Twój bluszcz
swymi listkami
przedłuża pamięć tego
że dalej jesteś
w sercu
w bliskości
serdeczny kolego.
To na powitanie z Krzysiem, u którego na Powązkach w czwartek o 12.40 rozpoczyna się ta 2-dniowa warszawska trasa. Właśnie minęły 4 lata i 2 tygodnie, kiedy tutaj Krzysztofa odprowadziliśmy. Ciągle to do mnie nie dociera, że już go nie ma po tej stronie...
Powązki to także miejsce spotkań z tymi co odeszli, ze znajomymi, nieznajomymi. Idę jak zawsze przejść się alejkami cmentarza, także po to, by dotknąć historii. Potem powrót do Krzysia i opuszczam to miejsce i idę przez Muranów w stronę Starówki.
Dwa miejsca muszę odwiedzić, Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie, i Muzeum Warszawy na Rynku Starego Miasta. Chcę u nich nabyć kolejne znaczki turystyczne i tak też się dzieje. Muzeum MSC mieści się na Freta, ale przeniesione jest spod nr 8 na 5. Pięknie w środku, znaczek po właściwej cenie, czyli po 7 zł, natomiast w Muzeum Warszawy czekała mnie niespodzianka w postaci zwiększonej ceny do 8 zł, co absolutnie nie powinno mieć miejsca. Tym samym to muzeum dorównuje wszystkim tym nieuczciwym punktom, które stosują wbrew zobowiązaniom, podwyższone ceny.
Druga niespodzianka taka, że chciałem na miejscu zwiedzić piwnice i było to niemożliwe, ponieważ nie było przewodnika. Od razu pomyślałem, choć nie mogę tego stwierdzić, że skoro czwartki są darmowe i nie trzeba kupować biletów, to w ten sposób uniemożliwia się zwiedzanie chętnym. Pilot może będzie za parę godzin, może nie będzie...
Na Rynku Nowego Miasta podziwiam piękne świąteczne dekoracje, to samo zresztą będzie na Placu Zamkowym. Do Archikatedry wstępuję na modlitwę. Zwiedzanie krypt dalej niemożliwe z powodu remontu.
Wstępuję do Kompanii Piwnej na Podwalu zarezerwować miejsca na jutrzejsze tutaj spotkanie ze znajomymi. Potem trochę focenia przy Barbakanie i na murach.
Z Placu Zamkowego idę "szlakiem Krzysia" do Teatru Narodowego, gdzie przed wielu, wielu laty poznaliśmy się. Stamtąd krok do Ogrodu Saskiego z Grobem Nieznanego Żołnierza.
Niestety pojawiły się niespodziewanie kłopoty żołądkowe i musiałem skrócić to dreptanie, dojeżdżając tramwajem na Kielecką, gdzie u kolegi będę mieszkał. Wita mnie ukochana "Do-re-mi". Właściwie to mnie nie opuszcza, a ja mam wielką radość w głaskaniu tej delikatnej sierści. Przyszedłem tam o 16.45.
W piątek idę już razem z kolegą. Wychodzimy z domu o 10.40. Rakowiecką dochodzimy do Puławskiej. Przy niej znajduje się nowy pomnik poświęcony poległym żołnierzom na misjach pokojowych. To taka tragiczna część naszej współczesności.
Następny w kolejności kościół ewangelicko-Augsburski, a potem już galeria w budynku Banku Śląskiego na miejscu dawnego Supersamu. Raczymy się z Kuchni Polskiej pyszną kawą poranno-południową.
Idziemy w stronę Placu Zbawiciela po drodze mijając najstarszy bo 60-letni bar mleczny, nadal czynny.
Wreszcie na Placu Zbawiciela widzę słynną tęczę, bo zawsze jak tu byłem, to była spalona. Tęcza faktycznie ciekawie wkomponowała się w to miejsce.
Dalej tramwajem na Muranów, gdzie już czeka na nas koleżanka, która na moment przyjechała do Polski i wspólnie wśród kaczek idziemy przez Ogród Krasińskich w stronę Starówki.
Cel jeden - Kompania Piwna na Podwalu. To nasze ulubione miejsce, wspaniałe do spotkań towarzyskich.
Tym razem dołączy do nas jeszcze jedna koleżanka z mężem. Tak się składa, że obie nie widziały się... hohoho ileś tam lat, a kiedyś razem pracowały w Teatrze Syrena. Wszyscy znamy się z czasów Festiwalu Piosenki Czeskiej i Słowackiej w Ustroniu (którego likwidacji do dziś nie możemy zrozumieć). Jedno ze zdjęć będzie z tamtego czasu, czyli z początku lat 80-tych. Z tamtego zdjęcia tylko w trójkę dziś tu jesteśmy, obie panie i ja.
Powrócił klimat radości, wesołości, wspomnień, w sposób taki, jakby minęło zaledwie parę lat. To dobrze o nas świadczy. Cały mój wyjazd do stolicy spowodowany był tym wydarzeniem, tym spotkaniem.
Jest bardzo dużo ludzi w lokalu, a także oczekujących na miejsca. Po najedzeniu się do ponadsyta (3 kolejne posiłki mam z głowy) i wypiciu dobrego czeskiego piwa, kończymy to spotkanie o 18.20.
Mieliśmy iść dalej, zobaczyć oświetloną (jeszcze świątecznie) Starówkę, ale niestety na polu przywitał nas deszcz. Zatem w kroplach deszczu kończy się ta moja 2-dniowa warszawska trasa, która z kilku powodów będzie należeć do tych niezapomnianych. Dziękuję dziewczynom, chłopakom za towarzystwo i już cieszę się na następne przyszłościowe spotkanie.