Ochodnica - Uhlisko - Belajky - Chotárny Kopec - Črchľa - Grečovci - Husárik - Čadca.
Słowackie Kysuce. Powrót na trasę z sierpnia ubiegłego roku, kiedy to z koleżanką, we mgle nazbieraliśmy sporo grzybów. Tym razem pogoda zupełnie inna niż wtedy, bo słonecznie i będziemy mogli zobaczyć okolice, których wtedy nie było widać.
Idziemy tym razem w trójkę i nie zaczynamy na przystanku kolejowym w Ochodnicy, tylko kawałek podjeżdżamy autobusem, do miejsca gdzie trafiamy na zielony szlak do Czadcy. I tam o 8.05 startujemy.
Ta sama trasa, a jakże wszystko inne w promieniach słońca. Od samego początku wspinamy się pod górę wolnym krokiem (podziwiam kolegę, który zdecydował się na dreptanie mimo bolącej nogi, a przecież przed nami sporo dziś do przejścia). Wspominamy wszechobecne sierpniowe grzyby i nawet pamiętamy, gdzie niektóre z nich zebraliśmy.
Uhlisko - tutaj przychodzimy o 8.53, zaraz potem będą Belajky (8.58) i rozpocznie się poważniejsza wspinaczka. Spotkamy śnieg, ale na tyle ubity, że nie zapadamy się. Podziwiamy widoki na Małą Fatrę, ale przede wszystkim na wszechobecną dziś Wielką Raczę i jej otoczenie. Co prawda, widoki są za lekką mgiełką, ale są. Gorzej z tymi "pod słońce"...
Zdobywając Chotárny Kopec o 10.27, praktycznie kończymy na dziś ostre wchodzenie. Teraz już będzie po równym, potem w dół i jeszcze później minimalne podchodzenie pod górę. Na razie po równym, w kierunku Czyrchli. Szlakowskaz na Chotarnym Kopcu został powalony przez upadające drzewo.
Črchľa - zdobyta o 10.38 i tutaj kończy się ten odcinek zielonej trasy znany nam z sierpnia. Od tej pory pójdziemy równoległym do niego, czerwonym i będzie to dla całej trójki debiut. Schodzimy w dół w warunkach zimowych, a potem wiosennych. Podziwiamy widoki, zwracamy uwagę na dużą ilość przydrożnych kapliczek i krzyży z różnych wieków.
Po zejściu, kiedy już widoczny stanie się nam z daleka hotel Husárik, musimy znowu trochę podejść do góry. Dojdziemy do osiedla Grečovci o 11.25. Na jednym z domów podziwiamy wymalowane czarne koty. Bardzo ciekawie to wygląda. Tak o 12.00 dochodzimy do hotelu Husárik, z niezwykle sympatyczną obsługą. Zatrzymujemy się na napoje i znowu podziwiamy, tym razem wystrój sali restauracyjnej. Szczególne wrażenie robią na nas meble, ciężkie, drewniane i zastanawiamy się nad techniką ich wykonania.
Sadowię się na takim drewnianym fotelu bujanym a koleżeństwo stwierdza, że ten mebel tak mnie rozleniwił, że nawet espresso mnie nie rusza... i coś w tym było. Gdybym miał taki bujak w domu, nic bym nie robił całymi dniami, tylko leżał na nim i słuchał muzyki ulubionej. Naprawdę niepowtarzalny okaz.
Nie dali mi długo poleżeć, bo już po 20 minutach idziemy dalej, co znaczy, że schodzimy do Czadcy.
Zaraz po wyjściu na horyzoncie pokazuje nam się zimowa Mała Fatra ze szczególnie oświetlonym Stohem.
Ta trasa, to także moje pierwsze tegoroczne stokrotki i podbiały. Bazie już widziałem, ale te na trasie, naprawdę dorodne.
Zawsze podkreślam dobroć i sympatię Słowaków. Dziś nawet napotkani policjanci żartowali z nami, tak sami od siebie, nie mówiąc już o tym, ile wyjaśnień otrzymywaliśmy od ludzi, kiedy o coś zapytaliśmy i z jaką serdecznością to czynili.
W Czadcy spotykamy uczniów, którzy będą topić Marzannę i trochę w tym (z przypadku) uczestniczymy. U nas topią dopiero 21 marca. Nie wiem dlaczego tutaj tak wcześnie.
Do Czadcy w rejon Tesco dotarliśmy o 13.50. Idziemy na ponad pół godziny do jazzowego pensjonatu, jedynego lokalu w pobliżu dworca kolejowego o porządnym standardzie. Zresztą jak tylko jest wolny czas to zawsze tam wstępuję podczas moich bytności w Czadcy (najczęściej przejazdem i w oczekiwaniu na następny środek lokomocji).
Całość trasy kończymy na peronie bardzo zniszczonego dworca kolejowego w Czadcy o 14.40. Za 10 minut mamy mieć pociąg do Pragi, ale będzie opóźniony kolejne 10 minut. Nieważne... Zastanawiamy się ponownie, ale tym razem nad tym, jak można było dopuścić do takiego zaniedbania sztandarowego niegdyś dworca kolejowego. W tej chwili on jest za duży, za wysoki, jak na ilość korzystających z niego pasażerów. Pod tym względem Słowacy są bardzo zbliżeni do nas.
Kończy się pobyt w Kysucach, a jeszcze w tym tygodniu ponownie tutaj będziemy, tym razem celem będzie Żiwczakowa i podziękowanie Królowej Pokoju za kolejne uzdrowienie za Jej wstawiennictwem.
Krok taneczny na ostatnim zdjęciu świadczy o niewielkim zmęczeniu i doskonałym nastroju uczestników.
OdpowiedzUsuńWszystkie pory roku są w Twojej Stachu foto- relacji, a każda urokliwa :-)
Choć najbardziej wiosennie ... aż zapachniało :-)))
Pozdrawiamy serdecznie :-)
... bo faktycznie pachnie wiosną i niech tak już pozostanie, gdyż mimo niedosytu zimy, już nie chciałbym jej powrotu. Już zaczyna być kwieciście, ptaszęta świergolą i przyroda budzi się do życia.
UsuńTak, masz rację, to była radosna wycieczka i zero zmęczenia... poza kolegą, któremu bardzo ból nogi dokuczał, ale dzielnie to zniósł.
Następna będzie uduchowiona do Królowej Pokoju. Miłego wieczoru Wam życzę.
Hej...hej...ale słoneczko... A ja słabą po grypie...
OdpowiedzUsuńKuruj się, bo przyroda czeka na Ciebie.
Usuń