Wisła Głębce Kałuża - Kozińce - Głębce - Kubalonka - Przełęcz Szarcula - Andziołówka - Istebna Zaolzie - Koniaków.
Po prawie 2 tygodniach przerwy powrót na szlaki, tym razem znowu Beskid Śląski. Pragnę dotrzeć do Schroniska Młodzieżowego w Istebnej Zaolziu, gdyż funkcjonuje tylko do października tego roku. To oznacza, że pieczątki, widokówki stamtąd już niedługo będą rarytasami.
Wszystko dzięki władzom powiatu cieszyńskiego, które zamiast odpowiednio wcześniej powinny były zareagować na potrzebę wykonania remontu, odczekały, aż problem sam się rozwiąże w postaci sprzedania obiektu w prywatne ręce. Za to zaniedbanie w powiecie powinny "polecieć głowy", ale jak to u nas...
Póki co, na miejsce startu w Wiśle Głębcach Kałuży, przyjeżdżam autobusem i o 8.05 wyruszam na szlak w stronę Kozińców. Szlak żółty i on mi będzie towarzyszył od startu do mety, choć na 20 minut w pewnym momencie straci się.
Kozińce. Jestem tutaj o 8.47. Szlakowskaz pokazuje trasy, które zaraz tutaj za nim przestaną być oznakowane. Zielony na Smrekowiec - jego oznakowanie skończy się za wieżą przekaźnikową. Natomiast mój żółty skończył się właśnie tutaj. Szlak istnieje, ale w tym miejscu mamy dziurę. Nie ma możliwości kontynuowania. W stronę Szarculi pójdę więc na wyczucie, przez szczyt Głębce (tam akurat wiedzie zielony, ale tutaj go nie ma, bo tablica ułamana). W sumie po ok. 20 minutach ponownie znajdę się na szlaku, który akurat pojawi się z zupełnie innej strony. Jak widać błąd jest w tym miejscu.
Szczyt Kubalonka mijam o 9.09. W oddali pasmo Baraniej Góry. Teraz schodzenie w dół na Przełęcz Szarcula, gdzie dotrę o 9.20. Następnie lasem będę szedł w kierunku Istebnej Andziołówki, gdzie zrobię sobie 15-minutową przerwę. Niebo coraz bardziej zachmurzone, ale dobrze się idzie, bo wieje lekki wietrzyk i nie jest gorąco.
Pojawił się asfalt i odtąd będzie mi towarzyszył aż do mety. Po zejściu do Istebnej Zaolzia naprzeciw Złotego Gronia, dołączy do żółtego, zielony.
Wspomniane na wstępie Schronisko Młodzieżowe w Istebnej Zaolziu, które na naszych oczach przeżywa swoje ostatnie miesiące. Co tu potem będzie? Wielka niewiadoma. Jedno pewne - obiekt przechodzi w prywatne ręce.
Przychodzę tutaj o 10.57 po ostatnie kartki, ostatnie pieczątki. Szkoda!!!
Potem podchodzenie asfaltem do góry, do Koniakowa. Rzeka, która kilka razy się dotąd przewijała pośród zdjęć i jeszcze będzie - to ledwie płynąca Olza.
Będzie można zobaczyć pozującą do zdjęcia sarenkę. Im wyżej, tym niebo będzie błękitniejsze, a to oznacza, że słońce świeci i jest bardzo gorąco, tym samym warunki wędrowania bardzo się zmieniły na niekorzyść.
Podziwiając krajobraz, okoliczne pasma gór Beskidu Śląskiego dochodzę do mety w centrum Koniakowa równo o 12.00. Autobus trochę spóźniony, więc robię jeszcze kilka zdjęć, między innymi Ochodzitę, mozaikę na ścianie na wprost mety i schnące jeszcze zboże w kopkach. U nas na dole już całkiem po żniwach.
Trasa miła, spokojna, uczta dla oczu i ducha i bardzo pożyteczny ruch dla ciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz