czwartek, 25 sierpnia 2016

591 trasa - 23/24.08.2016

Cieszyn Wzgórze Zamkowe - Głęboka - Rynek - Kochanowskiego - Cieszyn Kolejowa.

Rok temu złapałem bakcyla Międzynarodowego Studenckiego Festiwalu Folklorystycznego podczas koncertów w ustrońskim amfiteatrze. Liczyłem na to, że również w tym roku w środku tygodnia Festiwal zagości w Ustroniu, a tymczasem koncert galowy będzie w najbliższą sobotę, akurat wtedy kiedy będę w pracy. Za to Cieszyn tym razem przyszedł mi z pomocą, bo we wtorek i w środę na rynku odbywają się koncerty poszczególnych zespołów. Zatem witaj Cieszynie po raz trzeci w tym roku (jeśli chodzi o moje trasy).
Nie byłbym sobą, gdybym przyjechał tutaj tylko dla koncertu. Musi być spacer po tym pięknym mieście. Zaczynam na Wzgórzu Zamkowym, we wtorek o 17.05. Wchodzę na Wieżę Piastowską, gdyż miesiąc temu nie było mi to dane. Tym razem widoki są i cieszę się nimi. Oprócz "dachów" Cieszyna i Czeskiego Cieszyna mogę podziwiać w dali góry Beskidu Śląskiego i Śląsko-Morawskiego. Będzie nawet widoczna Łysa Góra, ale to już po zejściu z wieży.
Nowością w wieży są pokazani władcy tej ziemi, od początku, czyli legendy o Bolku, Leszku i Cieszku, po ostatnich władców z dynastii Habsburgów. Fotka przedstawia tylko tych władców, którzy tutaj byli obecni tysiąc lat temu, czyli Bolesław Chrobry i inni.
Bardzo sympatyczny Czech robi mi zdjęcia na górze, zresztą później sfocę jego rodzinkę już w parku (to ten gość w żółtej koszulce).
Po zejściu na dół spaceruję po parku. Przy rotundzie, w czwartek o 21.00 odbędzie się koncert w ramach festiwalu zatytułowany "Muzyka świata". Polecam, choć pewnie mnie tam nie będzie.
Uliczką Kobiet Cieszyńskich wchodzę do zamkowej kawiarni na cieszyńskiego portera (najlepszego pod słońcem). Tam też obserwuję młodych ludzi, którzy zapomnieli już konwersacji, bo tę prowadzą telefonami. Za moich młodych lat graliśmy w piłkę, bawiliśmy się "w podchody", śpiewaliśmy... a dziś młodzi wpatrzeni w ekran telefonu, komputera i... oczy po czasie wysiądą. Tylko bardzo małe dzieci potrafią jeszcze korzystać z uroków dzieciństwa.
Opuszczam Wzgórze Zamkowe o 18.35 i ulicą Głęboką udaję się na cieszyński rynek. Tam jestem o 18.45. Do koncertu pozostaje godzina lekcyjna, ale ciągle coś się dzieje, w zielonej strefie... a także przyjeżdżają zespoły i jestem świadkiem prób zespołu z Argentyny, który wystąpi jako pierwszy. Koncert zresztą rozpocznie się z 10-minutowym opóźnieniem.
Zespół z Argentyny wystąpi 2-krotnie, jako, że już żegna się z Festiwalem i w innych miejscowościach już nie wystąpi (a szkoda!). Po pierwszej części porwie do zabawy publiczność na płycie rynku, a po drugiej zostaną wręczone upominki przez panią Dyrektor Festiwalu.
Armeński zespół Araks dał tak żywiołowy pokaz, że na wiele lat  zapamiętam "ognistość" ormiańskiej kultury. Przez to mało fotek, bo energia płynąca ze sceny nie przelała się na ich jakość. Polecam ten zespół szczególnej uwadze tym, którzy jeszcze spotkają go na tegorocznej festiwalowej drodze.
Po nich "Kolos" z Ukrainy. Tym razem tańców nie było, ale przepiękne śpiewy. Bardzo wielkie brawa ten zespół otrzymał, podobnie jak Argentyńczycy występujący po nich, po raz drugi.
Na zakończenie pierwszego dnia wystąpili Bułgarzy (zespół Afa), którzy pokazali śmieszną scenkę, a potem porwali publiczność do wielkiej zabawy.... i tak o 21.45 zakończył się ten koncert.
Teraz w mojej trasie następuje przerwa do środy.
W tym samym miejscu, czyli na cieszyńskim rynku wznawiam trasę, w środę o 18.49. Już na początek niespodzianka, gdyż przyjechali w końcu członkowie zespołu UZambezi z Zimbabwe, na których cały czas czekałem. Trochę porozmawialiśmy, parę wspólnych fotek... i poszedłem na espresso.
Po kawie powrót na płytę rynku, na który to przyjechały autokary z zespołami. Na dzień dobry spotykam Słoweńców, a zaraz potem rynek (już do końca) zdominują kolorowi Hindusi.
Tym razem koncert zaczyna się punktualnie o 19.30 i jako pierwsi Słoweńcy z zespołu Emona. Jako jedyny zespół posiadają dwie kapele. Po nich Słowacy z Nitry z zespołu Furmani. Strojami zbyt nie różnią się te dwa zespoły, ale żywiołowością tak, z korzyścią dla tego drugiego.
Wraz z zachodem słońca na scenę weszli Hindusi z zespołu Rifac. Aplauz zgromadzonych uzasadniony, a jeszcze mocniejszy, kiedy zeszli do widzów i porwali nas do zabawy. Podobnie uczynił zespół Danilovgrad z Czarnogóry. Zresztą członkowie obu tych zespołów bawili się z nami.
Na koniec wisienka na torcie, przynajmniej dla mnie. UZambezi z Zimbabwe... i odpłynąłem w zaczarowany świat melodii. Po koncercie o 21.00 opuszczam rynek w stronę przystanku autobusowego na wiadukcie na Kolejowej i tam o 21.10 nastąpiła meta tej pięknej i bogatej we wrażenia artystyczne trasy.




2 komentarze:

  1. Twoja artystyczna dusza daje znać o tym jak należy korzystać z życia. Szkoda że nie wiedziałam o gali sobotniej w Ustroniu bo byłabym tam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba pielęgnować to co piękne. Ja zyskałem nowych znajomych, bardzo sympatycznych z Zimbabwe.
      W sobotę zdążyłem być przed pracą na rynku i było to kolejne sympatyczne spotkanie z zespołami, niestety na gali w amfiteatrze już mi nie było dane być.

      Usuń