piątek, 19 czerwca 2015

519 trasa - 17/18.06.2015

Poprad - Vyšné Hágy - Batizovské Pleso - Sedlo pod Orstvou - Popradské Pleso - Trigan - Štrbské Pleso.

Nabrałem ochoty na szlaki w Wysokich Tatrach po informacji zaprzyjaźnionego schroniska w Popradskim Plesie, że 13 czerwca zostały otwarte szlaki w słowackich Tatrach. Trochę miałem kłopotów, bo Perełka miała kolejny okres chorobowy, ale we wtorek kryzys minął. Sprawdziłem pogodę i zamówiłem nocleg w wymienionym schronisku. Potwierdzenie przyszło dosyć późno, więc i wyjazd w środę nastąpił później niż zazwyczaj.
Wiadomo, że musiałem dojechać do Popradu, co umożliwiło mi  czeskie Pendolino z Pragi do Koszyc, dobrze, że w Czeskim Cieszynie zatrzymują się wszystkie przejeżdżające przez tę stację pociągi.
Niestety prace na słowackiej kolei spowodowały opóźnienie pociągu o pół godziny, czyli akurat tyle, ile miałem w planie na wyciągnięcie euro z bankomatu i spokojne przejście do pociągu tatrzańskiej magistrali. Zatem odpuściłem ten pociąg, bo wiem, że za godzinę mam następny i poszedłem na miasto. Już po załatwieniu tego co chciałem, stwierdziłem, że zamiast w Wysznych Hagach zaczynać trasę, rozpocznę tutaj w tym sympatycznym mieście, co nastąpiło na starym mieście o 13.45... tak o tej właśnie godzinie.
Jesteśmy przecież w okresie najdłuższych dni, więc spokojnie do zmroku powinienem górami dojść do Popradskiego Plesa. Ale póki co, jestem w Popradzie, gdzie obchodzone są dni włoskie i jest uroczyście.
Wracam zielonym szlakiem na dworzec kolejowy i o 14.41 tatrzańską kolejką odjeżdżam i to też będzie taki niespodziewany element tej trasy. Będzie kilka fotek zza szyb. Ponad 20 km pokonuję kolejką w ciągu niecałej godziny, bowiem o 15.35 wysiadam na stacji Vyšné Hági i żółtym szlakiem rozpocznę wspinaczkę w kierunku  Batizowskiego Stawu.
Tak dziwnie, bo zazwyczaj o tej porze kończy się dreptanie po górach, a ja zaczynam. Spotykam ludzi, ale tylko idących w dół, tak trochę na mnie dziwnie patrzą... ale ja swoje wiem.
Żółty szlak dał mi popalić, jest w większości wyrypem i w pewnym momencie nogi odmówiły mi posłuszeństwa, po raz pierwszy w życiu dostałem skurczu mięśni obu ud. Najważniejsze nie spanikować i po masażu bóle ustąpiły, ale miałem wielkie problemy z podnoszeniem nóg powyżej 10 cm, a tu kamienie miały nawet pół metra. Zaparłem się... gdyby nie ten załatwiony nocleg, to zawróciłbym i to byłby mój błąd, bo jednak po 2 godzinach, czyli 25 minut krócej niż przewidywał szlakowskaz , doszedłem do czerwonego szlaku przez Batizowskim Stawem. Miałem jakiś czas przed sobą dostojnego Gerlacha, ale czerwony powiódł mnie w przeciwną stronę.
Fotki jakie robiłem, to raczej za siebie, bo szedłem pod słońce, które dość mocno operowało. Nogi po równym odpoczęły. Spotkałem parę Serbów, którzy idą w przeciwną stronę, a dysponują mapą, na której nie ma szlaków!!! Pokazałem im na swojej jak mają dojść do żółtego i zejść nim w dół. Byli bardzo szczęśliwi i ja tak samo, że na coś się przydałem.
Szlak zaczął się obniżać, co potem skutkowało tym, że znowu trzeba było iść w górę. Nogi ponownie dały znać o sobie. Panikować nie trzeba, bo przed zmrokiem zdążę, ale idę teraz po samych zwałach kamieni i głazów... gdyby mnie tu zastał wieczór, nie potrafiłbym trzymać się szlaku. To jednak na szczęście nie grozi.
Kiedy w dole widzę w oddali Szczyrbskie Pleso, zatrzymuję się na posiłek (coś nieprawdopodobnego u mnie, a jednak była to konieczność dla odzyskania sprawności) i picie.
Potem spotykam stadko kozic, które nawet specjalnie nie ucieka i niektóre z nich udaje mi się sfocić.
Jeszcze tylko jedno podejście pod górę i potem już będzie w dół. Wreszcie mam za sobą zwały kamieni.
Dochodzę do Przełęczy pod Orstwą. Jest 19.20. Trzeba ubrać kurtkę, bo zaczął wiać wiatr, a ja jestem cały mokry od potu. Zaraz też zobaczę w dole Popradskie Jezioro i schronisko... ależ to daleko w dół, jak do komina. Schodzenie zygzakami, z początku je liczyłem, ale potem się pogubiłem. W każdym bądź razie na dół zszedłem o 20.30. Specjalnie schodziłem wolno, bo wiedziałem, że przed zmierzchem zdążę.
Pierwsza czynność po otrzymaniu klucza, to nie było pójście do pokoju, ale po piwo, które duszkiem wypiłem... należało mi się, a jakże.
Miły pan z recepcji z uznaniem wypowiedział się o tym moim dreptaniu, gdyż wie jaki to wyryp, żółty szlak (szkoda, że ja nie wiedziałem hahaha), a cały odcinek do schroniska ponoć miał 15 km.
Kąpiel i zasłużony nocleg, ależ się dobrze spało.
Rano wstaję wcześnie, bo o 6-tej, ale nigdzie jeszcze nie idę, tylko obserwuję z okna budzący się słoneczny dzień. Potem śniadanie i o 7.55 opuszczam przyjazne mi schronisko i udaję się czerwonym szlakiem w stronę Szczyrbskiego Plesa. Najpierw patrzę na Popradzkie Jezioro, mija mnie jeden z noszaczy towaru do schroniska pod Rysami... to trzeba mieć kondycję.
Na szlaku towarzyszyć mi będą tablice ścieżki dydaktycznej, których fragmenty umieszczę w relacji.
Idę bardzo wolno. Wreszcie mogę podziwiać do woli otaczające góry, przyrodę, rozmawiać z ludźmi, którzy w dosyć licznych ilościach idą w stronę przeciwną. Są i Polacy... i to od razu poznać, bo ponurzy  a przede wszystkim rozpolitykowani... ludzie jesteście na łonie natury i bądźcie z nią zgodni!!!
Trigan minę o 9.00, a do Szczyrbskiego Plesa zejdę pół godziny później. Chyba już nie da się iść wolniej niż ja dziś, a i tak mam sporo jeszcze czasu, więc nad jeziorem opuszczam szlak czerwony i pójdę w prawo niebieskim. Dojdę do ulubionej restauracji, gdzie zawsze wypijam, jak tu jestem, ich warzone piwo.
Potem wzdłuż ekskluzywnego hotelu, cały czas niebieskim, idę aż do kolejki tatrzańskiej, gdzie na peronie stacji Štrbské Pleso o 11.14 nastąpi meta tej pięknej, choć momentami wyczerpującej trasy... ale taki jest urok Tatr.

5 komentarzy:

  1. Stasiu, podziwiam Twoją pasję, wytrzymałość! DUŻE BRAWA!
    Dziekuję za interesujący opis oraz obrazujące Twoją trudną ale piękną trasę zdjęcia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joleńko, bo wiem, że to Ty... dziękuję za wizytę i miłe słowa. Miałaś rację w mejlu, ten kamień w wodzie naprawdę przypomina pieska, takiego większego jamnika. Pozdrawiam.

      Usuń