poniedziałek, 28 marca 2016

569 trasa - 28.03.2016

Wisła Głębce - Mraźnica - Stożek - Groníček Sedlo - Zimný - Nad Zimným - Filipka - Chata Filipka - Filipka - Návsí.

W wielkanocny poniedziałek pewna jest zawsze jedna rzecz, że będę dreptał świątecznie. Co roku brak pewności do tego, czy chętni na wspólne dreptanie dopiszą. Tak było i w tym roku, jeszcze przedwczoraj miało nas iść więcej, kwestią było tylko ustalenie trasy. Rozumiem to doskonale, że przebieg świątecznych spotkań często odbiega od planów wcześniejszych i zawsze coś się zrodzi co zatrzyma kogoś w domu.
Wczoraj wieczorem wyjaśniło się, że ponownie pójdę sam, a miałem wielką chrapkę na ponowne odwiedziny Filipki, bo w zeszłym roku przywitała mnie tam śnieżyca, teraz się nie zanosiło.
Wystąpił kolejny problem z dojazdem do Cieszyna, bo zaledwie przez rok dwoje przewoźników służyło porankiem lanego poniedziałku. W tym roku na początku marca zmienili rozkłady tak, żeby absolutnie nie jechać w tym dniu z rana nigdzie. ... ale zaświtała mi myśl - są Koleje Śląskie, przecież kolejarze to zawsze był porządny fach. Faktycznie, mogłem rano do Wisły Głębce przyjechać pociągiem z Katowic.
O 8.28 zaczynam świąteczne dreptanie niebieskim szlakiem na Stożek, by potem dalej pójść na Filipkę.
Dawno tym szlakiem nie szedłem w górę, nawet bardzo dawno, bo już nie pamiętam, a czytanie notatek teraz nie wchodzi w rachubę.
Koleżanka już jakiś czas temu mówiła mi, że w Mraźnicy wybudowali drogę, jakoś sobie tego nie wyobrażałem, bo tam wspólny odcinek niebieskiego i czerwonego szlaku należał do tych najpiękniejszych zakątków na szlakach w Beskidach. Dziś oczy o mało nie wyskoczyły mi z orbit. Mamy asfalt, czyli drogę, pewnie potrzebną, tylko dlaczego zniszczono maleńki odcinek przyrodniczy?!
W Mraźnicy jestem o 9.35, mijam tu tych dreptaczy, co przyjechali tym samym pociągiem, tylko wcześniej poszli. Widzę później, że wybrali czerwony wariant dojścia na Stożek, ja dalej niebieskim. Zaczynają się widoki na góry, doliny Beskidu Śląskiego, kiedy wejdę do lasu, wejdę w strefę śniegową i opuszczę ją dopiero po czeskiej stronie granicy. Na Stożku jestem o 10.26, ale nie idę do schroniska, tylko od razu w przeciwną stroną też niebieskim, ale czeskim szlakiem, po 4 minutach przekroczę granicę państwową.
Schodzę na Przełęcz Groniczek, niesamowicie rozjeżdżoną ciężkim sprzętem i zaraz też zmienię szlak na czerwony w stronę Filipki. Ten początkowy odcinek to prawdziwa ścieżka zdrowia. Pościnane drzewa, gałęzie a to wszystko porozrzucane na szlaku tak, że bardzo było trzeba uważać, by nie złamać nogi. Kiedy skończyły się gałęzie, pojawił się lód na ścieżce szerokości 2 butów, po lewej przepaść i znowu gimnastyka, ale... ubawiło mnie to, bo nikt by nie skłonił mnie do przeprowadzania takich ćwiczeń, a tu musiały być skłony, przysiady, skoki, czołganie itd.
O 11.29 dotarłem do osady Zimný a potem mocno pod górę i za 5 minut jestem Nad Zimným. Tutaj kolejna zmiana, tym razem pozytywna. To tutaj czerwony wchodził do lasu a teraz trzeba iść na górkę, skąd są przepiękne widoki. Okazało się potem, że zmiana jest spowodowana połamanymi drzewami na zboczu.
Po czasie słyszę coraz więcej głosów, to znaczy, że zbliżam się do Filipki. Na szczycie jestem o 11.57. Teraz tylko zejście do Chaty Filipka (12.03), gdzie tłoczno i gorąco. Świetna atmosfera, ale za piwem pewnie stałbym z godzinę... a wcale nie miałem na niego ochoty. Pokrzątałem się wkoło i o 12.10 z powrotem idę na szczyt Filipki, ale żółtym, bo ten zaprowadzi mnie na metę. Na szczycie jestem o 12.17, trochę tu posiedzę. Tutaj też stykają się granice 3 miejscowości: Gródka, Nydka i Nawsia gdzie będę schodził.
Schodząc focę gościa, któremu z plecaku wystają kolorowe tasiemki. To jednak nie są zwykłe tasiemki, tylko ozdoba karwacza, czyli połączonych gałązek, którymi w dniu dzisiejszym należy okładać dziewczyny i to porządnie. To taki stary zwyczaj. Moja mama opowiadała, że jak miała 13 lat, to tak ją zbili, że przez pół roku wychodziła z sińców. Po naszej stronie granicy ten zwyczaj zniknął, ale po czeskiej dalej trwa.
Zresztą już przed metą będzie obrazek gościa, który obdziela razami panie, tym razem nie karwaczem, ale jakąś gałązką z krzewu ozdobnego.
Będzie też fotka nieszczęsnych byczków z agroturystyki, którym dano jeść i pić, ale niektóre stoją po kolana w błocie. Pokazałem tylko te, której są w lepszej sytuacji. Żal... przecież obok są przestronne obory.
Na mecie, na stacji kolejowej w Nawsiu zamelduję się o 13.31. Też chodzą z karwaczami, ale ja już tego nie focę. Słyszę tylko jak jedna z pań mówi "poczekajcie, od 14-tej to my lejemy i popamiętacie". Widocznie zwyczaj się trochę odmienił. Nie wiem jak to jest, bo zabrał mnie stamtąd pociąg do Czeskiego Cieszyna. Wolę w domu utulić Perełkę, która coraz mniej mnie widzi, a są jeszcze Święta. Czekała w swoim ulubionym miejscu na mój powrót. Bonusowe zdjęcie. Taniec radości był dopiero po chwili.
Kolejna bardzo udana wycieczka w lany poniedziałek. Nie sądzę, że odwiedzanie w tym dniu Filipki wejdzie na stałe do tradycji, bo skoro Koleje Śląskie ludzi wożą, to można pojeździć w inne miejsca.