czwartek, 25 lutego 2016

562 trasa - 21.02.2016

Warszawa Centralna - Ogród Saski - Plac Piłsudskiego - Teatr Narodowy - Powązki - Podwale Piwna Kompania - Stare Miasto - Warszawa Plac Zamkowy.

W młodości miałem taki moment, że udzielałem się artystycznie, bo to drzemało we mnie. Byłem oprócz tego bardzo chaotycznym pod względem koncepcji co mam w życiu robić. Kształciłem się w kierunkach technicznych, choć tak naprawdę moja dusza była i jest romantyczna, wrażliwa na sztukę. Toteż w 1975 roku zwróciłem uwagę na młodzieńca (rówieśnika, bo co to jest 1 rok różnicy), który swoją aktorską grą był mi tak bliskim, że uświadomiłem sobie, że z tym się utożsamiam. Na pewno w pamięci pozostanie jako Romeo ze spektaklu teatru tv "Romeo i Julia" w reżyserii Jerzego Gruzy. Na mnie większe wrażenie zrobiła jego rola w "Popiele i diamencie", też w teatrze tv. Grał głównego bohatera, czyli Maćka Chełmickiego. Ta rola była nacechowana niepowtarzalnością wykreowaną w filmie przez Zbigniewa Cybulskiego. Niektórzy kręcili nosem i mówili, co sobie ten chłoptaś myśli, że pokona legendę?
A chłoptaś zagrał tak, że mówiąc popularnie, wszystkim szczęki opadły. Wtedy wiedziałem, że ja muszę spotkać tego człowieka. Miałem szansę zobaczenia go na żywo w roli Zana w Teatrze Narodowym, w dniu premiery "Mickiewicza cz.1" wyreżyserowanej przez Adama Hanuszkiewicza. To działo się 21.02.1976.
Był to dzień premiery sztuki, ale także dzień poznania, jak się potem okazało Przyjaciela Życia. Przyjaciela, dzięki któremu z mocno zakompleksionego stałem się człowiekiem wiedzącym, czego od życia oczekuję.
Od lutego do kwietnia 1976 wiele się wydarzyło. Była wspomniana premiera sztuki, na ekrany wszedł film "Mazepa", w którym Krzyś grał m.in. obok Kaliny, która tak naprawdę może być matką chrzestną naszej Przyjaźni. Był także cyrk, w którym artyści sceny pokazali swoje umiejętności, przeznaczając honoraria i dochód z imprezy potrzebującym dzieciom.
Wtedy też Krzyś podjął decyzję o zaistnieniu w "Lecie z Radiem" w "Strofach dla ciebie". Wahał się czy to przyjąć, ale stwierdził, że przynajmniej w ten sposób będziemy codziennie razem, mimo dzielących kilometrów. I dobrze się stało, bo dzięki wierszom z eteru stał się jednym z najpopularniejszych ludzi w Polsce. To taki mój mały wkład do tej wielkiej sprawy.
Wracam jednak do 40-lecia poznania się z Krzysiem i dlatego 21 lutego 2016 postanawiam przejść odcinek z dworca centralnego do Teatru Narodowego tym samym szlakiem co wtedy. Zaczynam mniej więcej o tej samej porze, czyli o 11.35. Dziś idzie ze mną kolega, wtedy byłem sam. Widzę, że w hali dworca zapełnia się przestrzeń nowymi projektami i to dobrze. Potem Pałac Kultury i Nauki. Dziś towarzyszą nowoczesne wieżowce. Wtedy szedłem Marszałkowską obok popularnych w całej Polsce domów towarowych.
Przy Świętokrzyskiej focę nowy pomnik, Janusza Korczaka.
Potem Ogród Saski i jego nieodłączne mieszkanki - kaczuchy. Za ogrodem, Plac Piłsudskiego, wtedy Zwycięstwa. Jedynie Grób Nieznanego Żołnierza bez większych zmian. Zauważam tablicę wojny czesko-polskiej z 1919 roku, o której ostatnio na Śląsku Cieszyńskim dużo się mówi.
Wreszcie ulica Wierzbowa, i wejście na zaplecze teatru, to za tymi drzwiami rozpoczęła się piękna historia Przyjaźni. Dziś Teatr Narodowy swoją scenę ma w budynku po drugiej stronie ulicy. Tamte pomieszczenia należą już do Teatru Wielkiego. Jest 12.34. Odcinek przedeptany, ale przecież trzeba pojechać na Powązki do Krzysia, gdyż już od 5 lat tam ma adres meldunkowy.
Niebo rozpogodziło się, mówię do kolegi, że Krzyś raduje się z naszej wizyty i kurtynę chmur podniósł. Zanim dojdziemy do Placu Bankowego, z którego pojedziemy tramwajem, pierwszy raz jestem w miejscu chwalebnym czyli przy Reducie Bank Polski.
O 13.20 jesteśmy na Powązkach u Krzysia, wstępujemy też do Kaliny i jej męża. Palimy świeczki, modlimy się, a ja dziękuję Panu, że na mojej drodze przed laty postawił mi tak dobrego i szlachetnego człowieka, bo dla mnie ta Przyjaźń  dalej trwa i trwać będzie.
Opuszczamy cmentarz o 14.15. Zaraz też potem kurtyna chmur ponownie zagości i nawet zacznie lekko padać deszczyk. Nie wiedziałem, że pomnika Nike już nie ma na Placu Teatralnym. Odnajduję go na skarpie nad trasą W-Z. Pokazuje się nam starówka, ale my swoje kroki kierujemy jak zawsze do Piwnej Kompanii na Podwalu (15.15). Jest niedziela, jest tłok i trzeba stać w kolejce do wejścia. Miła pani częstuje nas rozgrzewającym płynem, co oznacza, że długo czekać nie będziemy. Po kwadransie jesteśmy już przy stoliku. Z okazji 40-lecia będzie dziś golonka i wielkie piwo. Za to samo w innych warszawskich lokalach zapłacilibyśmy minimum 2-krotnie. Siedzimy w międzynarodowym towarzystwie do 16.50. Wychodzimy, bo mamy potrzebę uczestnictwa w niedzielnej mszy świętej, a ta o 17.30 rozpocznie się u jezuitów w Sanktuarium MB Łaskawej. Po mszy o 18.20 idziemy na wieczorny Plac Zamkowy. Widzimy stąd nawet iluminacje Stadionu Narodowego po praskiej stronie Wisły. Tutaj też o 18.32 będzie meta. Ostatnie zdjęcie pokazuje trasę W-Z, na którą zejdziemy i skąd odjedziemy tramwajem i wtedy zacznie się całkiem prywatna część mojego pobytu w Warszawie.
Jutro będzie kolejna trasa rozpoczynająca się poza Warszawą.


2 komentarze:

  1. Ciekawa relacja. Nocne fotki szczególnie ciekawe.Gratuluję wytrwania 40 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrwania??? W czym??? Przyjaźnie nie mierzy się taką miarką, a ta będzie trwała do końca świata i w przyszłym świecie. Zapewniam.
      Dzięki za opinię i za wizytę.

      Usuń