Vrátna - Snilovské Sedlo - Chata Pod Chlebom - Snilovské Sedlo - Vrátna.
Od kilku lat co roku w styczniu jeździłem do Wratnej z nadzieją wyjazdu wyciągiem na górę w stronę Chlebu. Za każdym razem okazywało się, że wyciąg nieczynny z powodu silnego wiatru. Toteż, kiedy zobaczyłem na słowackiej prognozie pogody, że dzisiejszy piątek ma być najbardziej słonecznym w tygodniu, od razu złapałem bakcyla kolejnej próby. Niestety, wczoraj w południe prognoza uległa zmianie i ten słoneczny dzień przesunął się na niedzielę, a dziś do trzynastej w górach ma być pochmurno.
Skoro byłem przygotowany to już planu nie zmieniłem i zgodnie z powiedzeniem "niech się dzieje wolna nieba" pojechałem dziś.
Mała Fatra i druga tegoroczna zagraniczna wędrówka.
Przyjechałem do Wratnej pod sam wyciąg autobusem o 10.00 i zaraz też nastąpił start tej trasy. Na dole słonecznie, czyli jakaś nadzieja pozostaje, ale Słowacy w prognozie nie kłamią i na górze będzie na pewno inaczej. Wsiadam do wagoniku wraz z grupką młodych snowboardowców i o 10.05 wyruszamy w górę. Niewiele czasu przed górną stacją kolejki wjeżdżamy w rozlane mgielne mleko. No cóż, tak miało być. Jest 10.13, na chwilę się tu zatrzymuję, kupuję widokówki, przybijam pieczątki... i w końcu przyszła pora na zderzenie się z rzeczywistością. Zielonym szlakiem o 10.25 zaczynam podchodzenie na przełęcz. Za mną decyduje się na to samo kilka osób. Momentami nie widać nic, tylko bezkresną biel, toteż trzeba butami szukać wydreptanego szlaku. Pojawiają się tyczki, co ułatwia i o 10.35 Snilovské Sedlo osiągnięte. Można iść w stronę Wielkiego Krywania, w stronę Chlebu - tylko po co? Za to można zejść do Chaty pod Chlebom. Zielony szlak w tym miejscu nie jest otyczkowany, więc decyduję się na wspólne przejście ze współdreptaczami. Jest raźniej i towarzysko. Widoków w takich warunkach brak, ale za to mogę podziwiać zimową scenerię natury.
Ciągnie mnie ciągle w tym roku do zimy, do przygód z nią związanych i dlatego jestem szczęśliwy, że po raz pierwszy w życiu jestem tutaj w zimie. Fotki pstrykam wtedy, gdy cokolwiek widać, bo w niektórych momentach przydałby się noktowizor.
Po zejściu na pewną wysokość - mgły nie ma. Są nawet widoki na Wielką Fatrę i spodnią część Wielkiego Krywania. Tak o 10.58 dochodzimy do chaty. Tutaj oczywiście złociste. W środku jest tak parno, że obiektyw cały czas zamglony, więc o jakiejś większej dawce fotek mogę pomarzyć.
Przychodzą ludzie z innych szlaków, z dolnych partii gór. Wesoło, miło, a ja o 11.30 postanawiam wracać. Towarzystwo rozbawione, więc tym razem samotnie wracam. Zakładam raki na buty. Mgła zeszła niżej, ale tam u góry cały czas chce przebić się słoneczko.
Na przełęczy (równo w południe) znowu zagęszczenie mgielne, ale im bliżej stacji wyciągu, to widoczność się poprawia. W końcu mam widoki. Tak jak było prognozowane, między 12.00 a 13.00 mają zniknąć chmury i to się zaczyna dziać. Nie będę się wracał, bo i tak mam wielką satysfakcję, że wreszcie zimą tu się znalazłem. Pokręcę się trochę wokół stacji i o 12.10 zjeżdżamy w dół. Przez szybę wagonika, porysowaną, coś tam widać. Słyszymy śmiechy dzieci, a to pod nami rodzinka zjeżdża "na czym popadnie".
Na dole jestem o 12.28... i ponownie pokręcę się po okolicy. Jest słonecznie, bezwietrznie i bardzo przyjemnie. W tym sielskim nastroju o 12.35 kończę bardzo ciekawą, zimową trasę w mojej ulubionej Małej Fatrze. Niebawem przyjedzie po mnie autobus.
Kłamczuchu miałeś być sam a byłeś w towarzystwie znakomitych ludzi. Znakomitych bo wiedzieliście jaka będzie pogoda a poszliście. W życiu w takich warunkach z domu bym nie wyszła. Gratuluję zdjęć białopopielatych i całości. AC
OdpowiedzUsuń... ooo! To Ty nie czekasz tygodnia, tylko od razu na straży??? hahhahha
UsuńAkurat robiłem poprawki literowe w relacji kiedy napisałaś miłe słowa. Dzięki. Wiesz co, jak będę zastanawiał się nad tym co za oknem, to nigdzie nie wyjdę. Świat nie kończy się na oknie.
Natomiast mgielne mleko o każdej porze roku nadaje wycieczkom uroku. To jednocześnie przestroga, że zawsze w górach należy się spodziewać gwałtownych zmian pogodowych. Pozdrawiam z serca.
Jak zwykle ciekawie przedstawiasz kolejny odcinek z serii zimowych wędrówek.
OdpowiedzUsuńI Wiesz Stachu? podziwiam Cię za to, że masz w sobie tak duże pokłady dobrej energii, że nic - nawet zmiana prognozy pogody, nie zniechęca Cię od zrezygnowania z wyprawy wprost do Krainy Królowej Zimy.
Podobnie jak AC- za nic w świecie nie wyściubiłabym nosa z domu ... :-)))
Zapomniałam już że zima potrafi być tak malownicza, potrafi modelować wzory na śniegu, a mgła tylko dodaje tajemniczości i uroku. Piękne zdjęcia, ładne panoramy, miejsce do odwiedzenia... ale w naszym przypadku dopiero wiosną.
Pozdrawiamy serdecznie :-)
Danusiu, gdybym zaniechał planów, to co miałbym??? Lasowanie mózgu w domu z powodu stagnacji. Tylko ruch na świeżym powietrzu potrafi wywołać dobrą energię, póki mogę, bo może przyjść dzień, że siły opadną. Myślę jednak, że jeszcze długo tak nie będzie, bo niezawodna jest Opieka Mateńki na trasach.
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię, jak zawsze ciekawą. Tej zimy jestem zadowolony, bo wreszcie ją mam na trasach, choć ciągle czuję jakiś niedosyt...
Pozdrawiam Was serdecznie.
Góry w zimie też mają swój urok; nawet taka wędrówka w mgłach... Choć ze zdjęć widać, że jednak słoneczko się pojawiło :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPojawiło się i to w czasie kiedy miało się pokazać o czym mówiła wcześniej słowacka prognoza pogody. Ja niestety nie mogłem zostać, musiałem już wracać. Liczy się jednak to, że nawet mgła nie przeszkadza w dreptaniu pod warunkiem zachowania ostrożności. Dziękuję za wizytę i także pozdrawiam.
Usuń