sobie znać już na początku, kiedy to życzyli nam wszystkiego dobrego i szczęścia na drogę.
Podchodzimy dziś bez przygotowanych wcześniej rozważań przy stacjach różańcowych i drogi krzyżowej. Każdy z nas w ciszy sam sobie swoje intencje przedstawiał. Piękne to było przeżycie idąc wśród wysokiej zieleni, która najpiękniej prezentuje się właśnie o tej porze roku. Pomiędzy zielonymi trawami, krzewami, drzewkami są różnego rodzaju kwiaty, sporo owadów kolorowych. Z radością obserwuję zachwyt wnuka nad przyrodą i właściwie ją głównie focił. W dzisiejszych czasach to rzadkość, żeby nastolatkowie potrafili przyrodę doceniać.
Do Miejsca Objawienia, czyli do kaplicy Królowej Pokoju doszliśmy po niecałej godzinie o 9.10. Pokłon Mateńce i poranna kawa, śniadanie (ci co jedzą, bo ja na trasach nie jem) i czochranie z tutejszym kotkiem, który o dziwo tym razem nie uciekał obiektywom.
Przejście do wspomnianego na wstępie kościoła, po drodze nabieramy ze źródła Najświętszego Serca Pana Jezusa wodę. Trochę się dziwię, bo wszyscy się tłoczą przy źródełku Lourdowskim, a przecież we wszystkich jest ta sama woda. Jeśli ma pomóc, to pomoże z każdego źródła.
Wystrój przy źródłach NSPJ i NSPM nowy, bo jak już kiedyś wcześniej pisałem, wandale wszystko zniszczyli. Nigdy nie zrozumiem jak można mieć w sobie nienawiść do przedmiotów świadczących o wierze ludzi w Boga.
Wreszcie kościół i oczarowanie mozaiką. O 10.20 rozpoczyna się różaniec, coraz więcej ludzi przybywa, po czasie pełny kościół, a ja zastanawiam się jak to jest możliwe w dzień powszedni.
Wszystko wyjaśniło się zaraz na początku mszy świętej pod przewodnictwem O.Ondreja. Słowacy mają święto narodowe - Cyryla i Metodego. Wiemy odtąd, że do napisanych kartek nie kupimy znaczków i będą musiały być wysłane w Polsce... ale wracam do mszy.
Bardzo była ona uroczysta, a O.Ondrej po raz kolejny udowodnił to, jakim wspaniałym jest kaznodzieją. Dziś mówił i mówił, czas przestał się liczyć... ale sens był jeden... Słowacy dlatego mają swój kraj, że zaufali Bogu już na początku, kiedy wraz z Czechami, Morawianami, a także i naszymi przodkami (rejon gdzie mieszkam) należeli do Państwa Wielkomorawskiego, a wszystko to stało się dzięki dwóm misjonarzom z Bizancjum - Cyrylowi i Metodemu.
Dziwię, że my Polacy w tym dniu uznajemy zupełnie innych świętych, ale my potrafimy żyć inaczej. Przykład - mój patron św. Stanisław Kostka. Zawsze jego dniem był 13 listopad i tak dalej jest na całym świecie poza Polską, bo tu przeniesiono go na 17 września. Tak samo jest ze św. Jerzym i wieloma innymi.
Po mszy (12.17) powrót do Turzowki, ale tradycyjnie szlakiem pątniczym oznakowanym białymi lub zielonymi krzyżami namalowanymi na drzewach. Po tej stronie góry jest susza, zatem nie ma mowy o żadnych grzybach w grzybodajnym terenie, raptem znaleźliśmy jednego niejadalnego, poważnie naruszonego przez robaki. Podobno w tym roku urodzaj na grzyby jest, ale zdecydowana większość robaczywych.
Wyjście z lasu i przed nami Turzovka. W dół do asfaltu i do miasta... a tam faktycznie, wszystko zamknięte, jak przy święcie. Idziemy na stację kolejową (13.37), jedna z koleżanek wyrabia legitymację na darmowe przejazdy, bo jeszcze nie miała. Na Słowacji wiek emerytalny wynosi 62 lata i za przejazdy państwo płaci. Dotyczy to osobowych i pośpiesznych słowackich pociągów. Jako, że wspólnie jesteśmy w UE, też z tego przywileju możemy korzystać. Musi się posiadać legitymację i każdorazowo "wykupić" zerowy bilet. Trzeba mieć tylko świadomość, że faktycznie za niego zapłaci słowacki budżet.
Bardzo miła dziewczyna robi nam pożegnalne zdjęcie na peronie, nadjeżdża nas pociąg do Czadcy i o 14.05 wraz z odjazdem pociągu kończy się ta (na pewno niezapomniana) piękna pielgrzymka.
 



8 komentarzy:

  1. Jak to było dawno jak razem wędrowaliśmy...ale jeszcze pamiętam,kapliczki, stacje, źródełka...tylko kościół był w budowie...miłego:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zaledwie i aż 4 lata. Warto tam wrócić, może kiedyś uda się znowu razem. Wielkie dzięki za odwiedziny. Bardzo miłego...

      Usuń
  2. Piękna wędrówka, w pięknym terenie z pięknymi ludźmi...
    Niezkłe miejsce to sanktuarium i kapłan sprawia wrażenie autentycznego powołania.

    Ps. Wielka Morawa sięgała aż do moich terenów i też czuję z nią powinowactwo duchowe a św.św. Cyryl i Metody to postacie bardzo ważne dla tego zakątka Europy. Powinni być czczeni także w Polsce, ale obawiam się że to nie w smak hierarchom z KEP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie jest tak jak piszesz.Myślę, że wielu odpowiedzialnych, wcale nie zdaje sobie sprawy z tego, że na południu Polski mieliśmy jak to nazywasz, Wielką Morawę, bo całe wieki skupiamy się tylko na tym co było w Gnieźnie i okolicach. Tym samym przekłada się to na cały kraj, a jednak my tutaj z chrześcijaństwem zetknęliśmy się zdecydowanie wcześniej.
      Dziękuję bardzo za miłe słowa. Ojciec Ondrej jest zakonnikiem z krwi i kości, opiekunem tego cudownego miejsca. Jest z nami zaprzyjaźniony, ale w środę nie mieliśmy już czasu poczekać na niego po mszy, więc za pośrednictwem fb przesłał nam błogosławieństwo, które ja Tobie teraz także przekazuję. Błogosławieństwo na drogi dreptania. Serdeczności.

      Usuń
    2. Coraz więcej osób ma świadomość że 969 rok nie był żadnym "chrztem Polski", tylko rokiem w którym Mieszko po!prostu zmienił obrządek z Cyrylo-Metodiańskiego na łaciński.
      Wiele wskazuje na to że ów " książe silny wielce w Wiślech", dostał manto od władców Wielkiej Morawy i zmuszony został do przyjęcia chrześcijaństwa, a sam Mieszko pochodził z rodu Książąt Wielkomorawskich, którzy po upadku ich państwa przenieśli się na północ by tu zaszyci w lasach i bezpieczni od najazdu odtworzyć swą państwowość.

      To fascynujące dzieje.

      Usuń
    3. Ooo! to jest interesujące... ale jakoś nie wierzę, że będą dążyć do "przekierunkowania" obowiązującego myślenia.

      Usuń
  3. Nie pamiętam już co wczoraj pisałam ale myślę że zachwyciłam się całością. AC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a wiesz, że ja już też nie pamiętam. Dziękuję za odwiedziny. Serdeczności.

      Usuń