piątek, 16 stycznia 2015

493 trasa - 16.01.2015

Vrátna - Chata Na Grúni - Grúň - Vyhnaná - Štefanová.

Zatęskniłem za górami i stąd moja pierwsza tegoroczna dreptanina a raczej ślizganina. Od dnia, kiedy dowiedziałem się, że został ponownie uruchomiony wyciąg z Wratnej, bardzo mnie tam ciągnęło.
Tragedia jaka tam się wydarzyła 21 lipca 2014 była na taką skalę, że wydawało mi się, że odbudowa potrwa latami. Lawina błotno-kamienista zniszczyła dolną stację wyciągu i poważnie uszkodziła budynek Chaty Vratna (nie mówiąc już o zniszczeniu drogi wiodącej tam z Terchowej).
Lipiec był ostry pogodowo, jeśli tak to można określić. Tym wyciągiem jechałem 6 dni wcześniej, bo podczas 456 trasy w dniu 15.07.2014. Będąc na górze, kiedy zobaczyłem jaka burza nadciąga, uciekłem wtedy do kolejki, żeby szybko zjechać w dół. Mnie się wtedy udało, ale ogromna ilość ludzi została na górze. Nigdy nie zapomnę chybotającego wagonika od podmuchów wiatru...
21-go też tam miałem być, ale obowiązki nie pozwoliły mi na to i całe szczęście, że nie byłem świadkiem katastrofy.
To co pamiętam z filmu po katastrofie, to dziś tu jest zupełnie inaczej. Autobus z Żyliny przywiózł mnie pod wyciąg już nową odbudowaną drogą o 8.58 i to jest godzina startu do tej trasy. Nie wiem jak mam się poruszać po tym dokoła wszędobylskim lodzie, mam co prawda raki w plecaku, ale lód jest w wielu miejscach cienki i szkoda sprzętu na niszczenie. Wiem, że będę miał gimnastykę za darmo.
Wieje mocny wiatr, więc wyciąg nie jeździ... z wyciągu czynne są tylko wyciągnięte na stół nogi obsługującego (szkoda, że zdjęcie nieudane, hahaha).
Chata Vrátna nadal stoi zamknięta, uszkodzenia na pewno są wielkie i trzeba będzie czasu, żeby ją porządnie wyremontować.
Na wstępie oglądam wagoniki, które zostały zdemolowane w czasie katastrofy i które już nie nadają się do użytku. Rozmawiam z kotem, którego pamiętam z lipca, ale po zjeździe na dół byłem tak podbuzowany, że nawet nie chciało mi się robić zdjęć. Dziś nasza rozmowa jest utrwalona.
Ludzie wychodzą z deskami zielonym szlakiem na Przełęcz Snilowską, czyli tam dokąd dociera wyciąg, ja jednak tam nie pójdę, bo wysokie szczyty są w chmurach i bardzo wieje... a potem trzeba zejść w dół po stromiźnie, a ja do tego nie przygotowałem się. Łatwo o poślizg i wypadek, a przecież nie ubezpieczyłem się na dziś. W końcu muszę wyrobić kartę słowackiego turysty, bo licho nie śpi, a ubezpieczonym warto być.
Co do wywrotek, sam dziś 2 zaliczyłem, a przecież na o wiele łagodniejszym stoku.
Mniej więcej co 2 lata zimą idę stąd przez Groń do Sztefanowej. Tak będzie i dziś. Idę żółtym do Chaty na Groniu. Nad głową w większości błękitne niebo, ale idę lasem, więc widoków mało. Kiedy wyjdę na polanę przed chatą, chmury zakryją prawie wszystko. Od czasu tylko do czasu pojawi się trochę błękitu.
Jest w końcu chata, za nią z tyłu dostojny Wielki Rozsudziec, choć głowę też ma w chmurach.
W Chacie na Groniu spędzę czas pomiędzy 10.12 a 10.50. Mam kolejny, ale pierwszy w tym roku, znaczek turystyczny. Espresso znakomite, towarzystwo ciekawe, bo złożone z ludzi obsługujących nartostrady, ale nie mają co robić, bo śniegu do jeżdżenia brak. Jest tylko lekko poprószone śniegiem. Myślę, że z tych nadciągających chmur zewsząd, jednak coś białego spadnie i będą mieć pracę.
Kolejny odcinek do Sztefanowej, to niebieski szlak. Szczyt Gronia minę o 11.00 i teraz już tylko w dół, jest stromo w większości, a lód w natarciu. Każda okoliczna gałązeczka, krzaczek, korzeń... to byli dziś moi leśni przyjaciele. Przez to i mało zdjęć, bo gimnastyka była nade wszystko. Schodzenie, to także obserwowanie Wielkiego Rozsudźca, bo tak po polsku nazywa się Vel'ky Rozsutec.
Jestem w końcu na dole. Vyhnaná - jest 11.47.  To już właściwie Sztefanowa, bo o rzut beretem jest meta.
Kończę trasę zmachany ale szczęśliwy o 11.55. Czekając na autobus, który będzie za pół godziny, obmyślam plan częstszego w tym roku zajęcia się Małą Fatrą. Jest tu tyle szlaków, którymi jeszcze nie chodziłem, że chyba pora, aby się z tym zaznajomić. Myślę, że jest to realne.


2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa trasa, góry jak góry - zawsze imponujące . A KOCIAK, doskonaly! Świetnie uchwycony!

    Wiele serdeczności,Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kociak jest od wczoraj radosną tapetą mojego laptopu. Dzięki za wizytę i dobre słowa. Serdeczności odwzajemniam. Staś.

      Usuń