Najwyżej położona miejscowość Beskidu Śląskiego - Koniaków. To tam zawozi mnie rano autobus, gdyż właśnie tam mam spotkać się z koleżanką, która przyjechała na urlop z Hiszpanii. Tutaj się urodziła i tutaj ma swoją rodzinę, choć już zakorzeniła się na Półwyspie Iberyjskim.
Czeka na mnie na przystanku autobusowym pod Koczym Zamkiem i po serdecznym przywitaniu o 8.40 zaczynamy naszą pierwszą wspólną w życiu wędrówkę na... Koczy Zamek. Po drodze witają nas pieski, jak zawsze życzliwe w tym miejscu.
Pierwsze spotkanie polsko-hiszpańskie na szczycie... na szczycie Koczego Zamku o 8.50. Teraz są modne różnego rodzaju szczyty międzynarodowe, więc i my będziemy mieć jeszcze jeden taki szczyt ale na Ochodzitej... Koleżanka zadowolona z widoków, gdyż dziś widać "jak na dłoni". Możemy podziwiać góry Beskidu Śląskiego z Baranią Górą, Beskidu Żywieckiego, Kysuc, Małej Fatry, Beskidu Śląsko-Morawskiego z Łysą Góra... tylko Tatr nie widzimy. Słońce mocno operuje w rejonie gdzie powinny być widoczne. Ta dobra widoczność ma wadę w postaci tego, że zapowiada popsucie pogody na wieczór, lub noc... a na brak wody w tej chwili narzekać nie można, gdyż błotniście jest mocno na podejściu i zejściu z Koczego Zamku. Schodzimy i na parkingu wsiadamy do samochodu, by podjechać na parking przed Karczmą Ochodzita i... zaczynamy wychodzenie na... Ochodzitą. O 9.10 będzie drugie spotkanie na szczycie. Koleżanka prowadzi mnie pod płytę kamienną poświęconą Janowi Pawłowi II od Światowego Zjazdu Górali, a ciut niżej jest kapliczka, o której istnieniu pojęcia do tej pory nie miałem. Jest mocno rozbudowana w porównaniu z tym co pamięta z dzieciństwa. To do niej przychodzili górale podczas nabożeństw majowych. Wystrój świadczy, że chyba tak jest dalej. Ważne, że znowu poznałem jeden ważny punkt na Ochodzitej. Schodzimy do karczmy na przepyszną zupę borowikową i na espresso. Czas pomiędzy 9.30 a 10.40 przeleciał z kosmiczną szybkością i trzeba się pożegnać.
Mam szczęście do dobrych, ba! do bardzo dobrych ludzi. Trochę żal, że musi wracać, ale cóż na to poradzimy. Serdeczne pożegnanie i trasę dokończę już sam. Pójdę za drogą do centrum miejscowości, dalej podziwiając krajobrazy i ciekawe miejsca. Przez moment towarzyszył mi będzie tym razem żółty szlak turystyczny.
Zakończę trasę o 11.37 po wyjściu z kościoła, gdzie wstępuję na modlitwę. Jak tu cicho i spokojnie.
Zanim wgram fotki z trasy, to zespół z Istebnej zaśpiewa nieoficjalny hymn górali beskidzkich. Dlaczego? a dlatego, że byłem pod wrażeniem, kiedy koleżanka fociła nasze trawy, bo takich w Hiszpanii nie ma, a bardzo za nimi tęskni. Można być na końcu świata, ale zawsze wraca się do korzeni.
Ale Ty masz tych koleżanek ;)
OdpowiedzUsuńTereny mi nieznane, moja strata, da Bóg nadrobię, bo widać ze warto!
Bóg da... Tobie na pewno. Gorzej ze mną w Twoich terenach, bo tyle przede mną, że raczej nie mam szans na zobaczenie co Ty tak przepięknie pokazujesz wokół siebie. A dlaczego? lata lecą Macieju i żałuję, że wcześniej nie mieliśmy kontaktu. Serdeczności, jak zawsze Tobie... a jak piszę Tobie to znaczy Wam wszystkim w Twojej przesympatycznej Rodzinie, którą założyłeś.
UsuńKrótko a jak pięknie. Jak długo się znacie? bo mam wrażenie że całe wieki. Pozdrawiam was.
OdpowiedzUsuńWidzieliśmy się w sumie drugi raz w życiu. Poznaliśmy się dzięki koledze jeszcze w czasach kiedy miałem aktywny profil na "naszej klasie". Po ucieczce stamtąd kontynuujemy znajomość na "fb". Faktycznie, też tak się czujemy jakbyśmy znali się od zawsze.
UsuńDzięki za pozdrowienia co teraz odwzajemniam.
no tak ja znów się wybiorę na Ochodzitą i Koczy Zamek o świcie jesienią na mgły...
OdpowiedzUsuńZabierz Stasia, jeśli tylko będzie wtedy w domu. Wszystkiego dobrego.
Usuń