wtorek, 2 czerwca 2015

517 trasa - 02.06.2015

Turzovka - Košariská - Osada Hlinené - Mikovský Háj - Turzovka.

Jednoosobowe dreptanie ma także swoje uroki, gdyż można rozłożyć swoje siły spokojnie i można oddać się zadumie nad pięknem poznawanych okolic. Poprzednia trasa, która także swoją metę miała w Turzowce zakończyła się biegiem do pociągu, niepotrzebnie, gdyż za godzinę mieliśmy następny i można było spokojnie odpocząć w tym sympatycznym mieście... no, ale koleżanka ma swoje zrywy i nic na to nie poradzimy.
Wracam więc dziś tutaj, by nacieszyć się tym miejscem i okolicami. Co prawda, zapowiadają na popołudnie burze, ale ja do tego czasu powinienem mieć dreptanie za sobą.
Czas jest i dlatego na miejsce startu przyjeżdżam autobusem o godzinę później niż zazwyczaj, a ma to miejsce o 9.18. Powietrze parne, pojawiają się pierwsze chmury, zatem pora na pokrzepienie organizmu tutejszym złocistym, z czego na początku skwapliwie korzystam. Potem szlakiem niebieskim rozpoczynam wychodzenie na górki w kierunku Osady Hlinené. Ten odcinek dzisiejszej trasy już znam, gdyż wiosną 2 lata temu, nim schodziłem do Turzowki.  Tym razem jednak pod górę. Dziś będzie ciekawie, bo zrobię pętlę zaczynającą się i kończąca przy moście na rzece Kysuca.
Tak jak poprzednio będzie sporo kwiatów, zwłaszcza polnych. Pójdę wśród wysokich traw, bo już takie urosły, lasem, będę omijał bajorka... a po minięciu osiedla Košariská zza pleców pojawiać się będą burzowe pomruki. Wierzę jednak, że słowacka prognoza sprawdzi się i przez okres tej wędrówki, nie wejdzie burza w kolizję z moim szlakiem. Widzę, że chmury zakrywają horyzont i zaciemniają widoczność... ale to na razie za mną. Przede mną są elementy błękitnego nieba.
Podziwiam pracujące pszczoły, spotkam czarne wiewiórki, uciekające przede mną, a jedną udało mi się na drzewie sfocić. Oczywiście, nieodłącznymi elementami tej ziemi są przydrożne kapliczki.
Napotykani ludzie serdeczni, przestrzegają mnie przed burzą i zapraszają do siebie na przeczekanie, ale ja grzecznie dziękując... idę dalej.
Košariská mijam o 10.57. O 11.33 dochodzę z kolei do Osady Hlinené, mojego półmetka. Tutaj zmiana szlaku z niebieskiego na żółty i drugim ramieniem górskim będę wracał do Turzowki.
Zaczyna pojawiać się coraz więcej błękitnego nieba, a burze idą w zupełnie inną stronę i zanikło ich pomrukiwanie.
Spotykam w południe stado bardzo sympatycznych krów. Każda krowa ma tak piękne oczy, że chociażby tylko z tej przyczyny już jest sympatyczna. Zaraz potem o 12.10 minę Mikowski Gaj. Zanim zacznie się schodzenie z góry nastąpi problem w miejscu, gdzie nagle pojawiło się 5 dróg, a oznakowanie w tym miejscu zerowe. Pomyślałem, że powinienem iść tą, na której widać odciśnięte obuwie i to było to. Po kwadransie oznakowanie wróciło do normy.
Na dole witam się z rzeką, a pętlę przy moście zamykam o 13.07. Teraz już tylko sama Turzovka. Wstępuję do gospody na kawę, potem idę do kościoła. Wszak to tutaj w Turzovce czczono od lat Matkę Zbawiciela nazywając Ją Królową Turzovky, zanim objawiła się na Żywczakowej po raz pierwszy 01.06.1958. Właśnie wczoraj minęła 57 rocznica. Patrzyłem na zbocza Żywczakowej podczas dzisiejszej wędrówki z taką samą serdecznością, jakbym nimi wędrował.
Bardzo lubię smażony ser serwowany przez słowacką kuchnię, toteż dałem się skusić pragnieniu. Pod stołem towarzyszył mi piesek, który zagubił się tutaj 3 dni temu i nie chce z nikim iść, chociaż chcą go przygarnąć. Na kogoś czeka... a na stole , z boku para komarów w miłosnym uścisku. Nie pozwoliłem kelnerce ich usunąć, ku jej wielkiej radości, kiedy powiedziałem, że nigdy w takich sytuacjach nikomu nie wolno przeszkadzać.
Pozostał ostatni odcinek - przejście do pociągu na stację kolejową, też ukwieconą. Wejściem do wagonu o 15.05 zakończyła się ta bardzo ciekawa, ale przede wszystkim spokojna, refleksyjna trasa.

2 komentarze:

  1. Hej...ciekawie...wesoło komarowo...lubię taki czas, jak w oddali burza dudni...gdzieś w oddali ciemne niebo...a ja na łące...pszczółki brzęczą...trawa szumu...kwiatki pachną...czyż nie silankowo...spokojnie...błogo...ach pomarzyć można...
    Zdjęcie Maryjki z lilią bardzo a to bardzo ładne...
    Tak dreptanie samotne ma urok...cóż koleżanka, którą bardzo lubię ma tę wadę, ze trzeba latać...a ja tego nie cierpię...
    Pozdrówka ślę❇

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że Ci się podoba. Tak, masz rację, to była spokojna, sielankowa trasa i nawet "burczenie" za plecami mi nie przeszkadzało. Dzięki, też Cię pozdrawiam.

      Usuń