czwartek, 21 kwietnia 2016

573 trasa - 20.04.2016

Klokočovské Skálie - Uhorská - Čuboňov - Muřinkový Vrch - Velký Polom - Pod Velkým Polomem - Kamenná Chata - Kostelky - Motyčanka - Megoňky - Motyčanka - Šance Škola - Mosty u Jablunkova Zastávka.

Słowacko-czeska trasa Kysucami i Beskidem Śląsko-Morawskim, której głównej celem jest odwiedzenie miejsc, w których na powierzchni znajdują się słynne kamienne kule, o których pochodzeniu niektórzy naukowcy decydują się twierdzić, że są wytworem cywilizacji z Kosmosu. Takie same kule są w różnych częściach świata, są idealnie równe, choć różnych rozmiarów, ale proporcjonalnie.
Na Słowacji występują w paśmie pomiędzy Miloszową a Klokoczowem. Sporo jest jeszcze w ziemi, a te co zostały odkryte - rozkradzione, zwłaszcza w ostatnich 2 dziesięcioleciach. Często zdobią czyjś ogród. Moim zdaniem, to powinno być karane, w końcu to jest dobro ogólnoludzkie.
Zaczynam wejściem do Klokoczowskich Skał szlakiem niebieskim o 8.32. Najpierw ostro w górę, ale już przy skałach lżej. Tutaj na początek znalazłem 2 kule i kiedy skały zakończyły się, rozpocząłem jedyny tej trasy odcinek w formie debiutu... aż do Czuboniowa jest mi nieznany. Trzecią kulę spotykam przy chacie Klokočovské Skálie, o której istnieniu nie miałem pojęcia, w ten sposób mam swoją kulę do toczenia hahaha,
Trochę wiosennych widoków i ciągle w górę. Słoneczko bawi się ze mną w ciuciubabkę, wieje mocniejszy zimny wiatr, przydający mi się w schładzaniu ciała i przed nadmiernym poceniem się.
O 9.58 dochodzę do Uhorskiej i tam napotykam granicę słowacko-czeską. Teraz szlak aż do siodła Pod Wielkim Połomem właśnie nią poprowadzi, czasem wchodząc szerzej w głąb jednego bądź drugiego kraju.
Po dojściu na Czuboniów (10.15) zmieniam szlak na czerwony i zaraz mam ścieżkę zdrowia, ale krótkotrwałą. Świat hub o różnych zmyślnych kształtach. Równo po godzinie melduję się przy kaplicy na Murzynkowym Wierchu (11.15). Chwila modlitwy i ostatnie dziś podejście na Wielki Połom. Bardzo się cieszę, że ponownie przywrócili szlak przez szczyt tej góry. Poprzednim razem, przed paru laty, prowadził jeszcze zboczem słowacką stroną, szczyt omijając. Ogromne zniszczenie w drzewostanie Wielkiego Połomu uniemożliwiły przechodzenie tamtędy, stąd powrót na szczyt... szczyt którego otoczenie jest żywym odzwierciedleniem tego, że lasy stojąc umierają. Jedyne pocieszenie takie, że sporo już jest nowych drzewek. Na szczycie jestem o 11.42.
Zejście do wspomnianego wcześniej siodła Pod Wielkim Połomem o 12.00. Szlak czerwony opuszcza granicę państwową i teraz już poprowadzi po czeskiej stronie.
Napotykam sarenki przed Kamienną Chatą, bardzo ciekawe co ja tu robię. Ku mojemu zaskoczeniu, sama chata jest dziś otwarta a ja jestem pierwszym odwiedzającym tego dnia i pewnie ostatnim, bo nie spotkałem nigdzie żadnych dreptaczy. Taka moja samotna wycieczka, ale jakże mi potrzebna, chociażby dla sprawdzenia możliwości organizmu, który dziś był bardzo wyrozumiały i mogłem podbiegać momentami, co jeszcze niedawno bardzo mi szkodziło.
Wreszcie mogę wypić złociste... Kamienna Chata to jedyne miejsce tej trasy, gdzie pod dachem mogłem odpocząć pomiędzy 12.18 a 12.40.
W Kostelkach (12.55) żegnam czerwony szlak i niebieskim schodzę do Motyczanki. Lubię ten szlak i do wychodzenia i schodzenia, choć może wydawać się nieciekawym. W Motyczance (13.38) odbijam żółtym szlakiem na Słowację, gdyż kamienne kule w Megońkach znajdują się tuż po przekroczeniu granicy. Jestem tam o 14.00 i przez 28 minut będę podziwiał te kule co pozostały, a ponadto dzięki obecnemu tam kolarzowi dowiedziałem się, że u góry między drzewami niektóre widać osadzone w ziemi. Toteż tam wyszedłem i jedną spotkałem, ale nie miałem ochoty w gęstwie szukać innych (kleszcze przecież są) i w sumie to mi wystarczyło.
Powrót do Motyczanki (14.43) i kontynuacja dreptania niebieskim szlakiem aż do mety. Przy szkole na Szańcach byłem o 14.48. Słońce coraz odważniej świeci a ja o 15.10 dochodzę do mety, czyli na peron przystanku Mosty koło Jabłonkowa. Przede mną odbudowany wiadukt i przejeżdżające co chwilę pociągi. Ten mój zabierze mnie stąd o 15.53. Mogę odpoczywać w promieniach słonecznych.

4 komentarze:

  1. Danula ma ode mnie naganę za to że do tej pory nic nie napisała pod tą wycieczką. Ja teraz swój błąd naprawiam a do Danuli przyczepiam się w pozytywnej formie bo tylko ONA jest ci wierna od szeregu lat.
    Kiedy już będę chodziła ponownie, kiedy już na zawsze opuszczę wózek to pójdę zobaczyć te kule.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a ja Cię proszę, żebyś się do Danuli nie przyczepiała w żaden sposób, bo to kobieta bardzo rozsądna, serdeczna i nie ma obowiązku składania wpisów... a że to robi, to jestem Jej i Jej Mężowi niezmiernie wdzięczny.
      Jeśli kiedyś się ujawnisz, to pójdę tam z Tobą, myślę, że i Danusia też wtedy chętnie wybierze się, gdyż wiemy, co przydarzyło Ci się na Żywczakowej a my jesteśmy już na stałe związani z tamtym miejscem. Bardzo, ale to bardzo serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń
  2. Interesujący jest opisywany przez Ciebie szlak turystyczny z dodatkową atrakcją w postaci kamiennych kul i pozujących sarenek :-)
    Prezentujesz Stachu przyjemne dla oczu krajobrazy.Kolejna wspaniała eskapada.
    Trzeba się tam będzie wybrać, póki nie wszystkie kule są rozkradzione...
    A swoją drogą ciekawe, jak Ty znajdujesz Takie "perełki" krajobrazowe ?!:-)
    Z przyjemnością wybiorę się też na Żivczakową, bo to od pewnego czasu również "moje" magiczne miejsce.
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, kule mogą zostać rozkradzione. Cała nadzieja w tych, które jeszcze skrywa ziemia. Co do perełek to one zawsze gdzieś się znajdą, a najważniejsza Perełka jest w domu, hahaha
      Dziękuję za wizytę, a na Żywczakową pewnie pójdziemy jeszcze nie raz i nie dwa. Serdeczności dla Was.

      Usuń